Paweł Rurak-Sokal: Zadajesz bardzo trudne pytanie. W każdej plotce jest jakieś ziarnko prawdy! Na razie jesteśmy skazani na siebie. Dosłownie! Przebywamy ze sobą 24 godziny na dobę. W studiu nagrywaliśmy płytę, mieszkaliśmy razem w Sulejówku. Dzień i noc byliśmy razem. Te cztery miesiące zbliżyły nas do siebie psychicznie. Cieszę się, że nasze drogi się spotkały i nie zamieniłbym Dominiki na żadną inną wokalistkę.
Dominika Gawęda: Wzruszyłam się!
– Po odejściu Tatiany Okupnik chciałeś skończyć z Blue Cafe?
P. R-S.: Miałem poczucie, że kogoś straciłem, że coś się nieodwracalnie kończy, że jakiś etap jest za mną. Ale takie doświadczenia dają także siłę do komponowania. Wtedy powiedziałem: Nie! Podniosłem się. Przecież Blue Cafe jest moim dzieckiem i jestem odpowiedzialny za muzyków, którzy zostali. Właściwie chciałem podziękować Tatianie za lata wspólnego grania, ale też za to, że kiedy odeszła, zobaczyłem, kto naprawdę jest ze mną. To był piękny czas, by się dowiedzieć, kto jest prawdziwym przyjacielem, kto podaje mi rękę, a kto odwraca się plecami.
– Pamiętasz, co pomyślałeś, kiedy po raz pierwszy usłyszałeś Dominikę?
P. R-S.: Ogłosiliśmy casting na wokalistkę. Nadesłano tysiące zgłoszeń i nagrań. Swoją drogą dostawałem też takie zdjęcia, że „Playboy” zarobiłby na nich dużo pieniędzy. Przesłuchałem tysiące piosenek i stwierdziłem, że dziewczyny w Polsce umieją śpiewać. Pamiętam, był taki szary, ponury dzień. Jechałem samochodem w Łodzi i włączyłem kolejne nagranie. I nagle słyszę przepiękny głos, który śpiewa piosenkę Marka Grechuty „Ocalić od zapomnienia”. Z trudem powstrzymałem emocje. Zdumiałem się, że w tych czasach ktoś śpiewa Grechutę. Usłyszałem kilka dźwięków i czułem, że to jest to.
– Dominiko, dlaczego zdecydowałaś się wziąć udział w castingu na wokalistkę Blue Cafe?
D. G.: Pierwsza moja myśl: jak najszybciej wysłać demo. Zawsze marzyłam o takiej szansie. Nagrałam różne piosenki, żeby pokazać, że jestem wszechstronna. A Grechuta jest jedyny w swoim rodzaju.
– Pierwszy raz zobaczyliście się na eliminacjach.
P. R-S.: Najpierw zastanawiałem się, skąd się wzięła, bo ma egzotyczną urodę. Potem zobaczyłem, że jest bardzo skromna. Szybko stwierdziłem, że pasuje do moich wyobrażeń, jakie miałem, gdy słuchałem, jak śpiewa. Dominika brała udział w wielu kultowych castingach u kultowych znawców muzyki. Nikt jej nie zauważył. Dlaczego? Dlaczego taki talent musiał się tułać po różnych teatrach, śpiewać w chórkach? Wystarczy usłyszeć trzy dźwięki, żeby mieć pewność, że to diament. Jeśli Dominika nie zwariuje od radosnego show-biznesu, może być aniołem sceny polskiej.
– Od początku byłeś pewien trafności swojego wyboru?
P. R-S.: Decyzję o wybraniu Dominiki podjęliśmy w zespole jednogłośnie. Ale nawet gdyby wszyscy dookoła mówili, że to zła decyzja, i tak bym wybrał ją. Dokładnie wiedziałem, że to ona, poczułem ten głos w środku. Zobaczyłem jej spojrzenie. Widzisz te oczy? Zniewalające! Disney mógłby dawać jej oczy swoim najmilszym postaciom. Dominika ujęła mnie nawet tą odrobiną lęku, kiedy poznała werdykt.
– Co czułaś jako wybranka losu?
D. G.: Gdy mnie wybrano, poczułam niepokój, a jednocześnie podskoczyła mi adrenalina. Zrozumiałam, że moje życie się zmieni. Miałam wrażenie, że chyba odnajduję swoje miejsce, spełniam marzenia. Przeżyłam małą rewolucję. Przeprowadziłam się do Łodzi. Nowe kontakty, nowi ludzie. Stawałam się częścią zespołu, który jest na topie. Bałam się, czy temu sprostam.
– Weszłaś na miejsce innej wokalistki. Jak znieść to ciągłe porównywanie?
D. G.: Wiedziałam, że tak musi być. Przetrwałam. Teraz tworzę drugą część historii tego zespołu.
P. R-S.: To jest cholernie trudne, gdy ktoś ma 21 lat i nagle musi wydorośleć. Musi jak najszybciej odciąć pępowinę. Wchodzi do telewizji, make-up i śpiewa. Dla kogoś, kto nigdy tego nie robił, to jest jak pobudka o drugiej w nocy. Do tego presja oczekiwań. I dużo złośliwości. Podziwiam Dominikę, że wytrwała.
– Na czym polega wyjątkowość głosu Dominiki?
P. R-S.: W tym głosie jest to coś. I skrzydła anioła, i dotknięcie muzy, i wspomnienia, i poranna rosa, i wszystkie poranki świata.
– Skąd Ty się wzięłaś, Aniele?
D. G.: Z Bielska-Białej. Jestem samoukiem, mimo że pochodzę z muzycznej rodziny. Mój tata nauczył mnie słuchać jazzu, soulu, popu. Moja mama jest profesjonalnym muzykiem. Grała na fortepianie i wiolonczeli, uczyła muzyki. Od najmłodszych lat byłam zanurzona w muzyce.
– Skąd masz takie egzotyczne rysy?
D. G.: Z Nibylandii, gdzie daleko muszą tkwić moje korzenie. Jest w mojej rodzinie jakaś legenda o przodkach z Indii.
P. R-S.: Rysy nie są polskie i głos jest z daleka. Głos Dominiki obejmuje cztery oktawy, ale świadomości śpiewania nabiera się wraz z przeżyciami. Żeby piosenkę interpretować, trzeba czegoś w życiu doświadczyć. Trzeba znać rozstania, śmierci, powroty, miłości. Wtedy śpiewanie jest prawdziwe i poruszające. Dominika jest na początku drogi. Podsuwam jej nastroje, mówię, jaką barwę chciałbym usłyszeć w śpiewanym utworze.
D. G.: Kompozycje Pawła są odzwierciedleniem jego duszy.
– Dyktator ma duszę? Słyszałaś, że takie rzeczy mówią o Pawle?
D. G.: Słyszałam, ale kiedy weszłam do zespołu, okazało się, że to jakiś mit. Jestem żywym dowodem, że tak nie jest. Tyrania Pawła to bzdura. Paweł jest wspaniałym, ciepłym człowiekiem.
P. R-S.: Jeżeli piszą o Tobie: „dyktator”, „tyran”, to mówisz sobie: „OK. Muszą być charaktery czarne i białe”. Oczywiście przyjaciele mówili mi: „Nie przejmuj się”. Nie przejmuj się?! Jestem na tyle wrażliwy, że nie mogłem się nie przejmować. Mam jeszcze ojca, który jest człowiekiem schorowanym. Czytał to wszystko, przeżywał. Byli i tacy, którzy podchodzili na ulicy i mówili: „Panie Pawle, to jest jedno wielkie gówno, my wiemy, jak jest”. To były takie koła ratunkowe.
– Jak rodzice zareagowali na Twoje wejście do Blue Cafe?
D. G.: Mieli w sobie nutkę niepokoju, ale nie odradzali. Wiedzieli, że to wielka szansa i że marzyłam o tym od najmłodszych lat.
P. R-S.: Myślę, że Dominika już wie, że ten świat nie jest taki liliowy, że nie jest to Ocean Spokojny.
D. G.: Zobaczyłam, że trzeba wiele poświęceń i wyrzeczeń.
P. R-S.: Wiesz, czego zazdroszczę Dominice? Mamy!!! Moja mama zmarła, kiedy miałem 26 lat. Jak już jesteś taki sam z tym wszystkim, z problemami, ze smutkami, to próbujesz gdzieś wyć. A tu nie ma do kogo, zostaje tylko księżyc.
– Kiedy odkryliście, że wiele Was łączy?
P. R-S.: Któregoś dnia, po kolejnym miesiącu pracy w studiu nad płytą, zdecydowaliśmy się na przerwę w pracy. Już wariowaliśmy w zamknięciu. Powiedziałem: „Dominika, jedziemy do Zakopanego”. Pojechaliśmy. Poszliśmy w góry. Wybrałem najtrudniejszy szlak – na Orlą Perć. To było wariactwo, mimo lata wciąż leżał śnieg. Znam góry, jestem wobec nich pokorny, ale podczas tej wycieczki przeżyliśmy sytuacje ekstremalne. W górach poznaje się charakter osoby, z którą wędrujesz.
D. G.: To był test na wytrzymałość, siłę charakteru, na odporność. Ta wycieczka w góry byłą świetną przygodą. Miałam chwilę zwątpienia, ale świetnie sobie poradziłam. Wiedziałam, że jeżeli zawrócę, nigdy sobie tego nie wybaczę.
– Jak nazwać to, co Was łączy?
P. R-S.: To jest początek przyjaźni. Łączy nas więź duchowa. Jestem pełen uznania dla empatii Dominiki. Pomaga mi w trudnych sytuacjach. To jest też początek dużego zaufania.
D. G.: Podobnie czujemy, mamy podobną wrażliwość. Łączy nas pokrewieństwo dusz.
– Co Was dzieli?
D. G.: Dzieli nas doświadczenie, ale przez ostatnie pół roku nauczyłam się od Pawła bardzo dużo.
P. R-S.: Dzieli nas zużycie materiału. Więcej wypaliłem papierosów, więcej przeżyłem rozstań, więcej widziałem poranków i zachodów słońca. To nas dzieli. Musiało w moim życiu upłynąć mnóstwo, a u Dominiki rozpocząć się mnóstwo, żebyśmy się spotkali w jednym miejscu i czasie. Co z tego wyniknie, nie wiem. Podstawą jest przyjaźń. Miłości przemijają, ale przyjaźń pozostaje.
– To po raz ostatni Was spytam: czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie?
D. G.: Paweł to jest prawdziwy skarb. Prawdziwa perła w świecie muzycznym. Takiego kompozytora nigdy nie było i nie będzie w Polsce. Połączyła nas pasja. Porozumienie, jakie jest między nami, jest niezwykłe, magiczne.
P. R-S.: Między mną a Dominiką jest odwaga, szaleństwo i pasje...
Rozmawiała Dorota Wellman
Zdjęcia Krzysztof Opaliński/Melon
Stylizacja Monika Surowiec/Metaluna
Asystent Marcin Żarczynski/Metaluna
Makijaż Julita Jaskółka/Isa Dora
Fryzury Adam Szaro
Scenografia Ewa Gdowiok
Produkcja sesji Joanna Guzowska