Donald Tusk

Jego córka Kasia nie chciała, by został prezydentem. On natomiast nie chciał, by wystąpiła w "Tańcu z gwiazdami"...
/ 04.06.2007 12:52
Jego córka Kasia nie chciała, by został prezydentem. On natomiast nie chciał,by wystąpiła w "Tańcu z gwiazdami". Kasia zdecydowała się na udział w programie, bo myśli podobnie jak ojciec. Gdyby on dostał propozycję gry w piłkę u boku Ronaldinho, nie wahałby się ani chwili. Nawet gdyby ludzie mieli z niego żartować.

Czy oglądał Pan "Taniec z gwiazdami"?
Nie, nie wytrzymywałem napięcia. Dla ojca to bardzo stresująca sytuacja. Zaczynałem oglądać ten program, ale jak pojawiała się w nim moja córka, uciekałem sprzed telewizora.

– Żeby nie przynieść jej pecha?
Denerwowałem się tak, jak przy jakimś kluczowym dla Polski meczu i emocjonującej dogrywce. Zdarza się, że w takich sytuacjach faceci po prostu wychodzą z pokoju.

– Gustaw Holoubek podczas meczu przeklina.
Ja nie mogę, bo żona słucha.

– Był Pan przeciwny udziałowi córki w tym programie. Mimo to Kasia zatańczyła.
Kasia pytała mnie o radę, a nie o decyzję. Ona i tak robi to, co postanowi. Charakter odziedziczyła po mamie. Potrafi być bardzo uparta. Prawdą jest, że kiedy otrzymała tę propozycję po raz pierwszy, odmówiła. Ja też byłem sceptyczny.

– Bał się Pan reakcji społeczeństwa?
Tak, bo ona jest i ekscytująca, i rujnująca zarazem. Ja mam skórę grubą jak nosorożec, zahartowałem się. Daję więc sobie z tym radę. Ale Kasia?

– Przejmował się Pan tym, co mówią ludzie?
Każdy się tym przejmuje. Mówiłem Kasi otwarcie, że będzie oceniana krytycznie i złośliwie jako córka polityka. Że została zaproszona do tego programu dla sensacji i że to jej startu nie ułatwi, bo politycy są w Polsce nielubiani.

– Myśli Pan o sobie, że jest nielubiany?
Często tak myślę. Zdarzało mi się czytać w Internecie komentarze na temat Kasi. Jeśli pojawiały się złośliwe, agresywne, to zwykle w związku ze mną. Kasia podjęła trudną, karkołomną decyzję, ale myśli tak jak ja, gdy byłem w jej wieku: trzeba zdobywać Mount Everest i nie przejmować się skutkami. Bo taka szansa może się nie powtórzyć.

– Pamięta Pan, jak goniły Pana po szkolnych korytarzach nauczycielki, nakazując ścięcie długich włosów? A Pan spinał je, żeby wyglądały na krótkie?
To było 34 lata temu.


– Aż tak się zmieniamy?
Wie pani, że chyba nie? Zrozumiałem Kasię. Powiedziała tak: "Tato, usiądę potem przed telewizorem i pomyślę, że mogłam tam być i że już nigdy w życiu nie będę wiedziała, jak smakuje taka przygoda. Wszyscy będziemy smutni".
A żona dodała: "Gdybyś dostał propozycję wyjazdu na miesiąc do Barcelony, by trenować z Ronaldinho, to nawet gdyby się z ciebie śmiali, dokuczali ci, pojechałbyś".

– Podobno Pan nie tańczy, tylko opiera się na kobiecie i szepce jej do ucha czułe słówka?
Rzeczywiście nie umiem tańczyć, no chyba że spokojnego bluesa, przy którym można się przytulić do partnerki. Wtedy jej uwaga jest skoncentrowana na mnie, a nie na krokach, jakie stawiam.

– Ale z córki chyba jest Pan zadowolony?
Bardzo. Potwierdziły się natomiast wszystkie podejrzenia co do konsekwencji tej decyzji. Rozmawialiśmy o tym, jak będzie wyglądał jej powrót do Sopotu, do normalnego życia. Na początku programu Kasia mówiła: „Tata, zabierz mnie stąd, ja chcę wracać do domu”. Wieczorami masowałem jej stopy, tak były pokaleczone. Mnie mniej bolały po moich pierwszych piłkarskich treningach. Ale dzisiaj widzę, że medialny szum jej się spodobał. Ta adrenalina.… Kasia w czasie programu mieszkała u mnie w hotelu. Od rana do wieczora zajęta była treningami, sesjami zdjęciowymi, nagrywaniem programów. Pochłonęła ją intensywność życia i niespodziewana popularność. Jesteśmy na zakupach. Podchodzi dziewczyna w wieku mojej córki i prosi o autograf. Najpierw sądziłem, że mnie. A chodziło o Kasię.

– Ojciec sławnej córki.
Wtedy śmialiśmy się. Kasia mówi: "Zobacz, moje na wierzchu". Kilka dni temu spytałem ją, jak jej jest z tym teraz. Odparła, że to raczej przykre uczucie, gdy ktoś robi jej zdjęcie kamerką w komórce. Ja to znam. Trzeba być bardzo odpornym. A z drugiej strony, gdy nastanie cisza, to bardzo Kasi będzie tego brakować. To też znam z okresu, gdy wypadłem z wielkiej polityki w latach 90. i przestały dzwonić telefony.


– Nie można przecież mieć wszystkiego.
Na tym polega uroda życia. Kasia zawsze mówiła, że jej prawdziwe marzenie to być żoną Kuby. Chce skończyć studia, pracować jako psycholog, wychowywać ich dzieci. I czekać na Kubę, który zostanie marynarzem. Dlatego teraz chciała przeżyć taką przygodę, jakby na zapas zaszaleć, by w przyszłości żyć sobie spokojnie. Michał, mój syn, i żona myślą podobnie – że warto poświęcić życie domowi i rodzinie, ale warto też skorzystać z możliwości, jakie niesie los.

– A jednak mówi Pan o córce z troską.
Chyba przesadną nawet. Bo widzę, że "Taniec z gwiazdami" sprawił, że ona bardzo wydoroślała. Pierwszy taki poważny stres, wyjazd z domu, samodzielność. Niezła edukacja. Mimo wszystko byłem pewny, że Kasi nie uderzy woda sodowa do głowy.

– I nie rzuci Kuby?
Pod tym względem byłem zupełnie spokojny. Przez całe prawie 20 lat jej życia czułem, że ani przez sekundę nie będę musiał wstydzić się jej zachowania.

– Ponoć Pan bardzo liczy się ze zdaniem córki?
Zawsze u nas było tak, że to żona decydowała, jak mam się ubierać na przykład, i ja chętnie się temu poddawałem. Ale coraz częściej to Kasi opinie biorę pod uwagę. Diametralnie różnią się od poglądu mojej żony, bo to przecież inne pokolenie. Podobają im się inne krawaty, garnitury. Teraz córka obiecała mi, że jak skończy się ten kierat, to pojedziemy razem do sklepu i ubierze mnie od stóp do głów.

– Nigdy się nie kłócicie?
Nie. Z Michałem za to bardzo często.

– O politykę?
On mi czasami dokucza, bywa bardzo krytyczny, ale mamy podobne poglądy na świat. Najczęściej kłócimy się, gdy zabiera mi moje rzeczy i traktuje jak swoje. Ostatnio o okulary przeciwsłoneczne. Albo jak odstawia mój samochód bez kropli benzyny. Z Gosią natomiast jesteśmy takim włoskim małżeństwem. Jak nam coś nie pasuje, mówimy to sobie, czasem dość gwałtownie, ale nie obrażamy się na siebie, nie mamy cichych dni.

– Może dlatego wytrzymaliście ze sobą już 28 lat?
Nie wiem, czy to recepta na długotrwałą miłość, ale otwartość na pewno nie przeszkadza.

– Ciągle Pan się oświadcza żonie, codziennie mówi, że ją kocha. Sama mi to wyznała.
Tak, a ona rzadko mi się rewanżuje. Gosia bardzo umiejętnie dozuje wyznania. Z Kasią natomiast moje relacje są zupełnie wyjątkowe.


– Jak córka przyjęła Pana decyzję o kandydowaniu na prezydenta?
Bez entuzjazmu. Rozmawialiśmy wtedy z nią i Michałem godzinami. Zdawali sobie sprawę, jak to może zmienić ich życie. Gdy przegrałem wybory, oboje nie ukrywali ulgi. Z jednej strony włożyli bardzo dużo wysiłku w to, by mi pomóc, ale potem powiedzieli szczerze, że dobrze się stało. Nie muszą wejść w role, o których nie marzyli.

– Ale Pan bardzo nie lubi przegrywać?
Nie znam nikogo, kto lubi. Jeśli ktoś nie chce wygrywać, to niech zostanie w domu. Ja bardzo głęboko przeżywam politykę, i to nie tylko ze względu na swoje ambicje. Trafiłem do niej z zupełnie innych powodów, niż trafia się tam teraz. W 1978 roku można było się nabawić tam tylko siniaków i guzów, a nie przywilejów. Czy odczułem żal, że nie będę prezydentem? Myślę tak – nie udało się, lecz w przyszłości może się uda, może w innej roli. Jeśli wygram wybory dla Platformy, będę to oceniał jako wielki sukces. Ale zdaję sobie sprawę, że życie osobiste zmieni się wtedy na gorsze. Podobnie myśli Kasia. I moja żona. Gosia miewa do mnie pretensje, że nie zawsze zachowuję się w porządku wobec niej i domu.

– Były kryzysy?
Były. Początki były bardzo trudne. To ona wzięła na siebie ciężar obowiązków domowych. W jakimś sensie jestem jej dłużnikiem. Wiem jednak, że ceni, iż potrafię zapewnić domowi choćby elementarną stabilność.

– Weekendy spędza Pan w domu, co koledzy krytykują?
Są na mnie źli.

– Bo, ich zdaniem, powinien Pan oddać się polityce w całości?
Tak, ale powinno mieć dla nich i dla innych znaczenie, że ci, którzy rządzą, potrafią także ułożyć sobie życie rodzinne. To daje rękojmię, że polityk jest człowiekiem odpowiedzialnym.

– Rodzina uczy też tolerancji i wybaczania? Dlatego umiał Pan schować urazy i wybrać się na obiad z Janem Rokitą?
Wyraźnie oddzielam kalkulacje od emocji. Polityka to kalkulacja właśnie, gra.

– W polityce nie ma miejsca na prawdziwą nienawiść czy miłość?
W polityce kluczem jest władza. Natomiast w rodzinie – dokładnie odwrotnie. Jeśli chcesz władać domem, to znaczy, że ci odbiło i może się to nieszczęśliwie zakończyć.


– Ale o czymś Pan w domu decyduje?
O niczym. Wszystkie pieniądze oddaję żonie. I to ona decyduje o najważniejszych wydatkach.

– Gdyby jednak Kasia się zbuntowała, tak jak Maria Wiktoria Wałęsa?
Nie chcę wchodzić w skórę innych ojców. Wystarczająco przeżywam wszystko, co dotyczy Kasi.

– Ufa Pan jej?
Tak. Pamiętam, jak zaczęła spotykać się z chłopakiem. Bardzo niepokoiłem się, że coraz później wraca do domu, lecz wiedziałem, że to nieuniknione. Była na mnie obrażona, że robię jej obciach, wołając ją przez okno, gdy na ławce rozmawia z Kubą. I że mam to sobie wybić z głowy. Kuba jednak akurat jest chłopakiem odpowiedzialnym i silnym. Mamy dużo wspólnych cech i podobne podejście do Kasi – bardzo opiekuńcze.

– Może szukała właśnie kogoś podobnego do ojca?
Zainteresowała się Kubą, bo był najbardziej podrywanym chłopakiem w szkole. Ona ma wolę walki. Chociażby w "Tańcu z gwiazdami". Najpierw marzyła o tym, by nie odpaść w pierwszym odcinku. Potem marzyła o wygranej. Widzę w niej wtedy siebie. Dla mnie też liczy się najwyższe podium. Co nie znaczy, że nie odnajduję przyjemności w drobnych, banalnych sprawach. Czasem aż mnie zatyka ze szczęścia, gdy oglądamy z Gosią wspólnie telewizję albo idziemy do kina. Gosia jest kinomanką i mnie tym też zaraziła. Ale prawdą jest, że cierpię trochę na syndrom marynarza. Tutaj, w Warszawie, bardzo tęsknię za domem, za rodziną. Ale po dwóch dniach w domu ciągnie mnie do Warszawy.

– Niedawno skończył Pan 50 lat. Przychodzi wtedy refleksja?
Gosia fenomenalnie akceptuje upływ czasu. Tylko się od niej uczyć. Ja trochę gorzej. Chciałbym zachować sprawność fizyczną, uprawiać sport. Z niepokojem myślę, że nieuchronnie zbliża się ten moment, gdy na boisko wyjdę z wnukiem, jako dziadek. On będzie kopał piłkę, a ja tylko sobie popatrzę. Lecz powoli też zaczynam się irytować na Michała, że tego wnuka jeszcze nie ma. Bo przecież muszę mieć kogo nauczyć gry w piłkę.

Rozmawiała: Krystyna Pytlakowska/ Viva!
Zdjęcia: ROBERT MURAWIECKI
Makijaż: IZABELA WÓJCIK/METALUNA
Produkcja: Ewa Kwiatkowska

Redakcja poleca

REKLAMA