Zaspokoiłeś już wszystkie swoje fantazje erotyczne?
Myślę, że tak.
Jest ich skończona ilość? Pytam specjalistę, bo pracujesz między innymi po to, żeby zaspokajać fantazje erotyczne swoich czytelników.
Dla mnie ilość jest nieskończona, ale jest to też kwestia świadomej redukcji, bo nigdy mnie nie kręcili chłopcy, w związku z czym ograniczyłem sobie spektrum o 50 proc.
Próbowałeś, że wiesz?
Nie. Dlatego mnie bardzo bawi ta dyskusja o propagowaniu homoseksualizmu, bo co to znaczy? Czy ty sobie wyobrażasz, że można normalnego heteroseksualistę z powodu propagandy przekabacić na homoseksualizm? Osobną sprawą jest, że nikt nie robi tyle dla promocji homoseksualizmu, co Roman Giertych i ten jego zastępca Mirosław Orzechowski. Środowiska gejowskie w Polsce powinny im odznaczenie przyznać.
Grozi Ci, że jako naczelny "Playboya" będziesz musiał stanąć na barykadzie przeciw politykom prawicy, którzy chcą walczyć z każdym przejawem pornografii i zepsucia.
To prawda, że moja działalność rozrywkowa, bo tak traktuję pracę w "Playboyu", nagle staje się sprawą polityczną. Zauważyłem to z pewnym zdziwieniem, bo zawsze uważałem, że sam jestem trochę na prawo od centrum.
Konserwatysta naczelnym "Playboya"? To nieporozumienie! Powinieneś być liberałem z definicji.
Jeszcze dwa lata temu myślałem, że nie muszę się określać. Po prostu robimy pismo, które ma służyć przyjemności, jasnej stronie życia. I nagle się okazuje, że mogą mi tego zakazać.
Może będziesz zmuszony być polskim Larrym Flintem, nawet jeśli tego nie chciałeś.
Zobaczymy. To dociera już pomału do amerykańskiego wydawcy, szczególnie po historii maturzystki wyrzuconej ze szkoły za to, że pokazała się w "Playboyu".
Możesz dożyć jako naczelny takich czasów, że z "Playboyem" trzeba będzie się chować?
Z jednej strony mamy życie publiczne: z telewizora i z pierwszych stron niektórych gazet wylewa się coś takiego, że czasami nie wierzę w to, co słyszę. A z drugiej jest liberalizująca się reszta Polski. Mały na to przykład. Kończyłem w 1987 roku warszawskie liceum im. Mikołaja Reja i wtedy za przyniesienie do szkoły amerykańskiego "Playboya" byłaby jakaś wielka chryja. A dwa lata temu zadzwonił do mnie samorząd z mojego byłego liceum i usłyszałem: "Szanowny panie Marcinie, chcieliśmy zaprosić pana na spotkanie z uczniami jako znanego absolwenta". Ja na to: "Drodzy państwo, wiecie, co ja robię? Jestem naczelnym "Playboya". Oni na to: "Właśnie dlatego chcemy pana zaprosić". Dawniej przychodził kombatant Armii Ludowej, a teraz przyszedł redaktor Meller.
Wróćmy do fantazji erotycznych. To ważna sfera życia?
Nie tylko fantazje, ale w ogóle sprawa seksu jest bardzo istotna w życiu.
Czemu?
W "Czterech weselach i pogrzebie" Hugh Grant i Andie MacDowell rozmawiają o tym, kto miał ile historii miłosnych w życiu. Pada tam odpowiedź: "więcej niż Matka Teresa, mniej niż Madonna". I to jest świat, który ja rozumiem. Gdzieś pomiędzy.
Co się dzieje w życiu człowieka dzięki seksowi?
Ja ci mam tłumaczyć? A, bo ty zdaje się już nie pamiętasz...
Mam to jeszcze przed sobą.
Dla mnie seks jest jak oddychanie, picie.
Czynność prosta i naturalna.
Zupełnie naturalna. Jak u braci Czechów. W kulturze czeskiej seks nie jest żadnym tabu.
Seks nie jest mistyczny?
Wszystko może być mistyczne. Pamiętam kilka takich posiłków, że wzbudzały we mnie ekstazę.
A pamiętasz kilka takich ekstatycznych uniesień erotycznych?
Oczywiście, ale nie chciałbym się wdawać w szczegóły.
Nie chodzi mi o szczegóły. Chodzi mi o to, co seks robi z człowiekiem Mellerem.
Fajne rzeczy, byle nie przesadzić. Napisałem kiedyś do "Polityki" tekst o marihuanie i wywiązała się dyskusja. Jakiś czytelnik stwierdził, że wszystko jest dla ludzi, a jak ktoś jest jełop, to sobie serce kawą załatwi. Tak samo jest z seksem.
Ludzie oczekują też od seksu poczucia bliskości, jakiego nie uzyskają w żaden inny sposób. Potwierdzasz?
Nie ma nic fajniejszego, piękniejszego od seksu z osobą, którą się kocha.
A pamiętasz imiona wszystkich kobiet, z którymi spałeś?
Oczywiście, że tak.
Naprawdę?
Ty chyba mnie przeceniasz po prostu.
Jestem zbudowany Twoją pamięcią. Zaczerwieniłeś się. Często się czerwienisz?
Tak.
Naczelny "Playboya", który się czerwieni, to trochę kuriozalne.
Na tym polega moja oryginalność.
Nie masz w umowie zakazu czerwienienia się ze wstydu?
Nie.
Jak długo chcesz być jeszcze naczelnym?
Kiedy nim zostawałem, założyłem sobie plan maksimum: trzy lata.
Minęły.
Rok temu. Rok to było minimum mojego planu. Miałem minimalistyczne podejście: nie dać się wywalić. Słyszałem od tak zwanych życzliwych, że mnie po trzech miesiącach po prostu wypieprzą. I stąd ambicja, żeby przetrzymać rok. Teraz uważam, że pięć lat to będzie taka ładna cyfra. Albo nie. Zastanowię się nad tym odejściem, kiedy już zapomnimy o IV RP.
Nie tęsknisz do tego, żeby mieć dzieci?
Tęsknię.
Dlaczego?
Dojrzałem, choć długo to trwało.
Co byś z tym dzieckiem robił?
Jeśli chłopak, to jak dorośnie, na Legię trzeba iść koniecznie. Zazdroszczę moim kolegom, którzy mają już chłopaków i w zasadzie już od szóstego roku życia chodzą razem na mecze. Byłem na Legii dwa tygodnie temu i właśnie przede mną siedział taki tata z sześcioletnim smykiem w szaliku. Naprawdę się ciężko wzruszyłem. Z córką to byłoby inaczej, ale też na Legię ją wezmę kontrolnie.
Nie boisz się, że dziecko zmieni Twój tryb życia? Koniec imprez i szalonych podróży?
Wiem, że tak będzie, ale trudno... Mam 39 lat, dojrzewałem powoli. Swego czasu studiowałem biografię Georga Busha juniora...
Czemu akurat jego?
To był totalny chuligan, pijak, pewnie nie stronił też od narkotyków. Bardzo mi się spodobała anegdota o urodzinach jego mamusi Barbary. Kompletnie pijany podszedł do jakiejś koleżanki Barbary, klepnął ją w tyłek i zapytał: "A jak z tym seksem po siedemdziesiątce?" Wersja kanoniczna jego biografii jest taka, że George obudził się po czterdziestych urodzinach z ogromnym kacem i stwierdził, że już nigdy więcej. Po czterdziestych urodzinach. U mnie to przypada w październiku 2008.
No a co będzie, jak się obudzisz z kacem, a nic się nie zdarzy?
Nie wydaje mi się. Ja naprawdę sobie już w życiu poszalałem, nie oszczędzałem się. A teraz zobaczyłem, że prawie wszyscy moi przyjaciele mają dzieci i strasznie mi się to podoba. Widzę zatwardziałych kawalerów, którzy deklarowali, że "dziecko nigdy", a teraz przepadają za swoim synkiem i córeczką. Myślę, że ja też będę fajnym ojcem.
W tych czasach, kiedy szalałeś, mogła Ci się nóżka powinąć?
A komu mogła się nie powinąć?
To zwichnięcie nóżki jak mogło wyglądać w Twoim przypadku?
Że miałbym dziecko z kimś, z kim nie chciałbym go mieć.
A mogłeś zostać alkoholikiem?
Z pewnością.
Oddaliłeś już skutecznie tę perspektywę?
Sprawa nie jest zakończona.
Nie miałeś nigdy ochoty, żeby być wariatem, "bożym człowiekiem"?
Nie, mam w głowie lampkę kontrolną, która zapala się, kiedy się zbliżam do jakiejś granicy. Nawet czasem żałowałem trochę, że ją mam, widząc takich prawdziwych szaleńców bożych. Prawdziwych, a ja jednak jestem...
... normalniakiem.
Tak.
Telewizja coś Ci dała oprócz pieniędzy?
Bardzo istotny element rzeczywistości.
Spłata hipoteki?
Elementem polskiej kultury jest to, że pieniądze to coś wstydliwego. Dlaczego? Więc mam z tego pieniądze, ale też bawi mnie to.
I jesteś poranną gwiazdeczką.
Tak. Mam dystans do tego, co robię. Program poranny ma służyć temu, żeby się ludzie miło w sobotę czy niedzielę budzili.
Nie masz czasami takiej refleksji: "co ja tak szczebiotam", bo to często szczebiotanie jest?
Tak, ale wystarczy mi, że dostaję maile albo ludzie zaczepią, że miło im się weekend zaczyna, że nawet jak się z Kingą w "Dzień dobry TVN" plączemy, mylimy, głupoty gadamy, to i tak jest sympatycznie, że widać, że my się cieszymy życiem.
A gdyby w takim porannym programie mogło tak być jak w ostatnim filmie Menzla "Obsługiwałem angielskiego króla"? Gdyby takie nagie, dorodne blondyny mogły się przechadzać? Podobałoby Ci się to?
To niestety w Polsce jest niemożliwe. Robimy sobie z koleżanką Kingą czasem żarty na temat seksu, ale tak, żeby dzieci nie skapowały, o co chodzi, a żeby ich rodzice mieli trochę śmiechu, ale to wszystko, na co można sobie pozwolić.
Wybierasz zdjęcia, które mają trafić do numeru "Playboya". Czy zdarza się, że one Cię podniecają, w sensie fizjologicznym?
Hm. Podniecają? To może nie...
Nie masz erekcji?
Nie.
Ale te zdjęcia mają budzić mężczyzn w mężczyznach. Czy są więc takie, które w Tobie budzą mężczyznę?
Może ich już za dużo obejrzałem... Ja mam coś takiego, że patrzę na któreś i myślę: "Jezu! Ale kobieta!" Na przykład tak pobudzające było czarno-białe zdjęcie Kate Moss z kalendarza Pirelli... Nie, nie mam erekcji, jak na to patrzę, natomiast ożywiam się.
A co w Tobie budzi mężczyznę? Głos, zapach?
Wszystko. To może być śmiech, sposób patrzenia albo jakiś tik, kręcenie włosów... Czasami to coś, czego nie można nawet słowami ująć. Pamiętam, jak gadaliśmy z moim kolegą wiele lat temu po "Wydział Rosja" z Seanem Connery i Michelle Pfeipffer. I on powiedział: "Słuchaj, ta Michelle Pfeipffer ma taki ciepły seks”. Nie potrafiłbym tego rozebrać na części pierwsze, a wiem doskonale, o co mu chodzi. Na przykład wiem, że Penelope Cruz miała w ostatnim filmie Almodóvara doczepiony tyłek, ale widziałeś to ujęcie, jak ona myje naczynia i kamera widzi ją od góry, dekolt, ręce? Albo jak Monica Bellucci przechadza się po nabrzeżu w "Malenie"? Albo ubrana od stóp do głów uśmiechająca się Andy MacDowell w "Dniu świstaka"?
A jak spotykasz taką kobietę, która ma ten ciepły seks, który wyzwala Twoją męskość, to nadal rzucasz wszystko i lecisz, czy nauczyłeś się już hamować?
Nauczyłem się hamować.
Po co?
Bo jak jestem w związku, no to jestem w związku.
Czyli jednak konserwatysta.
I to na serio.
Rozmawiał Piotr Najsztub