„Fakty”

Zobaczcie znanych prezenterów w wyjątkowej sesji, inspirowanej głośnym filmem „Good Night, and Good Luck”.
/ 02.06.2006 15:42
fakty-copy.jpgDyżur do piątej nad ranem, bo zaczyna się wojna w Iraku, dwie doby bez snu po zamachu na World Trade Center, kilka dni przed kamerami, gdy odchodził Jan Paweł II? Tak, praca w newsach nigdy się nie kończy. To nie miejsce dla słabych albo mających wątpliwości. Justyna Pochanke, Kamil Durczok, Grzegorz Kajdanowicz i Piotr Marciniak wiedzą o tym doskonale.

Film „Good Night, and Good Luck” to historia amerykańskiego dziennikarza stacji CBS Edwarda R. Murrowa, który prowadzi walkę z komisją senatora Josepha McCarthy’ego powołaną do tropienia spisków przeciw Ameryce. Murrow odkrywa prawdę na temat działań komisji i sfingowanych procesów. Kariera świetnego dziennikarza wisi na włosku, a koncern medialny Murrowa zaczyna mieć kłopoty na rynku reklamowym. Ale ekipa CBS-u nie odpuszcza. Prawda i obiektywizm ponad wszystko! Tak brzmi przesłanie głośnego filmu George’a Clooneya, tak samo brzmi zasada dziennikarzy „Faktów” stacji TVN.

Wszystkie drogi prowadzą do „Faktów”
Podobieństwo nie jest przypadkowe. Kiedy pojawiły się plotki, że Kamil Durczok odchodzi z „Wiadomości”, na rynku mediów zawrzało. Zaczęły się spekulacje - dokąd przejdzie najpopularniejszy dziennikarz w Polsce. Wszyscy zadawali mu pytanie: „Co dalej?” A on zbywał ciekawskich i spokojnie prowadził rozmowy z TVN-em. „Wielokrotnie rozmawiałem z kolegami po fachu o tym, że najważniejsza w tym zawodzie jest gwarancja niezależności”, mówi Durczok. „Jeśli ma się pełne poparcie szefów, to można wszystko! Wiem, że w »Faktach« będę miał takie zaplecze”, dodaje. Durczok - jak Murrow - jest dociekliwy, surowy i nie odpuszcza. Nawet wtedy, gdy niewiarygodnemu politykowi trzeba dać kuksańca albo powiedzieć wprost: „Pan mija się z prawdą, panie pośle!”
Gdy Justyna Pochanke odbierała nagrodę Grand Press, była zaskoczona i oszołomiona. Najważniejsza dziennikarska nagroda była w jej rękach. Po latach trudów, po burzliwym odejściu z Radia Zet, tworzeniu od podstaw TVN24 dostała od branży dziennikarskiej wielkie „dziękuję”. Taki sukces smakuje! „Dziś wiem, że na niezależność i odwagę można sobie pozwolić, mając za sobą zespół i firmę, która w trudnych sytuacjach zawsze stanie za tobą murem”, komentuje. „Mając taką świadomość, można dotykać najtrudniejszych, spraw”, dodaje. Za pancerzem ostrej dziennikarki kryje się delikatna kobieta. Mama, która wstawała na poranne dyżury w radiu o świcie, kiedy jej kilkumiesięczna Zuzia smacznie spała. Po rozwodzie przez kilka lat mieszkała z córką sama. „Na szczęście miałam rodzinę, która bardzo mi pomogła. Nie wierzę, że można wszystkiemu podołać w samotności. Bohaterowie nigdy nie są samotnikami. Działać należy zespołowo. I w życiu, i w pracy”. Murrow myślał tak samo.
Grzegorz Kajdanowicz także wierzy w zespół. Ale i w siebie. Zawsze był uparty i konsekwentny. Ma temperament newsowca. To, co zacznie dziś, musi tego samego dnia zakończyć. Kiedyś pracował po 15 godzin bez wytchnienia, teraz stara znaleźć się czas dla żony i dwóch synów: pięcioletniego Kajetana i półtorarocznego Karola. Od dwóch lat Kajdanowicz jest prezenterem „Faktów”. Prowadzi weekendowe wydanie na zmianę z Piotrem Marciniakiem. Marciniak, który studiował wcześniej geologię, mówi, że prawdziwe emocje przeżywa dopiero po powrocie do domu. W studiu jest zamieszanie, technika do opanowania, wydawca mówiący do słuchawki przyczepionej do ucha, gwar. W domu dopiero można złapać dystans, ocenić, co się wydarzyło i jaką to miało temperaturę i wagę.
Motto Edwarda Murrowa, a także filmu George’a Clooneya było klarowne: Dziennikarstwo to zawód, który zobowiązuje. Z którym łączy się kilka innych słów, takich jak niezależność, godność, wolność słowa. Ludzie „Faktów” starają się temu wyzwaniu codziennie sprostać. Kiedy pada z ekranu to słynne: „Jest 19.00, zaczynamy »Fakty«”, rusza sprawdzian z etyki zawodu i profesjonalizmu.

Azyl dla duszy newsowca
Praca po 10-12 godzin dziennie i nieustanne poszukiwanie spokoju i dystansu. Znaczenie tych słów zna każdy z nich. Każdy balansuje na niezwykle trudnej linie między pracą a prywatnością. Kamil Durczok przez lata na weekend jeździł do żony Marianny i synka Kamila do Katowic. Te jego weekendowe wyjazdy stały się przedmiotem towarzyskich żartów, bo wciąż podkreślał, że do stolicy się nie przeniesie. Ale życie weryfikuje dawne deklaracje. Tęsknota bywa silniejsza. Teraz już wie: zbliża się czas pakowania walizek. Chce sprowadzić rodzinę do Warszawy.
Od czasu, kiedy Justyna Pochanke ponownie wyszła za mąż, za swojego szefa Adama Pieczyńskiego, jej dom jest gwarny i wesoły. Wie, że nareszcie ma dokąd wracać. Grzegorz Kajdanowicz zawsze dużo pracował, ale żona rozumiała jego wybory. Od czasu, kiedy po raz drugi zostali rodzicami, podzielili się obowiązkami, a właściwie nocami przy dziecku. „Teraz śpię co drugą noc, a co drugą czuwam”, uśmiecha się Kajdanowicz. „Karol przyszedł na świat półtora roku temu i wtedy dopiero dostałem w kość. Nie spał w nocy, co chwilę płakał i budził się codziennie około piątej rano, gotowy do zabaw. Od momentu wprowadzenia dyżurów czasem się wysypiam”, dodaje. Piotr Marciniak nie opowiada wiele o życiu prywatnym. Od sześciu lat jest w udanym związku. Kiedy kończy prowadzić program, pakuje rzeczy i biegnie do narzeczonej Ani. Jest szczęśliwym facetem.

A gdy przychodzi spełnienie
Cała czwórka wygląda ma zadowolonych i spełnionych ludzi. Z pewnością ma na to wpływ udane życie prywatne, ale na słowo „praca” świecą się oczy każdego z nich. Kiedy pytamy o trudy i żmudne początki, oni właściwie widzą tylko pozytywne tych początków zakończenia. Justyna Pochanke po latach spokojnie wspomina swoje początki. Z dystansu patrzy na pierwsze kroki w radiu, swoje przejście do TVN24, które zaowocowało natychmiastową ogromną popularnością. „Niemal na początku mojej pracy dostałam szansę od losu. Idąc 11 września 2001 roku na dyżur, nie miałam pojęcia, że za chwilę będę relacjonowała wydarzenie tej rangi, co zamachy na World Trade Center”, wspomina Pochanke. Tamte dni ustawiły jej karierę zawodową. Przełomem w życiu Grzegorza Kajdanowicza było (poza podwójnym ojcostwem oczywiście) przejście do tworzącej się dopiero telewizji TVN. „Miałem 25 lat, za sobą cztery lata pracy w »Teleexpressie«, dobrą pozycję, niezłe pieniądze. Ówczesny mój szef Milan Subotic zaproponował mi pracę w prywatnej stacji, która tworzyła program informacyjny. Powiedział krótko: »Nie wiadomo, jak będzie, czy to się w ogóle uda, ale zaryzykuj!« Skoczyłem na głęboką wodę. Pracowałem po kilkanaście godzin na dobę, w studiu spędzałem większość weekendów... Ostre tempo, ale też poczucie, że nigdzie nie nauczyłbym się w tak krótkim czasie tak wiele. Dziś przyznaję: warto było zaryzykować!”
Piotr Marciniak dziennikarzem chciał być zawsze, ale nie planował kończyć dziennikarstwa, bo pod koniec lat 80. był to wydział mocno upolityczniony. „Studiowałem geologię na UW i nauki środowiskowe w Londynie. Po powrocie przypadkiem usłyszałem, że radiowa Trójka ogłasza konkurs na prezentera. Poszedłem z ulicy i tak zaczęła się moja przygoda z tym zawodem”, mówi Marciniak. Szybko upomniało się o niego Radio ZET. Z marszu wszedł na antenę jako jeden z prowadzących serwisy informacyjne. Przełomem w jego życiu była decyzja, czy po odejściu z Zetki przejść do TVN24. Obawiał się utraty anonimowości. Teraz z powodzeniem odnajduje się w roli prezentera. I to jest dla niego fantastyczne.
Durczok w wieku 24 lat został dyrektorem katowickiego radia TOP FM. Potem była Telewizja Katowice. W 1998 trafił do TVP - najpierw do programu „W centrum uwagi”, potem do „Monitora Wiadomości”, a następnie do „Wiadomości”. W TVP prowadził także „Debatę”, „Forum” i „Gościa Jedynki”. Wszystkie te programy to były kolejne zmiany, zawsze na lepsze. Dziś Durczok z dużą swobodą opowiada o nerwach i stresie, jakie towarzyszyły mu przy pierwszej „Debacie”: „Pamiętam, że to był totalny zwrot w karierze. To była dyskusja między ministrem sportu Jackiem Dębskim, a wiceprezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej w czasie totalnego konfliktu między nimi. Wiedziałem, że to moja wielka szansa. Stres, który mi towarzyszył, porównywalny był tylko z drugim przełomem w karierze, czyli przejściem do TVN, gdzie od 1 maja prowadzę »Fakty«.
Durczok ma poczucie spełnienia, nie tylko w zawodowym sensie. Wygrał życie na loterii. Dosłownie. Kiedy dowiedział się, że ma raka, przewartościował wszystko. „Kiedy wychodziłem z ostatniej chemioterapii, zamykając za sobą drzwi szpitalnego pokoju, narodziłem się na nowo. Nie zapomnę tego uczucia nigdy. To tamte chwile ułożyły na nowo moją hierarchię wartości. Dzięki świadomości tego, że wszystkie superważne sprawy mogą się rozsypać w ciągu jednej godziny, wiem, że życie idzie dalej i że to ono jest najważniejsze”.

Agnieszka Prokopowicz, Monika Stukonis/ Viva!
Zdjęcia Piotr Porębski/Metaluna
Stylizacja Bartek Michalec/Metaluna
Asystent stylisty Marcin Żarczyński/ Metaluna
Makijaż Beata Milczarek/Metaluna
Fryzury Sylwia Habdaś-Zardoni/ Metaluna
Scenografia Kasia Jarnuszkiewicz
Asystent scenografa Kasia Pawłowska
Produkcja sesji Michał Korolec