Anna Janocha i Jakub Tolak: "Ja go kocham a on śpiewa"

Julia z „M jak miłość” i Daniel z „Klanu”. Studentka prawa i przyszły architekt. Panienka z zasadami i syn artystki. Od kilku lat nierozłączni. Nawet producentom „Jak oni śpiewają” nie udało się wystawić na próbę ich związku.
/ 14.07.2008 12:41
Aniu! Jeszcze żadna dziewczyna nie wspierała swojego ukochanego w „Jak oni śpiewają” tak mocno jak Ty! Bardzo się przejmujesz jego występami?
Ania: Jestem dzieckiem słońca, zodiakalnym Lwem. Wylewność jest w mojej naturze! A poza tym Kuba jest naprawdę zdolny i wart tego, by jurorzy go zauważyli. Przeżywam jego występy, jakbym sama śpiewała.

– Właśnie! Słyszałam, że też miałaś zaśpiewać w tym programie.
Ania:
Dostałam taką propozycję.  Pewnie dla organizatorów byłoby super mieć na scenie parę. Ale nie dałam się namówić. Nie umiem śpiewać, choć Kuba twierdzi, że to tylko kwestia ćwiczeń.

– Pytałaś go o zdanie?
Ania:
Tylko zadzwoniłam powiedzieć, że odmówiłam. Nie było pytań. Poza tym Kuba na estradzie jest fantastyczny. Sto razy lepszy ode mnie, mówię tak nie tylko dlatego, że jestem zakochana.

– Zakochałaś się w aktorze czy w normalnym facecie?
Ania:
Mówiąc szczerze, wcale go nie kojarzyłam, bo rzadko oglądam telewizję.
Kuba: Ania była wtedy jeszcze licealistką. Wpadliśmy na siebie na stacji benzynowej.
Ania: Byłam tam z koleżanką, która rozpoznała w przystojnym blondynie o niebieskich oczach młodego aktora z „Klanu”.

– Zaczęłaś wtedy oglądać „Klan”?
Ania:
Zawsze robię tak zwany research, żeby móc się swobodnie odnaleźć w nowej sytuacji. Mówiąc językiem uczniów, nie lubię być nieprzygotowana i w związku z tym przyjrzałam się produkcjom, w których brał udział Kuba. Ale nigdy nie oceniałam go pod kątem granej postaci.

– W „Klanie” Kuba jest ciamajdą.
Ania:
I gdybym uwierzyła, że taki też jest w życiu, nie mielibyśmy okazji naprawdę się poznać.
Kuba: Teraz zaczęła oglądać telewizję, ponieważ sama gra w serialu „M jak miłość” i patrzy, czy dobrze wypada (śmiech).
Ania: Cha, cha, cha – oglądam, bo chcę wiedzieć, nad czym muszę popracować. A wtedy, na stacji benzynowej, Kuba wpadł w oko nie mnie, ale mojej przyjaciółce. Poprosiła, żebym wzięła od niego autograf, bo sama się wstydziła. Zrobiłam to bez problemu. Ale autograf wzięłam razem z adresem e-mailowym.

– Adresu koleżanka już nie dostała?
Ania:
Tak. Zamieniliśmy kilka słów, to był króciutki, trzysekundowy flirt. Ale wystarczyło, żebym zechciała do Kuby napisać. I tak pisaliśmy do siebie przez kilka miesięcy.
Kuba: Strasznie pseudointelektualne były te maile. O jesieni pisaliśmy na przykład. O naszych odczuciach wobec otaczającej rzeczywistości. Te listy są dla nas ważną pamiątką, mamy je do tej pory.
Ania: Jak Jan III Sobieski i Marysieńka (śmiech).
Kuba: Ale już tak nie jest. Teraz gadamy jak ludzie. „Ej, mała, dawaj browar” (śmiech).
Ania: „Ale żeś tekstem pojechał, Tolaku!” (śmiech).


– Rzeczywistość okazała się równie romantyczna, jak Wasze listy? Wyglądacie na dwie całkiem różne osoby.
Kuba:
Bo jesteśmy różni, ale dopełniamy się. Nie zawsze się dogadujemy, ale dobrze nam razem.

– Na czym polega to wasze „dobrze”? Może po prostu podobacie się sobie?
Ania:
Kuba już od dawna mi się nie podoba… (śmiech) Żartuję. Ważne, że jesteśmy z innych światów i uczymy się siebie nawzajem. Ja pochodzę z poważnego, ułożonego domu, którego mama jest niezachwianym fundamentem. Politolog, bardzo silna, niezależna osobowość, choć również uczuciowa, subtelna i delikatna.
Kuba: Moja mama za to jest artystką. Osobą całe życie poszukującą. Może uchodzić za silną, ale prawda jest taka, że jest bardzo wrażliwa i delikatna. Nasze mamy pewnie życiowo by się nie dogadały, choć na neutralnym gruncie mogą się doskonale porozumieć. Poznały się już, ale spotkanie było dość oficjalne.
Ania: Mama ma zasady: są pewne rzeczy, o których się nie mówi na forum publicznym, nerwy należy powstrzymywać, trzeba zachowywać się taktownie. Dla mnie to naturalne – pewien sposób wychowania, bardziej staromodny.

– Ty też masz to we krwi?
Ania:
Myślę, że tak. Choć mama uważa, że jestem czarną owcą w rodzinie, bo mam odwagę być niepokorna. Jako dziecko byłam grzeczna i słuchałam dorosłych. Wiem, jak się zachować. Ale czasem się buntuję. Nie było łatwo mnie wychowywać. Mówiono mi: pokorne cielę dwie matki ssie. Jest w tym wiele prawdy. Tyle że zbyt pokorne cielę jest nieszczęśliwe i ja to już jako dziecko mówiłam.
Kuba: Tego typu powiedzenia powodują czasem w naszym związku konflikty, bo ja ich nie traktuję jak pewnika. Wolę mieć poczucie, że każdy buduje swoją wizję świata w oparciu o własne doświadczenia. Rodzice Ani są starsi niż moi, bo Ania pojawiła się na świecie, kiedy skończyli czterdziestkę. I są razem przez całe życie. A moi rozwiedli się, jak miałem cztery lata. Mnie mówiono raczej, że każdy człowiek jest inny i nie da się mierzyć wszystkich jedną miarą, dobrze jest kwestionować pewne uogólnienia. Ale okazuje się, że gdy wszystko staje się względne, nie ma się na czym oprzeć i człowiek czuje się zagubiony w wielkim świecie.
Ania: Mój dom był pełen zasad i moje życie też jest pełne zasad. Nie wstydzę się tego. To, że moi rodzice są ze sobą całe życie, sprawia, że wierzę w dozgonną miłość. Doświadczenia Kuby mogą sprawiać, że nie musi być tego pewien. Wie, że bywa różnie. Mówię mu, że nikt nie jest samotną wyspą, a on mi, że mam rację, ale się mylę.

– Wygląda na to, że jesteście sobie niezbędni. Kuba otwiera cię i wyzwala z więzów niektórych zasad, Ty dajesz mu oparcie, by się nie pogubił.
Kuba:
Trochę tak to działa.
Ania: Ja za niego wierzę, że możliwa jest miłość do grobowej deski. Ja w to wierzę, a on bardzo chce, żeby to było możliwe.
Kuba: Ania faktycznie czasem systematyzuje moje życie. Kiedy gubię się w gąszczu wątpliwości. Układa pewne sprawy.


– Zaraz tak je ułoży, że Ci się sama oświadczy!
Ania:
O nie! Ja się wychowałam na bajkach o królewnach i smokach, wierzę w szczęśliwy związek nie z Piotrusiem Panem, ale z rycerzem!

– I jako królewna oczekujesz oświadczyn na kolanach i miłosnych wyznań?
Ania:
Nie wiem, czy oczekuję. U mnie w domu nie mówiło się o emocjach. Rzadko słyszałam: kocham cię, córeczko, ale zawsze czułam się bardzo kochana.
Kuba: U mnie też nie mówiło się tego często, ale umiem mówić: kocham cię.

– Kłócicie się czasem?
Kuba:
Czasem jestem wybuchowy. Ale mam też zalety. Na przykład nie potrafię kłamać, co w dzisiejszych czasach może uchodzić za wadę. Ania od razu wie, kiedy coś kombinuję. Nawet nie mam co próbować. Nie umiem też mówić komuś, że jest fajny, kiedy tak nie myślę.

– Albo że dobrze zaśpiewał, jeśli tego nie zrobił?
Kuba:
Raczej wtedy przemilczę. Natomiast jeśli tylko mogę szczerze kogoś pochwalić, uwielbiam to robić. Bardzo lubię ludzi i lubię widzieć ich szczęście.
Ania: A ja uwielbiam jego komplementy, wiecznie mi mało.

– Jak łączycie te wszystkie rzeczy, które robicie? Aktorstwo, studia, program, dom?
Kuba:
Im więcej mamy do zrobienia, tym lepiej się organizujemy. Na razie staramy się tworzyć układ partnerski, a co za tym idzie, dzielić się obowiązkami po równo.
Ania: Jeśli gotujemy, to staramy się robić to razem i w zależności od potrawy dzielimy się obowiązkami. Kuba jest wirtuozem kurczaka i polędwiczek, ja natomiast szaleję z owocami morza, pastami i lasagne, które obydwoje uwielbiamy.
Kuba: Uwielbiamy też sushi, za co jako zodiakalna Ryba przepraszam moich morskich braci (śmiech).

– Romantyczne spacery do kina?
Kuba:
Z przyjemnością oglądamy dobre filmy. Takie, po których otaczający mnie świat nabiera nowych znaczeń, niekoniecznie pozytywnych. Czasem potrzebuję się trochę odciąć i spojrzeć na wszystko z boku. A takie filmy w tym pomagają.
Ania: Czasem są też takie mniej dobre – ale wtedy koniecznie kostiumowe! Uwielbiam klimat minionych epok, orientalizm oraz filmy stylizowane, na przykład lata sześćdziesiąte, siedemdziesiąte.
Kuba: Taaa, na przykład „Legalna blondynka” (śmiech).

– Chcesz zostać prawniczką jak legalna blondynka?
Ania:
Studiuję prawo, ale nie wiem, czy w przyszłości włożę togę. Interesuję się także modą i dziennikarstwem.
Kuba: Ja jestem na architekturze, lubię zabawy z przestrzenią, planowanie konstrukcji, ale dopóki gram i śpiewam, nie będę mógł się temu poświęcić. Może to zawody na później? Zobaczymy, jak potoczy się życie. Chciałbym zajmować się muzyką. Ale naprawdę za bardzo nie zastanawiam się dzisiaj, co będzie potem. Będzie, co ma być. Na razie chłonę to, co mnie spotyka.
Ania: To w nim lubię. Ma totalny luz… Przeważnie! (śmiech)


– Kuba, masz zespół z kolegami z architektury, gracie muzykę offową, progresywnego rocka. Całkiem nie popowo-estradową. Dlaczego się zgodziłeś na udział w „Jak oni śpiewają”?
Kuba:
Na początku miałem wątpliwości, czy nie stracę swojej wiarygodności w gronie muzyków. Ale uznałem, że to dobra zabawa. Chłopaki z zespołu stwierdzili, że to kolejne doświadczenie, bo zmierzyć się z takimi piosenkami nie jest prosto. Nie bez znaczenia są też lekcje wokalne z profesjonalistami. Przydadzą mi się.

– Jak jest naprawdę za kulisami „Jak oni śpiewają”? Uczestnicy zwykle opowiadają o miłej atmosferze, przyjaźniach. Jakoś w to nie wierzę.
Kuba:
Jasne, że jest konkurencja, choć w naszej edycji jest raczej spokojnie. Podobno w pierwszej walka była ostrzejsza. Oczywiście każdy chciałby wygrać. Ale szanse są różne, ze względu na różne doświadczenie muzyczno-estradowe uczestników. Ale to bez znaczenia, najważniejsze, że się dobrze bawię i jak mówiłem, wiele uczę.
Ania: Kuba kompletnie nie wchodzi w rywalizację, ma za dużo spraw na głowie. On przychodzi, śpiewa i wy chodzi. Widać, że nie dla wszystkich uczestników muzyka jest pasją, że czasem zależy im na czymś innym. Ale Kuba takich rzeczy nie zauważa. Czasem nie przejmuje się nawet zestawieniem punktacji uczestników, choć już wypowiedzi jury traktuje poważnie, jako cenne rady.

– Boicie się surowych ocen jurorów?
Ania:
Ja czekam na nie z zapartym tchem i z obawą. Wiem, że przed takimi osobami jak pani Górniak albo pani Zapendowska nic się nie ukryje.

– Nie zapominajmy o cudownym Rudim Schubercie!
Ania:
On chwali Kubę za wrażenie artystyczne. A Kuba próbuje śpiewać różne piosenki, w różnych tonacjach. On nie ułatwia sobie w życiu.
Kuba: W „Jak oni śpiewają” też mam świadomość, że nie walczę o Grammy, nie zostanę momentalnie gwiazdorem estrady. Oczywiście czasem w marzeniach jestem Freddiem Mercurym i porywam tłumy na Wembley. Ale summa summarum wiem, że jestem po prostu Kubą Tolakiem. Popełniam błędy. Uczę się. Dobrze się bawię.

Rozmawiała Agnieszka Prokopowicz
Zdjęcia Mateusz Stankiewicz
Stylizacja Michał Kuś
Charakteryzacja Agnieszka Jańczyk
Fryzury Anna Orzechowska
Produkcja sesji Ewa Kwiatkowska

Redakcja poleca

REKLAMA