Anna Kaplińska-Struss: Dlaczego nigdy nie spędzasz wakacji w Polsce?
Anna Mucha: Odkąd sfotografowano mnie na plaży w Egipcie, wyjeżdżam tam, gdzie nie sięgają obiektywy. Tym razem postanowiłam pojechać na Półwysep Iberyjski. Poczuję się jak „hiszpańska mucha”.
– Czy to rzeczywiście takie nieprzyjemne być w centrum zainteresowania mediów?
Wyobraź sobie, że na ulicy podchodzi do ciebie facet z wulgarnym komentarzem dotyczącym twojego biustu. Że ktoś obcy wie, jak wyglądasz, gdy jesteś prawie naga, że miliony widziały cię w sytuacji prywatnej, intymnej. Mnie to boli. Zresztą nie tylko mnie. Nie umiem tego wytłumaczyć moim dziadkom, którzy są z innego świata. A oni muszą się potem tłumaczyć przed sąsiadami. Problem stał się wielopoziomowy i wielopokoleniowy. A o ile dobrze pamiętam, moja babcia w żadnym serialu nie gra. Jeszcze. Chociaż do „Plebani” byłoby jej po drodze. Wiesz, jak jest – samo życie.
– Jaki właściwie masz stosunek do swego ciała?
Użytkowy, z wyłącznym prawem dysponowania. Jestem dowodem na to, że rozmiar nie zawsze ma znaczenie. Jestem filigranowa i figlarna. Lubię zdziwienie u innych, gdy okazuje się, że mała kobietka może więcej. Gdy kruszynka siada za kierownicą potwora i rządzi. I pruje. I daje radę! A na końcu szowinista z uznaniem mówi: „OK, babo”. Dlatego pokochałam rajdy off-road.
– Jak się ma dobry samochód i człowiek się rozpędzi, to przejedzie przez strumień. Czego wymagają takie rajdy? Poza brawurą.
Myślenia. Brawura kończy się po godzinie: rozwalonym autem, zalanym silnikiem, złamanym mostem samochodowym. Poza tym kierowcy pomaga pilot, który ocenia drogę i przewiduje niebezpieczeństwa. Moim pilotem jest Kuba.
– Kuba jest w tym dobry?
Tak. Chociaż zdarzają nam się wypadki. Mieliśmy zderzenie czołowe z drzewem. Mamy świadków, że to była wina drzewa.
– Co jest przyjemnego w rozbijaniu się samochodem po bezdrożach?
Rozbijanie się samochodem po bezdrożach! I współpraca. To, że mała dziewczynka jest traktowana po partnersku przez kolegów. I 200 koni pod maską. I to, że dla wranglera nie ma rzeczy niemożliwych. I wjeżdżanie tam, gdzie inni się wspinają. I błoto. Ono chlapie, pachnie. Czasami nad mokradłami unosi się para. Błoto się cudownie lepi. Uwielbiam charakterystyczny dźwięk mlaskania błota. Lubię w nim brodzić i wyciągać samochód wyciągarką zaczepioną o drzewo. Rękawice, woda, znoszenie gałęzi, żeby wyjechać z koleiny. No, coś pięknego! Najfajniejsza jest praca zespołowa. Pilot i kierowca są jednym. Dla mnie to totalna frajda. Trzeba tylko uważać na szkółki leśne i chronione rośliny. Niektóre pirackie kluby pracują na złą opinię off-road i mamy często ograniczane trasy w Bieszczadach.
– Kto jest odważniejszy na rajdach? Ty czy Kuba?
Chyba ja. W ogóle chyba ja jestem odważna, skoro jestem z Kubą.
– Lubisz ekstrema. Poza rajdami skaczesz ze spadochronem.
Mucha w locie to brzmi naturalnie. I odlotowo zarazem. Jestem uzależniona od adrenaliny. Złota karta członkowska klubu Autotraper daje mi większą frajdę niż złota karta Visa. Szczególnie, że tej drugiej nie mam.
– A śni Ci się latanie?
Freud? Że niby mam sny kompensacyjne? Ależ ja mam bogate życie!
– Rozumiem, że można lubić latanie. Rajdy – rozumiem. Ale speleologia? Łażenie po mokrej i zimnej jaskini? Ohyda.
Może to jednak Freud?! A mówiąc poważnie: jestem ciekawa życia. Mam jedno i chcę je przeżyć najwspanialej. Chcę spróbować wielu emocji.
– I żadnych lęków?
Lęki są wtedy, gdy dzwoni telefon o szóstej rano. I mówią ci, że umarła twoja ukochana prababcia. Boję się rannych telefonów.
– Poza tą dziewczyną z rajdów i skaczącą ze spadochronem istnieje jeszcze romantyczna Anna Mucha?
Tak, o poranku, gdy nie mam szkieł kontaktowych i wszystko jest takie... do wymacania... Poranek jest czuły, intymny... To moment, który jest obietnicą, czymś zagadkowym. Pamiętam, że mama budziła mnie: „Wstawaj, będzie piękny dzień”. Ona dała mi energię na całe życie. Babcia natomiast budziła mnie, przynosząc do łóżka gęstą kaszę mannę z masłem, żółtkiem i czekoladą. Czy po czymś takim można nie lubić poranków?
– Poszukajmy jeszcze kobiecości Ani Muchy. W twoim blogu (www.annamucha.pl) jest opis, jak malujesz sobie usta czerwoną szminką.
Malowanie się jest trochę jak zakładanie maski. Czerwień szminki może symbolizować czerwone, nabrzmiałe od pocałunków usta. To jest przekaz: jestem atrakcyjna, jest dobrze. Czasami jednak jest to rozpaczliwa próba zwrócenia na siebie uwagi, gdy kobieta chce się czuć namiętna i piękna. Dodać sobie odwagi.
– Ciuchami też dodajesz sobie odwagi?
Jestem ignorantką. Do tego stopnia, że nie rozróżniam kolorów ani modnych krojów. Moja mama od dawna chciała nauczyć mnie, co do czego pasuje. W końcu dała za wygraną. A ja wrosłam w dżinsy i T-shirt. Najodważniejsze zakupy zrobiłam o trzeciej nad ranem u Macieja Zienia. Kupiłam dżinsy, których na trzeźwo już nie założyłam. To była utopia.
– Nie kręci Cię bycie glamour?
W sierpniu zaczęłam pracę w Radiostacji, gdzie wieczorami prowadzę audycje. Mój nowy dyrektor na mój widok krzyknął: „Rany! Ty masz siwe włosy! Patrz, jak to dobrze, że przechodzisz do radia”. Zdałam sobie sprawę, że ja bardzo lubię te moje siwe włosy. Nawet jeżeli to jest niemodne. Bycie spełnioną jest dla mnie ważniejsze niż wygląd. Piękne kobiety są dla mężczyzn bez wyobraźni.
– Kiedy się pierwszy raz umalowałaś?
Mama kupiła mi pierwszą szminkę. Mam ją do tej pory nietkniętą. Mam taki zwyczaj, że najfajniejsze, najsympatyczniejsze, najsmaczniejsze rzeczy zostawiam na koniec. I tak sobie trzymam te szminki, które jełczeją. Podobnie jest z jedzeniem. Czasami Kuba stanie naprzeciwko mnie ze znalezionym w najbardziej nieprawdopodobnym miejscu pudełkiem białych ze starości czekoladek i ze współczuciem pyta: „Co? Głodowałaś w dzieciństwie? Coś było nie tak, że musisz sobie robić zapasy jedzenia?”
– Co jeszcze oprócz czekolady zostawiasz sobie na deser?
Dziecko. Dzieci szybko jełczeją. Tracą smak, zwłaszcza o piątej nad ranem.
– Największy komplement, jaki usłyszałaś w życiu?
Na Bali. Podeszła do mnie przepiękna Balijka, a jej mąż spytał, czy ona może sobie zrobić ze mną zdjęcie. Okazało się, że według panującego tam zwyczaju kobiety w ciąży robią sobie zdjęcie z taką osobą, jaką chciałyby, żeby było ich dziecko. Żaden inny komplement mnie tak nie wzruszył.
– A w Polsce spotykasz się raczej ze złośliwościami czy komplementami, uwielbieniem?
Są wyrazy sympatii, okazywane nie przez emocje, ile w naśladowaniu naszego – bohaterów z „M jak miłość” – stylu życia. Dowiedziałam się, że maturzyści drzwiami i oknami walą na psychologię. W tym roku jest 40 osób na 1 miejsce. Ktoś powiedział, że to dlatego, że młodzież z „Łowickiej” studiuje psychologię. To miły dla nas komplement. Jednak ja myślę, że to zainteresowanie należy wiązać z tą garstką ludzi z „parady normalności”. Skoro wiadomo, że normalnych jest 800 osób, które w niej uczestniczyły, to jest nadzieja na robotę dla psychologów.
– Tak się jakoś stało, że to nie politycy, tylko aktorzy telenowel mają ogromną władzę. To oni kształtują gusta, poglądy milionów Polaków. Masz wielką władzę...
Raczej poczucie odpowiedzialności. To dlatego dałam się sfotografować z plasterkiem antykoncepcyjnym na ramieniu. Nienormalne jest to, że o seksualności Polaków rozmawia się co cztery lata, jedynie w czasie wyborów. I wtedy też głównie w kontekście aborcji albo pedofilii. A przecież antykoncepcja dotyczy nas wszystkich, niezależnie od wieku, poglądów, płci! Do tej pory nie miałam żadnych wątpliwości, że będę głosowała na Platformę Obywatelską, na Tuska. Ale kiedy przeczytałam w kwietniowym „Sukcesie” wywiad, w którym ten dorosły mężczyzna mówi o seksie, używając eufemizmów: „ten temat”, „te sprawy”, to pomyślałam sobie: „To nie jest mój prezydent”. Jeżeli liberalny Tusk ma kłopot z otwartym mówieniem o seksualności swoich rodaków, to ja mam kłopot, na kogo głosować. Jak polityk może zostawiać miliony kobiet w samotnej walce o naszą przyszłość? W imię czego? Popularności wśród konserwatywnych wyborców? Mówimy o dotowaniu środków antykoncepcyjnych. O kilku złotych miesięcznie dla kobiet, które żyją w tym śmiesznym kraju.
– Podobno jesteś w stanie poprosić faceta o wynik testu na HIV.
To nie jest odwaga. To statystyka. W seksie, jak w sporcie, ważna jest i gra, i wynik.
– I Kubę też poprosiłaś?
Uprzednio pokazując swoje wyniki. Nie widzę powodu, żeby nie dbać o siebie, o drugą osobę, o naszą przyszłość. Ja tego wymagam i oczekuję od osoby, z którą jestem. Ten stopień intymności wymaga otwartych rozmów i jasnych sytuacji. Nie bądźmy hipokrytami i nie udawajmy, że mieliśmy w życiu jednego partnera. Tylko w Polsce zakażonych prawdopodobnie jest 25 tysięcy osób, a jak mówiła Brigitte Bardot: „Świat jest tak mały, że prędzej czy później wszyscy spotkamy się w łóżku”.
– Masz mocne poglądy. Czasami wręcz kontrowersyjne, jak w sprawie macierzyństwa. Pouczasz złodzieja, żeby nie włamywał się do samochodu. Musztrujesz policjantów. Jesteś taka, bo byłaś zawsze z dużo starszymi partnerami?
Remarque twierdził, że najgorzej trafić pod rządy małego generała... Tyle o mnie.
– Jakie są zalety bycia ze starszym facetem?
W dniu 25. urodzin nie usiądziesz na kanapie i nie zapłaczesz: „Boże, jaka ja już jestem stara!”
– Trafiłaś do filmu jako dziewczynka. Jak to wspominasz?
Jako lekcję odpowiedzialności, dojrzałości i świetną zabawę. Ale też zauważyłam, że na planach filmowych, z dala od domu, wielu mężczyzn zapada na „syndrom pana w delegacji”. Kiedyś przeżyłam zabawną sytuację. W trakcie kręcenia „Młodych wilków” siedziałam u kosmetyczki. Obok mnie – pani z pomalowanymi jaskrawo paznokciami. Opowiadała, że poprzedniej nocy miała seks z jednym z chłopaków z ekipy i bardzo prosi, żeby te paznokcie były w specjalny sposób spiłowane, bo ona w czasie seksu go drapie. Głośno operując nazwiskami opowiadała o intymnych szczegółach.
– Dlaczego Ty nie wsiąkłaś w takie zabawowe życie? Co Cię powstrzymywało?
Paznokcie mi się łamią. A mówiąc poważnie – z szacunku do siebie, do swojego wyobrażenia o miłości. Przez szacunek do pięknych, niezapomnianych chwil. Dlatego tak pielęgnuję moją prywatność.
– A Twoja mama? Przecież musiała wiedzieć, na co Cię naraża, wysyłając nastolatkę do filmu?
Mama okazywała mi dużo zaufania i to mnie nobilitowało. Czułam się wyróżniona.
– Dlaczego najważniejszą Twoją podróżą była podróż z ojcem do Indii?
Moi rodzice się rozwiedli, gdy miałam trzy lata. Tata wyjechał na Daleki Wschód i przez lata dostawałam od niego kartki z egzotycznych krajów. Na 18. urodziny wybraliśmy się do tych mitycznych Indii razem. To było odważne z jego strony. Bo wcześniej raczej nie istniał w moim życiu. Zaprzyjaźniliśmy się.
– Walczyłaś o mężczyzn?
Trafiałam na właściwych we właściwym czasie. Jestem szczęściarą. Miałam fajnych facetów. Ostatnio wśród znajomych pochwaliłam „byłego”. A znajomy zareagował: „Jak ty możesz przy Kubie dobrze mówić o swoim byłym chłopaku?!”. Nie rozumiem. Nie mogę przecież mówić źle o kimś, z kim byłam przez długi czas, kogo sobie wybrałam i kogo kochałam. Ktoś, kto publicznie źle mówi o swoich byłych miłościach, jest nielojalny przede wszystkim wobec samego siebie.
– Jest nadzieja, że o Kubie też będziesz dobrze mówić.
Mmmmm...
– Czy miłość to gra?
Tak: w „M jak miłość” z dwoma bliźniakami, jednym Bosakiem, jednym Ruskim i wieloma niewiadomymi. A w życiu? Nie ma sensu niczego udawać.
– Co Cię w życiu najwięcej kosztowało?
Mój samochód cherokee. To drenuje kieszeń.
– Największe wyrzeczenie dla miłości?
Może to, że muszę jeździć porsche, bo to ulubiony samochód Kuby. Mam wrażenie, jakbym szorowała pupą po asfalcie.
Rozmawiała Anna Kaplińska-Struss
Zdjęcia Krzysztof Opaliński/Melon
Stylizacja Jola Czaja
Asystentka stylistki Anna Gnacy
Makijaż Gonia Wielocha/Helena Rubinstein, Agnieszka Jańczyk
Fryzury Adam Szaro
Scenografia Dorota Banasik
Produkcja sesji Elżbieta Czaja
Nowa VIVA! już w sprzedaży! Wraz z nią koszulka projektu stylistów marki Autograf w dwóch wzorach do wyboru.
Poleca Ania Mucha