Skąd się bierze ta popularność telewizyjnych dzieci? Może stąd, że rola aktorska dla dziecka to nic innego jak kolejna zabawa, którymi wypełniony jest czas w przedszkolu czy domu, dlatego występowanie przed ekranem wychodzi mu bardziej spontanicznie i naturalnie niż niejednemu dorosłemu aktorowi, chcącemu pokazać swój aktorski kunszt od jak najbardziej profesjonalnej strony. Brak tremy i potrzeby przypodobania się widzom – oto główne argumenty przemawiające za coraz większą popularnością dziecięcego biznesu na ekranie, ale dość niebezpiecznego – bo nikt nie zapewni młodego aktora, że rola rozkosznego syna czy córeczki nie pozostanie jedyną, jaką kiedykolwiek zagra.
Młodociane niewypały aktorskie
www.wik.com.pl
Najsławniejszy dzieciak filmu, czyli Macaulay Culkin, odtwórca roli Kevina w serii „Kevin sam w domu”, zapowiadał się całkiem nieźle: uroczy blondynek, który w drastyczny, widowiskowy, ale skuteczny sposób ratuje siebie i dorobek swych rodziców przed włamywaczami, zakończył swoją karierę aktorską tak naprawdę na tej postaci. Potem już było tylko gorzej – w tym nominacje do Złotej Maliny za kolejne nieudane wcielenia aktorskie, w których pojawiał się już nie jako słodki chłopczyk, ale mężczyzna, którego widzowie nie zaakceptowali. Dla wszystkich pozostał po prostu małym, pomysłowym i zapomnianym przez rodzinę chłopcem, do którego nie pasowały już inne wcielenia - szczególnie te spod znaku narkotyków i alkoholu, które stały się przez kilka lat codziennością aktora.
www.filmpolski.pl
Przypadki dziecięcych niepowodzeń aktorskiej kariery miały miejsce także w Polsce: znany z „Podróży za jeden uśmiech” czy „Stawiam na Tolka Banana” Henryk Gołębiewski był młodocianą gwiazdą PRL-owskich produkcji dla młodzieży, ale podobnie jak w przypadku Culkina – skończyło się tylko na roli sympatycznego łobuziaka. Ostatnio jego aktorski wizerunek próbowano „reanimować” rolą w „Edim”, ale niestety – bez skutku. Z kolei u Filipa Łobodzińskiego, również odtwórcy ról w serialach „Stawiam na Tolka Banana” oraz „Podróży za jeden uśmiech” nie ukrywa dzisiaj, że przygoda aktorska była dla niego – podobnie zresztą jak dla braci Kaczyńskich – tylko jednorazową zabawą i nie wiązał on nigdy z występowaniem w filmach większych planów, skupiając się od początku na szlifowaniu dziennikarskiego fachu – dzisiaj jest cenionym dziennikarzem muzycznym.
Dojrzewanie na ekranie, czyli amerykańskie „Ich pięcioro”...
www.popcorner.pl
W USA – i u nas – dużą popularnością cieszył się w latach 90. serial „Ich pięcioro”, opowiadający o losach piątki osieroconego rodzeństwa, które musi sobie poradzić z przyspieszonym kursem dorosłości i samodzielności. Początkowo niezbyt popularny, już kilka tygodni po starcie na kanale FOX stał się jednym z najbardziej popularnych seriali w Ameryce. Atutem było pokazanie tylko dorastających, młodych ludzi, pozbawionych kompletnie wsparcia dorosłych. Najmłodszą postacią w serialu był mały Owen, którego dorastanie, począwszy do okresu niemowlęcego, można było obserwować przez 6 sezonów. Jednak najbardziej podczas kręcenia serialu zmieniła się Lacey Chabert, która z podlotka przeobraziła się w młodą kobietę, a zmiany – jak to u kobiet – były mocno... naoczne. Serial był jednak pozbawiony dziecięcego uroku młodych aktorów – większość z nich, oprócz małego Owena i nastoletniej Claudi (Chabert), była już dwudziestoparolatkami, którzy musieli się ostro napracować, by utrzymać rodzinę – sielankowości dzieciństwa, jaką widać w polskich produkcjach tego typu, gdzie każde dziecko otoczone jest miłością lub przynajmniej wsparciem rodziny, w „Ich pięciorgu” nie było i może dlatego stał się tak popularny.
Serial okazał się jednak trampoliną dla wielu aktorów grających w nim role: Jennifer Love Hewitt, Mathew Foxa (głównego bohatera serialu „Lost”), Neve Campbell („Krzyk”) i samej Chabert („Zagubieni w kosmosie”).
… i polska „Rodzina zastępcza”
www.img.interia.pl
Z kolei jedną z najbardziej znanych dziecięcych gromadek jest przyszywane rodzeństwo z serialu „Rodzina zastępcza”. Emitowany od roku 1999 tasiemiec pozwolił na obserwację, jak bardzo występujące w nim dzieci – zarówno mentalnie, jak i fizycznie – zmieniły się z rozkosznych maluchów w nastolatków. Serial przyciągał nie tylko ciepłą, rodzinną atmosferą, ale właśnie dzięki dziecięcym kreacjom młodych aktorów: Moniki Mrozowskiej, Oli Szwed, Aleksandra Ihnatowicza, Misheel Jargalsajkhan i Sergiusza Żymełki, bez których wszystkie zabawne perypetie nie miałyby tyle uroku.
Karierę z tej piątki rozwija dzisiaj tak naprawdę tylko Ola Szwed, pokazująca się coraz częściej w innych serialowych produkcjach oraz różnego rodzaju show i na okładkach tabloidów jako bohaterka romansu z synem Tomasza Stockingera. Znana bardziej jako celebrytka, mniej jako ceniona aktorka – podczas emisji serialu widać było, jak Ola zmienia się z niewinnej, naturalnej dziewczynki w niemal wampa, co rzutowało widocznie na jej grę aktorską. Jej koleżanka z planu, Monika Morozowska, znana jest z ról w kilku filmach, w których wystąpiła w ostatnich latach, ale bez rewelacji – najgłośniejsze w jej karierze okazały się dwie sesje do „Playboya”, w których wzięła udział.
Reszta dzieci, czy też dorosłych już dzisiaj osób, albo zrezygnowała z występowania w serialu (tak jak Misheel, która podjęła studia medyczne we Wrocławiu czy Olek – on również przedłożył zajęcia na SGH nad popularność), albo dalej w nim występuje, korzystając z uroków rozpoznawalności i pierwszej, uczciwie zarobionej gotówki. Póki co nic nie wskazuje na to, żeby „Rodzina...” miała być zdjęta z anteny, dlatego aktorzy mogą być póki co spokojni o swoją karierę.
Być dzieckiem, ale zarabiać jak dorosły
Każda praca wymaga jednak odpowiedniej zapłaty, aktorstwo to zawód jak każdy inny – jak to wygląda wśród polskich, młodych gwiazd ekranu? Gdy w roli menadżera aktora występuje rodzic, żądania finansowe mogą być czasem zatrważająco wysokie.
www.m-jak-milosc.pl
Jednym z najbardziej rozchwytywanych dzieci w polskim show-biznesie jest jedenastoletnia Julia Wróblewska, która ma za sobą kilka ról w filmach i serialach, m.in. w „M jak miłość”, „Na Wspólnej” czy „Tylko mnie kochaj”, a już niedługo zobaczymy ją znowu na kanale TVN w serialu „Nawrócony”. Za dzień filmowy dostaje ok. 4 000 złotych – może to niewiele, gdy takich dni zdjęciowych jest kilkanaście w roku, ale i tak nie zmienia to faktu, że niepełnoletnie dziecko tylko za to, że pojawi się w kasowym hicie i zagra tak, jak zechce, zarobi więcej niż niejeden profesjonalny aktor.
Pozostali dziecięcy aktorzy zarabiają odrobinę mniej, ale i tak konkretne pieniądze: Julia Królikowska, notabene córka Małgorzaty Ostrowskiej-Królikowskiej, serialowej Grażyny Lubicz, za miesiąc na planie „wyciąga” ok. 7 000 zł, Gabriela Jóżełkowicz (Antosia Wilk z „Na Wspólnej”) - 8 000 zł, Krystian Domagała (Mateusz Mostowiak z „M jak miłość”) - 10 000 zł czy Emilia Stachurska (Zuza Skalska z „Niani”) - 15 000 zł miesięcznie. Gaże amerykańskich dziecięcych aktorów idą już w setki tysięcy dolarów.
Czy jest to „zdrowe” zjawisko? Wciąganie dziecka do pracy dorosłego, kiedy ono jeszcze ma czas, a przede wszystkim ochotę bawić się z rówieśnikami w przedszkolu, zamiast zrywać się na plan zdjęciowy z rana i na cały dzień znikać kolegom z oczu? Gra aktorska jest, owszem, kolejną zabawą dla takiego dziecka, ale sztuczną i nagradzaną – nie lizakiem czy czekoladą, lecz sumą pieniędzy nieproporcjonalną do wymagań małego aktora. Ma się wrażenie, że dziecko przeskakuje w ten sposób pewien potrzebny etap w jego rozwoju – a to może kiedyś obrócić się przeciwko niemu, jeśli chcąc dalej rozwijać aktorską karierę, przekona się, że pasuje do niego tylko rola małej Basi z warkoczykami, której dwudziestokilkulatka za bardzo już nie przypomina.
Magdalena Mania