Gaspard Ulliel: Ona już nie jest moją narzeczoną.
– Dlaczego?
Nie umiem walczyć o miłość.
– Więc taka piękna miłość, jak w „Bardzo długich zaręczynach”, jest nierealna?
Oczywiście, że to zmyślenie.
– Może aktor musi być samotny?
Nie jestem sam. Mam już nową dziewczynę.
– Tym razem się uda?
Nie wiem. Jest bardzo zazdrosna o moją pracę.
– Bo jesteś gwiazdą.
Nie gwiazdą, tylko aktorem.
– Tylko?
Nie wybrałem tego zawodu po to, by się podobać i by być rozpoznawalnym. Dla mnie liczy się tylko tych kilka minut między okrzykiem „akcja” i „cięcie”.
– Nudzi Cię szał medialny?
Większość aktorów tego zamieszania nie lubi, ale stanowi ono część naszej pracy. Jesteśmy gadżetami promocyjnymi. Byłoby idealnie, żebym mógł zagrać, a potem, żeby o mnie zapomniano.
– Podobno bojkotujesz festiwal w Cannes?
Byłem tam i poza udzielaniem wywiadów do dziewiątej wieczorem nic innego nie robiłem. Myślałem, że pójdę na plażę, obejrzę filmy, a to była po prostu fabryka. Następnego dnia zobaczyłem zwijanie dekoracji i miasto z godziny na godzinę przestało istnieć.
– Masz charakterystyczną urodę...
A, pewnie chcesz zapytać o mój tik? Gdy miałem sześć lat, pogryzł mnie pitbull. Chirurg, gdy mnie szył, powiedział, że miałem duże szczęście i będę mu dziękował. I dziękuję, bo ta skaza sprawia, że wyglądam ciekawiej w kamerze.
– Grałeś z Audrey Tautou. Zaprzyjaźniliście się?
Byliśmy kumplami, ale nic więcej. Ona jest bardzo tajemnicza. Reżyser śmieje się, że wie o niej tyle, ile przeczyta w gazetach. Zagraliśmy scenę miłosną i zaraz potem musiałem być już w okopach.
– Ciężkie jest życie żołnierza.
Spędzaliśmy mnóstwo czasu w błocie. Do tego zdjęcia były kręcone na początku zimy i naprawdę zastanawiam się dziś, jak ja to przeżyłem.
– Temat filmu to pierwsza wojna światowa. Francuzi mówią o niej „wielka wojna”.
Bo to była po raz pierwszy zagłada na taką skalę. Teraz zrobiła się moda na pierwszą wojnę światową. Zostało tak niewielu świadków. Wiele osób chce to wykorzystać. I dobrze.
– Pochodzisz z bardzo eleganckiej dzielnicy Paryża...
Jest snobistyczna. Nie boję się tego słowa.
– Jesteś więc snobem?
Ja nie, ale większość paryżan tak. Kiedy wejdzie się do modnej knajpy, wszyscy nawzajem się lustrują, sprawdzają, czy ubranie jest od Prady, czy od Comme des Garcons. Siedzą naburmuszeni, nieprzyjemni, bierni. Ja staram się być snobem, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Uważam, że nie ma w Paryżu fajnych miejsc, gdzie ludzie się dobrze bawią i traktują takie wyjście jak święto. Szkoda... Na szczęście ja nie należę do tego świata.
Anna Kaplińska-Struss/ Viva