Powszechnie uznaje się, że sławne nazwisko dużo ułatwia – załatwianie spraw w urzędzie, unikanie mandatów, rozkręcanie własnego biznesu czy kariery podobnej do tej, jaką uprawia znany rodzic. Jednak często, jak przyznają dzieci celebrytów, takie naznaczone sławą mamy czy taty życie to ciągłą presja, obserwacja i o wiele ostrzejsza krytyka ze strony świata sławnych. O ile zdecydują się, by pójść drogą show-biznesu, zamiast wykombinować w zaciszu domu życie zwyczajnego człowieka, który żyje od pierwszego do pierwszego. Ale najczęściej jest tak, że dzieci sławnych rodziców wybierają identyczną drogę – wiedzą, jak smakuje bycie ciągle w centrum, rozpoznawalność i popularność, więc ryzykują wejście do tego „bajorka”. Z różnym jednak skutkiem.
Ci, którym się udało wejść w buty po sławnych rodzicach...
… i jest im w tych butach bardzo wygodnie, bardzo długo pracowali na swój sukces. Często wbrew samym rodzicom, którzy wiedząc, w co „pakuje się” latorośl, starają się ją powstrzymać za wszelką cenę przed popełnieniem czegoś nieodwracalnego. Ale często dziecko, kopia fizyczna i psychiczna rodziciela, ma zazwyczaj tę samą charyzmę i upór w dążeniu do celu, dlatego prędzej czy później takie blokowanie spełza na niczym.
Patrycja Markowska, córka lidera Perfectu, to ostatnio istna żyła złota przemysłu fonograficznego – pojawiła się na jego scenie prawie dziesięć lat temu i nadal się na niej trzyma, a nawet ma już wypracowaną mocną pozycję. Jak bardzo jest ona podbudowana karierą jej ojca? Zaśpiewała z nim jedną piosenkę na swej płycie, „Nie pomyl się”, jakby starając się udowodnić, że dorównuje Grzegorzowi Markowskiemu talentem i charyzmą. I chyba się udało, ponieważ jej muzyczny „wybryk” nie skończył się na jednej płycie, ale jak na razie na czterech i w planach są kolejne. Zaśpiewała piosenkę do filmu „Jeszcze raz”, którą grały wszystkie stacje radiowe, ugruntowując jeszcze bardziej ją jako pełnokrwistą artystkę, a nie tylko córkę sławnego taty. Choć jak przyznaje, nadal słyszy komentarze o swoim beztalenciu, ale odpiera je argumentem, że gdyby była naprawdę takim wokalnym „dnem”, jakie się z niej robi, jej kariera dawno by się złamała, a nawet nie wyewoluowała poza debiutancki album.
Maria Peszek, córka znanego aktora Jana Peszka, to połączenie talentu ojca i jej własnego stylu, szczególnie muzycznego. Uznana za polską skandalistkę sceny muzycznej ze względu na prowokatorskie teksty i przez niektórych uznane za zbyt lubieżne teksty ze swej ostatniej płyty „Maria Awaria”, idzie w zupełnie inną stronę niż jej ojciec, choć nie zrywa z aktorstwem: zagrała w sztukach, m.in. w „Don Juanie”, „Ślubie”, „Nocy listopadowej” i filmach „Ubu Król” czy „Wiedźminie”. Jej głośne prowokacje sprawiają, że sama wypracowuje własną markę, jakby na własną odpowiedzialność zbierając cięgi i pochwały od środowisk zarówno artystycznych, jak i tych nic z artyzmem nie mających wspólnego. Coraz rzadziej, gdy mówi się o Peszkównie, wspomina się znane nazwisko jej ojca, a coraz częściej mówi po prostu o fenomenie Marii. Nie uciekła od nazwiska, po prostu stworzyła je na nowo. Jest na językach i sama się tym bawi – oto jej przepis na sukces, bez odwołań do talentu taty, ponieważ urodziła się po prostu z własnym.
Podobnie jest z córką Stevena Tylera, lidera amerykańskiego zespołu Aerosmith – Liv Tyler. Ojciec, który uchodzi za osobę nie dość, że niezbyt urodziwą, to także za dość niestałego w uczuciach i dość kontrowersyjnego, nie wspominał nigdy publicznie o swych dzieciach. Pojawienie się ślicznej Liv Tyler na ekranach kin w filmie „Ukryte pragnienia” rzuciło wszystkich na kolana – całkowite przeciwieństwo ojca, wyciszona, skromna, skupiona, młoda aktorka zebrała pozytywne recenzje, w których co rusz podkreślano raczej różnice niż podobieństwa między nią a ojcem. Jej sława zaczęła żyć osobnym życiem, szczególnie że ona sama nie miała z ojcem kontaktu od najmłodszych lat, dlatego łatka córki sławnego ojca nie przylgnęła do niej. Liczne filmy udowadniały jej artystyczną odrębność od ojca, a gdy zagrała Arwenę we „Władcy Pierścieni” i stała się uosobieniem elfiej księżniczki wśród fanów Tolkiena, stała się już całkowicie niezależna pod względem nazwiska Tyler.
Identyczne historie można by opowiedzieć o jeszcze kilku znanych i utalentowanych „po prostu” sławnych dzieciach, m.in. Natalia Kukulska, która odziedziczyła muzyczny talent po tragicznie zmarłej Annie Jantar i nadal żyjącym kompozytorze Jarosławie Kukulskim, wielokrotnie udowadniała, że sama zapracowała na swój sukces świetnym wokalem i obeznaniem z show-biznesem od najmłodszych lat. Co jednak z tymi dziećmi, którym znane nazwisko w niczym nie pomogło, szczególnie w krzewieniu talentu, którego niestety nie odziedziczyły?
Ci, którym zrobiły się pęcherze po wejściu w buty rodziców...
...i dzisiaj mocno tego żałują, albo zwyczajnie zniknęli ze zbiorowej świadomości, to grupa tych, którzy chcąc „popłynąć” na nazwisku i zdobyć sławę mającą wszystko w życiu ułatwić (a szczególnie zarabianie pieniędzy), mocno się podtopili. Nieświadomi tego, że talentu rodzica nie odziedziczyli, a sam tata czy mama wręcz zachęcali małe beztalencie, by „jednak spróbował, oni zawsze pomogą”, trafili na mieliznę lub dno nieubłaganego show-biznesu.
Przykładów można mnożyć – począwszy od Tori Spelling, córki jednego z najpotężniejszych i najbogatszych producentów amerykańskich, obsadził swoją córkę w jednym z największych hitów seriali wszech czasów – w „Beverly Hills 20010”. Sam ojciec widział, że Tori nie ma za gorsz smykałki do aktorskiego fachu, ale uległ jej prośbom i dostała gażę. Serial okazał się sukcesem, Tori urosła zaś do rangi gwiazdy, która dzięki ojcu mogła zaistnieć jako aktorka. Niestety – gdy oglądany przez młodzież całego świata tasiemiec się skończył, nie posypały się kolejne propozycje dla córki Spellinga. Owszem, grała w kilku filmach, ale wyprodukowanych właśnie przez ojca, a i nie były to główne role. Gdy Spelling zmarł w 2006 roku, kariera Tori po prostu się skończyła. Wraz z ojcem skończyła się jej droga do sławy i nie pomogły jej nawet reality show, w których pokazała swoje życie prywatne jako niby-gwiazdki, niby-zwyczajnej mamy i żony.
Karolina Borkowska, córka aktora Jacka Borkowskiego, także nie miała szczęścia w aktorstwie: w 1999 roku zaczęła się pojawiać w „Na dobre i na złe”, ale od początku było widać, że grać po prostu nie potrafi. Po kilku sezonach znikła z serialu, pojawiła się potem w „Pierwszej miłości”, gdzie także nie zagrzała długo miejsca. Teraz studiuje dziennikarstwo w Warszawie i wiąże z nim większe plany niż z aktorstwem, do którego po prostu nie powinna się była mieszać.
Zdarzają się także talenty wykreowane sztucznie – takie, gdy rodzice nie mają nic wspólnego z życiem artystycznym, a sprawują na przykład wysokie stanowisko urzędnicze. Tak właśnie było z Olą Kwaśniewską, córką byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i Jolanty. Zaproszona do „Tańca z Gwiazdami” stanęła na drugim miejscu w finale trzeciej edycji i od tego momentu stała się celebrytką: propozycje poprowadzenia różnych programów posypały się z miejsca, sama Ola zaczęła bywać na salonach ubrana w najdroższe kreacje, a wywiady (i plotki) z nią można było wyczytać w każdej gazecie dla kobiet. Sława Oli przerosła popularność rodziców, którzy nie komentowali sukcesów córki, zapewniając jednak, że są z niej dumni. Z tego, że „jest znana z tego, że jest znana”. Nazwisko i w tym przypadku zaczęło żyć odrębnym życiem, ale i tak gdyby nie ojciec, Ola spokojnie mogłaby udzielać porad psychologicznych w swoim gabinecie. Z kolei Kasia Tusk, córka premiera, po wystąpieniu także w „Tańcu z Gwiazdami”, nie próbowała dalej rozwijać dość niepewnej kariery i usunęła się z życia wielkich i sławnych. Z własnej, świadomej woli.
Podobnie próbuje się teraz postąpić z dziećmi Michaela Jacksona – podobnie jak małoletniego króla popu, tak i je chce się już wciągnąć w maszynkę show-biznesu, udowadniając, jak bardzo są uzdolnione wokalnie i powinny iść w ślady ojca. Dowodów na razie nie ma, są tylko spekulacje, że byłaby to świetna okazja na przedłużenie Jacksonomanii. Problem w tym, że akurat to nazwisko niesie ze sobą o wiele większy ciężar, niż dotychczas wymienione i ewentualna kariera dzieci Jacko byłaby częściej podważana, krytykowana i intensywniej obserwowana niż jakichkolwiek innych dzieci sławnych rodziców.
Sławne nazwisko – czy ułatwia, czy utrudnia życie? Ojca lub matki się nie wybiera, więc na nazwisko jest się tak naprawdę „skazanym”. Jednak wszystko to, co stanie się z nim potem, zależy od dzieci, które mogą je lepiej lub gorzej wykorzystać, lub się od jego sławnej otoczki zwyczajnie odciąć, stając się zwykłym X (ale mimo wszystko X wielką literą) dla sąsiadów z działki.
Magdalena Mania