- Niełatwo się do pani dodzwonić...
Wiem. Moi znajomi też narzekają, ale czasem muszę wyłączyć telefon, aby pozbierać myśli. Proszę spojrzeć, w niespełna godzinę 35 nie odebranych połączeń.
- Gwiazdę powinno cieszyć, że tyle osób poszukuje z nią kontaktu!
Nie czuję się gwiazdą, naprawdę. Może ostatnio jestem bardziej rozpoznawalna i dostaję więcej propozycji estradowych, aktorskich czy w reklamie, ale pozostałam normalną, ciężko pracującą dziewczyną. Bywa, że ze zmęczenia mam sińce pod oczami i zasypiam na stojąco. Na planie serialu podczas przerw przytulam się do ściany i choć na chwilkę przymykam oko.
- To może w weekendy jest czas na odpoczynek?
A skąd! Często w soboty i niedziele kręcimy serial. Na weekend odkładam też różne sesje zdjęciowe czy prowadzenie imprez. Niedawno całą sobotę od ósmej rano do późnego wieczora siedziałam w telewizji i prowadziłam duży charytatywny program „Serce masz tylko jedno”.
- Jednym słowem, prymuska i pracuś...
Tak, jestem bardzo pracowita, perfekcyjna do przesady i wszystko robię z pasją. Jak trzeba, wstaję o piątej, szóstej rano i zarywam noce, żeby wywiązać się z obowiązków. Uczę się też porządnie, ze średnią 4,7.
- Studiuje pani psychologię...
Jestem na piątym roku, piszę właśnie pracę magisterską. Planuję obronę na jesień, a zaraz potem podejmę studia podyplomowe w tym samym kierunku.
- To jednak nie aktorstwo?
Egzaminy w szkole teatralnej mogłabym zdawać eksternistycznie, bo pracuję już 6 lat w zawodzie. Może jeszcze o tym pomyślę.
- Kinga w serialu „M jak Miłość” nie jest pani pierwszą rolą filmową.
Grałam krótko w „Bożej podszewce” jedno z dzieci głównych bohaterów, ale zrezygnowano ze mnie, bo byłam... za gruba. Bardzo to przeżyłam. Obraziłam się wtedy na filmowców i powiedziałam – nigdy więcej! Ale potem, gdy miałam 17 lat, namówiono mnie na casting do roli Kingi. I całe szczęście, że tam poszłam.
- Przez wiele lat związana była pani z Ogniskiem Teatralnym przy teatrze Ochota, prowadzonym przez państwa Machulskich...
Mama mnie tam zapisała, żebym nie wisiała na trzepaku. Już jako małe dziecko byłam strasznie aktywna, w przeciwieństwie do mojego braciszka, starszego o dwa lata, który jak Kubuś Puchatek potrzebował do szczęścia tylko słoiczka miodu i łyżeczki. Myślę, że się nie obrazi (śmiech). Jest wspaniałym facetem, cztery lata studiował w Szkocji, teraz też studiuje i pracuje, a zamieszkał w Krakowie.
- Jest pani podobna do mamy czy taty?
Jestem kopią mojej kochanej mamusi i ukochaną córeczką tatusia. Mam cudowną rodzinę. Mieszkam jeszcze z rodzicami i babcią, w dwóch pokojach z kuchnią. W domu czuję się najlepiej.
- Ale podobno ma już pani własne mieszkanie?
Kupiłam je niedawno, jak prawie każdy, na kredyt. Bardzo blisko rodziców. Jeszcze jest w budowie, ale nie będę spieszyć się z przeprowadzką, bo nie ma jak u mamy. Kiedy późnym wieczorem wracam, to już od progu wołam: Mamo, nie uwierzysz...! Dostaję jeść i opowiadam, co mi się dzisiaj zdarzyło. Nie mam przed rodzicami sekretów. Radzę się ich we wszystkich sprawach.
- Umie pani gotować?
Nie lubię i nie umiem. Nudzi mnie to zajęcie, nie mam do tego cierpliwości. Jak gotuję kartofle, to jem prawie surowe, bo nie mogę się doczekać, aż będą w sam raz. Za to moja mama robi najlepsze naleśniki świata! Ja lubię sprzątać, gdyż od razu widać efekty.
- Na zakupy chyba pani chodzi?
Nie cierpię zakupów, bo wszyscy mi się przyglądają. Jak podchodzę do kasy, to każdy zerka, ile ta Cichopek zapłaci. A ja pochodzę z niezamożnej rodziny i szanuję zapracowany grosz.
- Od „Tańca z gwiazdami” jesteście Z Marcinem Hakielem parą. Skąd bierze się miłość?
Nie wiem. Wierzę w przeznaczenie. Dostaliśmy naszą miłość w prezencie... Spędzaliśmy razem wiele godzin. Dużo rozmawialiśmy, poznawaliśmy nasze charaktery, aspiracje i pasje, chodziliśmy razem na spacery. On mi dał poczucie bezpieczeństwa, i w tańcu, i w życiu. Zdarzało mi się tak rozhulać na parkiecie, że zapominałam kroków. Wiedziałam jednak, że w pewnym momencie Marcin mnie pochwyci, złapie i podniesie, że doprowadzimy nasz układ do końca.
- Czy Marcin jest zawodowym tancerzem?
Jest profesjonalistą, tańczy od 15 lat, ale taniec jest tylko uzupełnieniem jego życia. Marcin – po liceum anglojęzycznym – studiuje finanse i bankowość. Jest w dziesiątce najlepszych studentów na uczelni. Zgarnia wszystkie możliwe stypendia i ma indywidualny tok studiów. Jakiś czas studiował nawet w Finlandii. Jest niesamowicie inteligentny i pracowity. Wkrótce otworzy dwie szkoły tańca, jedną jeszcze przed wakacjami. Nie dla zawodowców, ale dla osób, które chcą dobrze się bawić i być królami parkietu. Dajemy szkole naszą markę, bo ja jestem dowodem na to, że można się szybko nauczyć tańczyć.
- Czy już planujecie ślub i dzieci?
Nie! (śmiech.) Jesteśmy młodzi, szczęśliwi i zapracowani Wciąż nie możemy nacieszyć się sobą! A dzieci? Przepadam za nimi i nie zamierzam czekać z macierzyństwem do trzydziestki. Zobaczymy, co los przyniesie...
Rozmawiała Zdzisława Jucewicz/ Przyjaciółka