Edyta Herbuś

Łatwo wdaje się w romanse, czy jest wierna w miłości? Bawi się w nocnych klubach, czy jest domatorką?
/ 31.08.2007 15:39
Zrobi wszystko dla sławy, czy po prostu umie skorzystać z danej jej przez los szansy? Edyta Herbuś - tancerka i początkująca aktorka mówi, jaka jest naprawdę.

- Tancerka, aktorka czy piosenkarka. Kim się czujesz?

Na pewno jestem tancerką. „Taniec z gwiazdami”, w którym wystąpiłam z Kubą Wesołowskim, a potem z Marcinem Mroczkiem był dla mnie krokiem do podjęcia kolejnych wyzwań: aktorstwa i śpiewu.

- I co ci się bardziej spodobało?
Nigdy nie miałam ambicji, żeby zostać piosenkarką. Udział w programie „Jak Oni śpiewają?”  od początku do końca był dla mnie po prostu zabawą. Chciałam zobaczyć, jak to jest.

- Z aktorstwem poszło ci całkiem nieźle. Zagrałaś w serialu „Na Wspólnej”, a jesienią w telewizji Polsat pojawi się nowy serial. „Tylko miłość”, w którym grasz...?
Głównym bohaterem serialu jest zamożny architekt, Rafał, grany przez Bartka Świderskiego. To wdowiec, ma  ośmioletnią córeczkę. Ja gram jej opiekunkę, Zuzę – dziewczynę, która przyjechała do stolicy z małego miasta, bo marzy jej się kariera primabaleriny. Zuza jest trochę roztargniona, czasami nie do końca uważnie wypełnia swoje obowiązki, ale jest bardzo związana z dzieckiem. Ubiera się zupełnie inaczej niż ja: nosi luźne spodnie, chłopięce ciuchy, trampki. I porusza się, delikatnie mówiąc, bez gracji. Jako tancerka, miałam z tym spory problem...

- Historia Zuzy przypomina trochę twoją: też przyjechałaś do stolicy z rodzinnych Kielc, żeby tu szukać szczęścia?
Właściwie tak...

- Jak do tego doszło? Skąd wziął się taniec w twoim życiu?
Gdy byłam jeszcze w podstawówce, któregoś dnia po drodze do szkoły zauważyłam plakat, z informacją, że na moim osiedlu powstaje szkoła tańca. A że byłam ciekawskim dzieckiem, poszłam zobaczyć, co to nowego się szykuje. Po pierwszej godzinie zajęć wiedziałam, że to jest właśnie to coś, co chcę robić w życiu. Chodziłam na zajęcia po szkole dwa, potem trzy razy w tygodniu. Szybko okazało się, że dzień bez tańca jest dla mnie dniem straconym.

- Dziewczynki w twoim wieku grały wtedy po szkole w gumę...
Owszem, chodziły też do kina, jeździły na wycieczki szkolne. A ja każdą wolną chwilę poświęcałam na taniec. Ale też nie było to dla mnie jakieś wielkie poświęcenie, bo taniec sprawiał mi wielką frajdę. Nawet, gdy byłam chora, to opatulona po uszy i tak szłam na trening.

- A nauka?
To był jedyny warunek, jaki postawili mi rodzice: mogę trenować, ale nie wolno mi opuścić się w nauce. Na szczęście nie miałam w szkole problemów. Mogę nawet nieskromnie się pochwalić, że w podstawówce ze średnią 5,6 byłam jedną z najlepszych uczennic w szkole!

- To pewnie rodzice byli dumni z tak zdolnej i pracowitej córki?
Mam nadzieję. Do tej pory bardzo mi kibicują i gorąco mnie wspierają. Co prawda rzadko bywam w rodzinnym domu w Kielcach, ostatnio już chyba tylko na święta. Od kiedy jednak niedawno kupiłam mieszkanie w Warszawie, rodzina często mnie odwiedza. Daje mi to siłę i energię do działania.

- Dlaczego wyjechałaś z Kielc?

Po skończeniu szkoły średniej poczułam, że Kielce stały się dla mnie zbyt małe, pod względem rozwoju artystycznego. Moja praca ograniczała się do prowadzenia kursów, albo od czasu do czasu jakiegoś pokazu w Sylwestra czy Andrzejki. Aby dotrzeć do lepszych trenerów, trzeba było wyjechać. W planach miałam Londyn – światową stolicę tańca. Jednak po drodze zahaczyłam o Warszawę. Trafiłam na casting i wygrałam rolę w reklamie słodyczy. Potem był pokaz w „Sylwestrze z Jedynką” i okazało się, że jest tu tak dużo pracy, że nie trzeba wcale dalej wyjeżdżać.

- Wciąż nie narzekasz na brak zajęć. Stałaś się rozpoznawana na ulicy, twoim życiem interesują się paparazzi. Czujesz ich oddech na plecach?
Czasami nie jest łatwo, ale staram się nie popadać w paranoję. Nie rozglądam się na boki, czy ktoś mnie nie śledzi, nie obserwuje.

- Jak reagujesz na różne „sensacje” na własny temat?
Wiem, że najlepszym sposobem jest dystans i staram się go utrzymywać. Przyznaję jednak, że nie zawsze się to udaje. Nieraz łzy same cisną się do oczu...

- Pamiętasz, która z plotek zabolała cię najbardziej?

Nie wiem, czy najbardziej, ale do dziś pamiętam, jak kiedyś zobaczyłam w gazecie swoje zdjęcie, na którym fotograf jakimś cudem uchwycił fragment moich majtek. Podpis pod tym zdjęciem informował, że chciałam za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę bo „przecież jestem w stanie zrobić wszystko dla rozgłosu”. To było uderzanie poniżej pasa.

- Prasa też rozpisuje się o twoich romansach, np. z Kubą Wesołowskim?
Śmieję się z tego. Jestem stała w uczuciach. Od kilkunastu lat mam tego samego chłopaka. Ale nie chcę mówić o moim życiu prywatnym.

- Dlaczego?

Bo to byłoby przyzwolenie na dalsze szperanie w moim życiu, kolejne zdjęcia, wymyślone podpisy...

- To opowiedz chociaż o swoim nowym mieszkaniu.

Naprawdę moje to ono będzie za... 35 lat, kiedy spłacę kredyt (śmiech). Jest nieduże, z pięknym widokiem na drzewa i fantastycznie oświetloną synagogę. Uwielbiam ten widok, gdy wracam z pracy, uwielbiam swoje mieszkanie. To ogromna frajda mieć własny kąt, urządzony według własnego pomysłu.

- Jak urządziłaś to swoje przytulne gniazdko?
Salon mam w kolorach natury, różne odcienie brązu i wanilii. Sypialnia jest zupełnie inna: na ścianie mam ogromnego dzikiego tulipana w nasyconych barwach różowo-purpurowych na czarnym tle. W trzecim pokoju urządziłam garderobę.

- Ciuchów chyba masz w tej garderobie całkiem sporo?

Trochę ich jest (śmiech). Lubię się ubierać, ale bez przesady, nie mam zwyczaju „krzyczeć” swoim wyglądem. Lubię klasykę, a na co dzień najczęściej noszę dżinsy i szpilki.

- Trzeba przyznać, że potrafisz efektownie się ubrać, dobrać makijaż i fryzurę. Czy to zasługa studium charakteryzacji i wizażu filmowo- -teatralnego, które ukończyłaś?
Po części pewnie tak. Jednak najwięcej nauczyły mnie te wszystkie lata, które spędziłam na tanecznych parkietach. W czasie turniejów, taniec to jedno, ale musiałam również nauczyć się szybko zrobić sobie makijaż i fryzurę, dobrać  strój.

- Jak myślisz, dlaczego niektórzy ludzie wciąż czyhają na jakieś twoje potknięcie, starają się ci dopiec?
Może kieruje nimi zawiść? Na pewno łatwiej jest krytykować innych, niż walczyć o własne marzenia.

- Jakie masz plany na przyszłość?
Chciałabym kupić kawałek ziemi w pięknym, odludnym miejscu, postawić góralską chatę, mieć duży ogród i pić rano kawę na tarasie. Chciałabym stworzyć swój spektakl taneczny. I bardzo bym chciała dostać w przyszłości szansę wykazania się jako aktorka: zagrać główną rolę w filmie fabularnym.

- A rodzinne plany jakieś masz?

No pewnie! Jak każda kobieta! Ale te plany są jeszcze odległe.

Rozmawiała Monika Wilczyńska / Przyjaciółka

Redakcja poleca

REKLAMA