- Byliście już na wakacjach?
Ewa: Wczoraj wróciliśmy z Hiszpanii. Oboje bardzo potrzebowaliśmy odpoczynku. Nasze wyjazdy związane są na ogół z pracą Roberta albo z jego pasjami – golfem czy tenisem. Zaraz po ślubie byliśmy nad polskim morzem, w Pogorzelicy. Tam odbywał się coroczny turniej tenisowy artystów. Robert zwyciężył w pięknym finałowym pojedynku z Marcinem Dańcem. Potem spędziliśmy tydzień na Polskich Dniach w Kuprun.
-Podróż poślubna na raty?
Robert: Jako podróż poślubną potraktowaliśmy Hiszpanię. Pierwszy raz od dawna byliśmy tylko we dwoje.
- To były wasze pierwsze wspólne wakacje?
Ewa: Nie, przecież jesteśmy razem już od siedmiu lat.
-Pamięta pan pierwsze spotkanie?
Robert: Daty nie pamiętam…
Ewa: Jak to? Co roku dajesz mi na rocznicę kwiaty. No tak, data jest pewnie skrzętnie zapisana w twoim kalendarzu. Poznaliśmy się
9 grudnia, kochanie!
Robert: ...ale pamiętam okoliczności. Ewunia prowadziła swoją agencję PR, zostałem przez nią zatrudniony i opłacony. Pracodawczyni była z koncertu zadowolona. Zrobiła na mnie ogromne wrażenie... miała na sobie piękną czerwoną suknię.
- Zwrócił pan uwagę tylko na sukienkę?
Robert: Nie miałem niecnych zamiarów (śmiech). Wtedy chciałem tylko z Ewą zatańczyć. Ale dla mnie ważne jest dzisiaj. A jest fantastycznie, kiedy budzę się obok mojej kobiety – widzę, że jest piękna, że jesteśmy dla siebie!
- Pamiętacie pierwszą randkę?
Ewa: To był styczeń. Przyjechałam do Warszawy służbowo. Robert zaprosił mnie na kolację.
- Czym panią zauroczył?
Ewa: Jest męski, niezależny, a z drugiej strony czuły i ciepły. Pomaga ludziom, ale bez rozgłosu, bo niczego nie robi na pokaz. Wspiera hospicjum w rodzinnym Krośnie, dom dziecka, organizuje wyjazdy dzieci z różnych stron Polski na musical „Akademia Pana Kleksa”.Gra w nim główną rolę.
- A co sprawiło, że pan się zakochał?
Robert: Pan też by się zakochał. Sam pan widzi, że trudno oprzeć się wdziękowi i urodzie Ewuni. Do tego jest gospodarna, świetnie gotuje, ma dobry gust.
Ewa: Nagrywa pan? Poproszę o kopię (śmiech).
- Historia jak z bajki, ale o ile wiem, nie było to takie proste?
Ewa: Tak. Przeprowadziłam się do Warszawy, znalazłam pracę, zamieszkałam z Robertem. Przez dwa lata było pięknie, a potem się rozstaliśmy…
- Co się stało?
Ewa: Myślę, że kiedy dla mnie stawało się oczywiste, że czas założyć rodzinę, mieć dzieci, Robert nie był jeszcze na to gotowy. Przestraszył się i uciekł (śmiech). Ja gdzieś tam, w duszy, wiedziałam, że to jest ten facet, że musi tylko odczekać. I rzeczywiście, nie trwało to długo.
- Półtora roku to niedługo?
Ewa: Nie, bo praktycznie codziennie mieliśmy ze sobą kontakt. Trzy lata temu zrozumieliśmy, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Już wtedy było jasne, że schodzimy się po to, by się razem zestarzeć.
- Myślicie o dzieciach?
Ewa: Oboje jesteśmy bardzo rodzinni, dzieci są dla nas ważne.
- Mąż ma zadatki na dobrego ojca?
Ewa: Zdecydowanie tak. Wystarczy spojrzeć, jak świetny kontakt ma z moimi bratankami
Robert: Zuza i Wicek to cudowne dzieciaki. Lubię się nimi zajmować. Myślę, że one też wujka akceptują.
Ewa: Robert od dłuższego czasu męczy mnie o dziecko. Do tej pory nie byłam gotowa emocjonalnie. Teraz oboje bardzo chcemy mieć dziecko!
- Ustaliliście już podział ról w domu?
Ewa: Od lat, niezmiennie, Robert rano robi śniadanie. Zdarza się, że po koncercie „Robert Rozmus Show” nocuje w hotelu. Wtedy poranki są dziwne. Nie umiem się zorganizować. Nie jem śniadania. Głoduję (śmiech).
Robert: To prawda, jestem od śniadań.Najlepiej wychodzi mi jajecznica. Ewunia za to świetnie gotuje. Najbardziej lubię zwykłe domowe jedzenie.
Ewa: Pomidorówkę i mielone ...
Robert: Oboje dużo pracujemy, więc o ile to możliwe, lubimy pobyć w domu tylko we dwoje
- Kto gra w nim pierwsze skrzypce?
Robert: Jestem pantoflarzem. Ewa wydaje polecenia, a ja je wykonuję (śmiech).
Ewa: Jesteśmy partnerami. Dzielimy się obowiązkami. Kiedy pół roku temu otwierałam salon Dotyk SPA, to Robert zajmował się domem. I podtrzymywał mnie na duchu, dodawał sił. Bez jego wsparcia nie dałabym rady.
Rozmawiał: Tomasz Brunner / Przyjaciółka