Wygląda jak lalka. Ostre czarne kreski na powiekach, doklejone rzęsy, do tego rumieńce i wielkie czerwone usta. Christina sama o sobie mówi, że jest delikatną małą kobietką. Wystarczy jednak chwila rozmowy i od razu wiadomo, że ta filigranowa dziewczyna ma silny charakter. Podczas naszego spotkania Christina siedzi na brzegu sofy z nogą założoną na nogę. Co chwilę poprawia swoje blond loki. Mówi, że jest trochę zmęczona, ale lubi spotkania z dziennikarzami. Denerwuje się tylko, kiedy pytania nie są interesujące. „Szkoda czasu na bezowocne gadanie”, kwituje. Wiem, że potrafi także przerwać rozmowę, kiedy porównuje się ją do Britney Spears. Obie rozpoczynały karierę w popularnym w Stanach programie „Klub Myszki Miki”. Później jednak każda z nich poszła już własną drogą. Aguilera prawdziwą sławę zdobyła po nagraniu piosenki do disneyowskiego filmu „Mulan”. Od czasu, kiedy w 1999 roku wydała płytę „Christina Aguilera”, jej piosenki nie schodzą ze światowych list przebojów. Amerykańscy dziennikarze twierdzili jednak, że nawet wtedy, gdy sprzedaż jej płyt osiągnęła rekordową liczbę 25 milionów, ona cały czas zazdrosna była o sukcesy Britney. Aguilera już nie chce do tego wracać. Woli mówić o sobie i o najnowszej płycie „Back to Basics”. Oto rozmowa z kobietą, która żyje zaledwie ćwierć wieku, a już spełniła swoje największe marzenia.
– Masz przepiękny pierścionek.
Dziękuję. To najcenniejszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałam. I widzę, że nie tylko mnie zachwyca. Nie jesteś pierwszą osobą, która zwróciła na niego uwagę.
– To zaręczynowy?
Nie. Dostałam go od męża w dniu ślubu.
– Za producenta muzycznego Jordana Bratmana wyszłaś w listopadzie. Jak wspominasz dzień ślubu?
Ten dzień był jednym z najważniejszych w moim życiu. Kiedy stałam przed ołtarzem, czułam, że oto mój los się dopełnił, że nie jestem już sama. Obok siebie miałam najwspanialszego człowieka, jakiego kiedykolwiek spotkałam. Czułam, że wszystko, co najgorsze w moim życiu, teraz już nie jest ważne, bo stało się przeszłością i nie ma nade mną władzy. Tego uczucia szczęścia i wolności, które mnie wtedy wypełniało, nie zapomnę już nigdy.
– Zakochałaś się od pierwszego wejrzenia?
Wręcz przeciwnie! Kiedy rozmawiałam z Jordanem po raz pierwszy, cztery lata temu, nie myślałam o nim najlepiej. Wydawało mi się, że jest gburowatym facetem, jakich wielu. Z czasem jednak okazało się, że jest zupełnie inaczej.
– Co Ci najbardziej imponuje w Twoim mężu?
Wiele rzeczy. Moje serce zdobył chyba tym, że tak wspaniale potrafi się o mnie troszczyć. Kiedy jestem przy nim, czuję się najwspanialsza i najpiękniejsza na świecie. On pozwala mi wzrastać i wiem, że wspiera mnie we wszystkim, co robię. Do czasu, kiedy go poznałam, nie miałam najlepszego zdania na temat mężczyzn.
– Dlaczego?
Z pewnością wiązało się to z moimi wspomnieniami z dzieciństwa. Mój ojciec bardzo źle traktował mamę. Wielokrotnie dopuszczał się wobec niej przemocy. I ja, i moja młodsza siostra Rachel żyłyśmy w strachu, wiecznym poczuciu zagrożenia. Bałam się wtedy, że wszyscy mężczyźni są tacy sami. Kiedy moja mama w końcu zdecydowała się na rozwód, odetchnęłam z ulgą. Obiecałam sobie wtedy, że nigdy nie zaufam żadnemu mężczyźnie.
– A potem poznałaś Jordana.
Tak. I on pokazał mi, jak wspaniale może być między kobietą i mężczyzną. Momentami, kiedy patrzę na niego i wyobrażam sobie, jakim świetnym będzie kiedyś ojcem, nie mogę powstrzymać łez. Wiem, że to brzmi banalnie, ale dla mnie szczęście nie jest banalne.
– Wierzysz, że będziecie z Jordanem do końca życia?
Bardzo bym chciała. Zawsze byłam ostrożna w składaniu tego typu deklaracji, dlatego nie chcę powiedzieć, że jestem tego pewna. Myślę jednak, że w związku najważniejsze jest to, żeby wierzyć w drugą osobę. A ja wierzę w Jordana tak, jak wcześniej w nikogo.
– Teraz rozpoczęłaś promocję swojej najnowszej płyty. Ostatnie miesiące spędziłaś w studiu. Chyba nie macie zbyt wiele wolnego czasu, który możecie razem spędzać?
To prawda. Nie ma co owijać w bawełnę: jestem pracoholiczką i chyba już nic tego nie zmieni. Kocham muzykę, uwielbiam występować, nagrywać w studiu. Nie mogę bez tego żyć. Na szczęście Jordan nie narzeka z tego powodu, nie robi mi awantur. Zanim go poznałam, ciągle pracowałam. Potem z przerażeniem stwierdziliśmy, że nawet nie potrafię się relaksować. No i teraz Jordan uczy mnie odpoczywać.
– No to jak odpoczywacie?
Hmm... chyba nie chciałabyś poznać szczegółów.
– Bardzo bym chciała.
I tak ci nie powiem. Zdradzę ci za to świetny sposób na odreagowanie po pracy. Tego też nauczył mnie mój mąż. Kiedy masz za sobą wyjątkowo ciężki dzień, zaraz po powrocie do domu usiądź w jakimś zacisznym miejscu. Weź kartkę i długopis i spisz myśli, które kłębią ci się w głowie. Wtedy czarno na białym zobaczysz, co naprawdę sądzisz o wydarzeniach, które minęły. Ta prosta czynność uzmysłowiła mi, że wieloma drobiazgami martwię się zupełnie bez powodu, bo tak naprawdę to one wcale nie są istotne. Ten proces wylewania swoich myśli na papier to dla mnie pożegnanie z całym dniem pracy. Potem czuję się jak nowo narodzona.
– Wygląda na to, że zanim spotkałaś Jordana, w ogóle sobie nie radziłaś. Tymczasem gwiazdą jesteś już od co najmniej ośmiu lat.
Kiedy moja piosenka „Genie in the Bottle” pojawiła się na szczycie list przebojów, miałam zaledwie 19 lat i byłam nieźle przerażona. Wiedziałam, że mogę liczyć tylko na siebie i że świat show-biznesu jest wyjątkowo okrutny: jeden błąd i już cię nie ma. Postanowiłam wtedy, że choćby nie wiem co będę o siebie walczyć i znajdę swoje własne miejsce na ziemi. I tak się na szczęście stało. Wcześniej jednak, nawet kiedy wydawałam płyty, koncertowałam, nie było we mnie spokoju. Miałam uczucie, że od wewnątrz trawi mnie jakaś gorączka. To uczucie minęło, kiedy zrozumiałam, że kocham Jordana i że on kocha mnie.
– Przez całe lata kariery wspierała Cię matka. Ciągle macie ze sobą dobry kontakt?
Tak. Ona jest moją najlepszą przyjaciółką. Do końca życia będę jej wdzięczna za to, że ani przez chwilę we mnie nie zwątpiła. Kiedy byłam mała i mój ojciec się na nią wściekał, natychmiast wysyłała mnie do mego pokoju. Tam włączałam głośno muzykę i śpiewałam razem ze swoimi ulubionymi wokalistkami: Ellą Fitzgerald, Billie Holiday czy Ettą James. Któregoś dnia odważyłam się zdradzić mamie, że chciałabym śpiewać jak one. Bałam się, co mi odpowie. Ona popatrzyła na mnie i stwierdziła: „Masz piękny głos. Uda ci się”.
– Okazało się, że miała rację. Czujesz się dzisiaj jak prawdziwa diwa?
Nie.
– Trudno w to uwierzyć. Twoje koncerty przypominają trochę przedstawienia teatralne, a Ty znana jesteś z tego, że lubisz szokować, błyszczeć, zwracać na siebie uwagę.
Słowo „diwa” kojarzy mi się z kobietą, która jest rozkapryszona i nie wie, czego chce. Ja zawsze wiedziałam, czego chcę, nawet wtedy, gdy byłam małą dziewczynką.
– Marzysz czasem o tym, żeby zrobić sobie przerwę w pracy i urodzić dziecko?
Codziennie. Jestem pewna, że będziemy mieli z Jordanem dzieci. Oboje jednak chcemy z tym jeszcze trochę poczekać. Na razie daliśmy sobie czas na cieszenie się sobą.
– Rzeczywiście jesteś bardzo zakochana. O swoim mężu mogłabyś mówić godzinami. Rzadko jednak razem pojawiacie się publicznie.
To była nasza wspólna decyzja. Nie chcemy wystawiać się na widok publiczny. Mimo że nie mam oporów przed tym, aby opowiadać o Jordanie, nie chcę razem z nim pozować do zdjęć. Myślę, że to zakłóciłoby naszą prywatność.
– A Jordan nie jest zazdrosny, kiedy Ty bierzesz udział w rozbieranych sesjach, choćby takich, jak ta ostatnia dla magazynu „GQ”?
Nie widzę powodu, dla którego miałabym ukrywać swoje ciało. A Jordan mnie wręcz do tego namawia. Ostatnio rozmawialiśmy o tym wieczorem i powiedział mi coś bardzo pięknego. Zaraz, jak to było dokładnie... O, już wiem: „Jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie, a ja mam cię co noc. To byłby grzech, gdybym zabronił światu oglądać cię w całej okazałości. Jesteś zbyt wspaniała, żeby trzymać cię w ukryciu”. No i sama powiedz, czy taki facet to nie jest prawdziwy skarb?
Rozmawiała Iza Bartosz/ Viva!