Kilkuletni zastój w aktorskiej (i plotkarskiej – to nieodłączny „drugi świat” każdej szanującej się gwiazdy) karierze Muchy był tylko ciszą przed burzą: oto bowiem jak grom z jasnego nieba Anka znalazła się wszędzie – w prasie, w telewizji, na językach. Czyżby przez ten czas układała misterny plan wielkiego powrotu do show-biznesu, bez którego tak naprawdę nie istnieje, bo będąc słabą aktorką, nie podbiła ani naszego rynku filmowego, ani tym bardziej zagranicznego? Wygląda na to, że tak właśnie kombinowała, a efekt tego jest wręcz fenomenalny.
Mucha bzyczy
Na początku było ambitnie: Mucha robiła pierwsze, obiecujące kroki w aktorskim fachu u boku samego Stevena Spielberga, bo właśnie rolą (małą, ale zawsze zasilającą w sposób znaczący aktorskie CV) w „Liście Schindlera” mogła się poszczycić na samym starcie pracy w tym zawodzie. Jeszcze nie wydawała się tak próżna, jak zapowiadała w wywiadzie z Piotrem Najsztubem kilkanaście lat później: role się posypały i grała dalej u Andrzeja Wajdy („Panna Nikt”), u Jarosława Żamojdy w „Młodych wilkach”, kultowej komedii Olafa Lubaszenki „Chłopaki nie płaczą”, w „Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową” Krzysztofa Zanussiego, po drodze były też seriale („Matki, żony i kochanki”, „Na dobre i na złe”) i kilka spektakli Teatru Telewizji. Zaczęło się ambitnie, ale nagle skończyło na polskiej telenoweli „M jak miłość”, w której rozpędzona rolami u znanych reżyserów Mucha utknęła na dobre i nie wyszła poza schemat Madzi Marszałek przez lata, nie dostając w zasadzie innych propozycji. Skromna filmografia aktorki, mimo że urozmaicona ambitnymi kreacjami (a przynajmniej pretendującymi do takiego miana), zatrzymała się na roku 2003 i od tego czasu Mucha zapuszkowała się rolą w tasiemcu, zmieniając w nim tylko swój image i testując wybrykami swojej bohaterki sympatię widzów, którzy jednak Madzię kochali – za nieporadność życiową, za ciągłe wpadanie w tarapaty, za aborcję, po prostu za granie w ich ulubionym serialu. Ale Mucha nie chciała takiej biednej, telenowelowej miłości. Po kilku latach zaczęła wierzgać i to na tyle widocznie, że zaczęło być o niej (nareszcie) głośno. Ale całkiem inaczej, niż można by się spodziewać.
Związała się z Kubą Wojewódzkim, showmanem, u którego prawdopodobnie brała pierwsze szlify braku ogłady i niewyparzonego języka. Byli nierozłączni, o ich związku trąbiły wszystkie media, a nawet wtedy, gdy się rozstali (czy też rozstawali, bo co rusz tabloidy nakrywały parę na wspólnym wyjeździe do Krakowa czy wypadach na koncerty), długo było jeszcze głośno o kulisach ich wspólnego życia. Ale był to strzał w dziesiątkę – zaplanowany czy nie, związek stał się numerem jeden w ważnych epizodach z życia aktorki. Świetna trampolina do dalszych wybryków.
Mucha gryzie
Rok 2006 był przełomem w jej karierze raczkującej celebrytki. Podczas Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni prowadziła konferansjerkę razem z Maciejem Orłosiem, występując w dość odważnej, bo odkrywającej plecy aktorki (Kuba Wojewódzki wyśmieje jej „otłuszczony tył” w swoim show) sukience, ale to było tylko preludium. Mucha wbiła kij w mrowisko, zapowiadając przed zebranymi w sali gośćmi, że nie będzie już przynudzać, bo na zapowiadanym przez nią filmie i tak wszyscy zasną z nudów. Burza, jaka się po tej wypowiedzi (uzupełnionej przez jeszcze jedną uwagę aktorki, która dorzuciła jeszcze: Zaraz zobaczymy, czy lepiej debiutować późno, czy wcale, „dobijając” reżysera, Piotra Uklańskiego, o którym filmie była cały czas mowa) rozpętała, była wyjątkowo gwałtowna: Muchę natychmiast odsunięto od prowadzenia Festiwalu, zaś jego dyrektor, Mirosław Bork, wyklął aktorkę z grona ludzi mających coś sensownego do powiedzenia i jednocześnie pasującego do klimatu festiwalu. Mucha dostała pierwszą szpilkę skandalistki, ale to był dopiero początek – efekt kuli śnieżnej dopiero miał nastąpić. Wszystkie media „wsiadły” bowiem na te odkryte i bulwersujące poziomem tkanki tłuszczowej plecy aktorki, o których potem było jeszcze głośniej niż o wypowiedzi Muchy w Gdyni.
Mucha lata
Uwielbiający skandale Kuba Wojewódzki zaprosił czym prędzej Muchę do swego studia i ocenił, jak się mają wieści o kilogramach tłuszczu, jakie pokrywały plecy aktorki. I rzeczywiście: widzowie jego show zobaczyli, że aktorka ma nadprogramowe pokłady tej części ciała, ale które zostały jednocześnie delikatnie wyśmiane. Kuba wziął jednak swoją (jeszcze) dziewczynę w obronę, bowiem przyznał jej rację w sprawie napuszenia gali Festiwalu i tego, że dzisiejsza polska sztuka filmowa nie niesie praktycznie żadnej głębszej wartości, a wręcz przeciwnie – komercjalizuje się na potęgę. Wyklęta przez salony aktorka znalazła się wśród tych, którzy szczerze mówią to, co myślą, a co nie zawsze jest dobrze widziane przez wzniosłych, pełnokrwistych artystów, ale o to jej właśnie chodziło – mimo że sama nie zagrała ani jednej znaczącej roli, „miała czelność” wypowiedzieć się negatywnie o filmie uznanym powszechnie za wybitny debiut. Ale o to jej chodziło – wzbudziła ferment, który mimo wszystko służył jej osobie. Do czasu.
Ale brak filmowych propozycji nie dał się zagłuszyć: Muchę zaczęło ciągnąć za granicę. W serialu Madzia Marszałek wybiera się w oczyszczającą podróż do Azji, by odetchnąć od swoich ciągłych problemów w Polsce. W rzeczywistości plany Muchy były podobne: potrzeba odpoczynku od dość zagęszczonej wokół niej atmosfery i samotności (kilka tygodni wcześniej rozstała się z Kubą) sprawiły, że aktorka postanowiła zmienić coś w swoim życiu. Postawiła więc na samodoskonalenie – mając w ręku list polecający od samego Andrzeja Wajdy pewnego wrześniowego dnia 2007 roku wsiadła do samolotu relacji Warszawa–Nowy Jork i tyle ją widziano. Przez cały rok o Musze ślad zaginął, do prasy przeciekały tylko informacje o szkole aktorskiej Lee Strasberg Theatre and Film Institute, do której Ania uczęszczała i w której dostała – jak zapewniała po powrocie – niezłego „kopa” do pracy nad sobą i swoim warsztatem. W Polsce zostawiła sobie jednak furtkę na wypadek, gdyby jakimś cudem nie powiodło jej się za Oceanem – do „M jak miłość” miała otwarte drzwi. No i wróciła – po niecałym roku jako nowonarodzona aktorka z dyplomem, o której znowu miało być głośno. Ale nie za sprawą aktorstwa, a… śpiewu. Bo Mucha przyjęła propozycję wzięcia udziału w 4. edycji show „Jak Oni śpiewają” wbrew zaleceniom Elżbiety Zapendowskiej, która obiecała jej, że gdy aktorka zdecyduje się śpiewać, to nauczycielka śpiewu zwyczajnie ją „zamorduje”. Więc Ania zaryzykowała – postawiła wszystko na jedną kartę, planując zwycięstwo w „JOŚ”, a po drodze – a jakże – kilka pomniejszych skandali. Ale już bez otłuszczonych pleców, bo z USA Ania wróciła nie tylko z wiarą w siebie, a przede wszystkim ze zgrabną, kobiecą figurą, szczuplejszą o jakieś… 14 kilogramów!
Mucha zawodzi
Profesjonalny aktor musi umieć nie tylko grać, ale śpiewać, więc Mucha zaczęła nucić piosenki razem z innymi gwiazdami, które z wokalem nie miały do czasu „objawienia piosenkarskiego talentu w JOŚ” styczności. Ania starała się wydobyć z siebie chociaż krztynę niezafałszowanej melodii, ale niestety poległa na całej linii – Zapendowska dobrze ją ostrzegała, że Mucha do śpiewu się nie nadaje. Co jej więc zostało? Grać – ale za pomocą błazenad, które odwracały (skutecznie, aż do 12. odcinka show, na koniec którego odpadła z programu) uwagę widzów od tego, na co powinni zwracać w śpiewającym programie naprawdę uwagę. Ania wyszła więc na scenę raz przebrana za Grzegorza Skawińskiego, raz jako zakonnica zaśpiewała hit „Satisfaction” Rolling Stonesów, w kolejnym odcinku udawała prostytutkę rozchwytywaną przez grupę „spragnionych” mężczyzn. Ten szokujący styl zapewnił jej na długo zainteresowanie widzów show, ale w końcu Ania odpadła, plasując się na 5. miejscu edycji. Ale jej wciąż było mało – „JOŚ” minął i o Musze nikt już nie pamiętał, szczególnie że kolejna edycja pojawiła się na antenie. Anka musiała wymyślić coś innego. I wróciła do grania.
Mucha uwodzi
Ponoć się nie pchała do TVN-u, ale wersji jest tyle, ile stron czyli dwie: albo Mucha sama chciała wystąpić w bijącym rekordy popularności serialu „Teraz albo nigdy!”, albo reżyser sam ją zaprosił. W każdym razie rola uwodzicielskiej Olgi sprawiła, że znowu było o niej głośno, wywracając swoją postacią do góry nogami dotychczasowy scenariusz serialu. Madzia Marszałek odeszła na razie w niepamięć – oto seksowna i ponętna Olga, która z obcasami weszła w życie jednej z par serialu, doprowadzając niemal do jej rozpadu. Znowu rola tej, która „miesza”, ale widocznie Ani się ona spodobała i widać było, że czuje się w niej dobrze. Mucha jednak szła już rozpędem i wreszcie dała się namówić Marcinowi Mellerowi na rozbieraną sesję w „Playboyu”, co było strzałem w dziesiątkę, bo Ania i jej piersi (oraz cała zgrabna i ponoć „niefotoszopowana” figura) rozgrzały wszystkie media, a mężczyznom całego kraju – i chyba nie tylko im – wpadły w oko, sprawiając, że te zdjęcia były jednymi z najbardziej odważnych w historii polskiej edycji pisma i najczęściej komentowanymi wśród znawców mediów i samych gwiazd.
agronews.com.pl
Ale Ania wpadła też w oko twórcom ramówki TVN-u, którzy byli właśnie w trakcie kompletowania gwiazd do kolejnej edycji „Tańca z Gwiazdami” i wtedy, gdy my oglądaliśmy ostatnie odcinki serialu, Ania brała już nauki tańca u boku Rafała Maseraka, z którym miała zatańczyć w show. Cztery miesiące ciężkiej pracy nad techniką taneczną, ale przede wszystkim nad popularnością – aktorka była gotowa, by ponownie zawalczyć o wszystko. I tym razem się udało – zwyciężyła „TzG”, pokonując o włos Nataszę Urbańską i udowadniając, że samozaparcia i motywacji ma w sobie naprawdę dużo.
Mucha triumfuje
Szał, jaki rozpętał się wokół Ani po jej wygranej w „TzG”, nie był jednak ostatecznym wybuchem: kolejną niespodzianką była propozycja uzupełnienia jury innego tanecznego programu, „You can dance”, którego sędziowski skład zubożył się o Weronikę Marczuk-Pazurę. Mucha oczywiście propozycję przyjęła i było to przedłużenie dobrej passy aktorki, która stała się nareszcie znana dlatego, bo jest znana. Oczywiście szczęśliwa Mucha nie zapomniała o swoim ostrym języku i daje mu upust podczas przesłuchań w „YCD”, podczas których zaczęła się kłócić z Austinem Egurollą i Michałem Pirogiem, jeszcze bardziej podgrzewając atmosferę wokół siebie. Pierwszorzędne zagranie celebryckie, tylko gdzie w tym wszystkim aktorstwo, które szlifowała przez kilkanaście miesięcy w USA? Ponoć pojawiła się także informacja, że Mucha zasili skład aktorów serialu „Na Wspólnej”, a tym samym odejdzie z TVP 2, w której od lat „zdychała” show-biznesowo w roli Madzi Marszałek.
Czyżby w tym wszystkim jednak chodziło o grę? Na pewno, ale bardziej chodzi tutaj chyba o grę z mediami – bo wszystkie te ruchy Muchy są czystą kalkulacją i nastawieniem na osiągnięcie jak największego sukcesu. Nieważne, że nie związanego kompletnie z jej początkową aktorską pasją. Mucha bowiem umiejętnie łączy zainteresowanie swoją osobą z aktualnymi potrzebami telewizyjnych producentów i widzów, sprytnie unikając jednocześnie spowiedzi na temat swego prywatnego życia. Oto wygadana, zadziorna, szczera do bólu i seksowna pierwszorzędna gwiazda show-biznesu – przynajmniej przez kolejne 4 miesiące trwania 5. edycji „YCD””. Co będzie potem? Już Mucha się postara, by łatka skandalistki idącej po trupach do celu szybko od niej nie odpadła. Najwidoczniej taki sposób na show-biznes jej się bardziej opłaca niż aktorstwo, potwierdzając opinię Karoliny Korwin-Piotrowskiej.
Fot. oprócz sesji z "Playboya" - MWmedia
Magdalena Mania