Andrzej Chyra: Chyba w jego pomyłkach życiowych, które popełnia.
– W szaleństwie, jakie nim powoduje?
Może trochę w szaleństwie też. Ta cecha nie jest mi obca, bo zawsze byłem skory do różnych głupich żartów, mających może pozór szaleństwa.
– Co to jest głupi żart według Andrzeja Chyry?
Bo ja wiem? Może leżenie na jezdni w środku miasta.
– Leżałeś?
Tak, jako uczeń liceum jeszcze.
– Potrzebowałeś mocnych wrażeń?
To nie była jezdnia pełna rozpędzonych samochodów.
– Byłeś więc pełnym fantazji małolatem. A teraz wydajesz się bardzo wyważony.
W pewnym momencie przestałem odczuwać potrzebę robienia wyłącznie niemądrych rzeczy. Chyba trochę wydoroślałem, choć może nie do końca. Dorosłość między innymi polega na świadomości, jak się jest odbieranym przez innych. Może jest w tym jakiś konformizm?
– Włożyłeś miękkie kapcie?
Miękkie kapcie są na pewno dużo bardziej dorosłe niż leżenie na ulicy.
– Zacząłeś mówić o pomyłkach życiowych. Co w Twoim życiu było taką pomyłką?
Żyję dość konsekwentnie, ale nie jestem wolny od błędów. Ale to moja głęboka tajemnica, w jaki sposób się myliłem.
– Boisz się zdemaskowania?
Nie boję się, uważam tylko, że to moja sprawa.
– Czytałam gdzieś, że nagrano z Tobą trzygodzinną rozmowę, w której nic o sobie nie powiedziałeś. A przecież w Twój zawód wpisany jest ekshibicjonizm?
Może tak. Ale dla mnie to potrzeba ekspresji, a nie obnażania się.
– Nie obnażać się – ważna zasada. Z pewnością wiele z nich wyniosłeś z domu? W górniczych rodzinach pełno zasad.
To nie była taka znowu górnicza rodzina. Ojciec pod koniec swojej zawodowej kariery był dyrektorem kopalni. Dzisiaj mówi się o takich ludziach: menedżer.
– A dawniej mówiło się: prominent?
Nie, skądże, co za prominent. Prominentami byli ci u władzy. Ojciec był specjalistą od wentylacji w górnictwie, człowiekiem użytecznym. W każdym razie w mojej rodzinie nie panowały takie ściśle określone zasady, jak na przykład na Śląsku. A ja dorastałem w Polkowicach.
– Ale jakieś zasady były?
Chrześcijańskie, ludzkie. Najprościej, że trzeba sobie pomagać, a nie robić krzywdę.
– Popełniłeś w życiu coś, czego się wstydzisz?
Wstydzę się swoich niektórych wyborów zawodowych. Czasem odczuwam wstyd, oglądając jakieś swoje filmy.
– Te stare?
Takich starych to znowu nie ma, bo trudno powiedzieć, że film sprzed pięciu lat jest bardzo leciwy.
– No tak, wcześniej głównie reżyserowałeś. Czułeś się jako aktor niedoceniony?
Nie, bo gdybym robił coś, co inni potraktowaliby nie tak, jak powinni, to może bym się tak czuł. Ale nie było takiej sytuacji.
– Myślałeś może jednak wtedy, że dokonałeś złego wyboru, nie zostając inżynierem górnictwa, jak początkowo miałeś zamiar?
Nie, nigdy nie miałem poczucia, że wybierając zawód aktora postawiłem fałszywy krok. On pozostawał głęboko w zgodzie ze mną. Nie wiadomo, czy gdybym został górnikiem, byłbym szczęśliwszy, czy pozorne bezpieczeństwo bardziej by mnie satysfakcjonowało niż niestabilne aktorstwo.
– Górnik też nie jest zawodem bezpiecznym.
Ale daje poczucie stabilizacji.
– Najbardziej stresuje Cię niestabilność?
Możliwe, ale staram się nie histeryzować. W gorszych chwilach myślę, że są też lepsze. Można to wyczytać z życiorysów różnych ludzi.
– Sukces przyszedł do Ciebie dość późno, bo wszyscy liczą go od „Długu”.
To taki oczywisty, duży sukces, o jakim, sądzę, wielu marzy. Ale nie wiem, czy to było tak późno? Mnie się wydaje, że nastąpił w odpowiednim momencie.
– W 1999 roku miałeś 35 lat. To nie późno jak na sukces?
No tak, miałem 35 lat, ale wcześniej nie cierpiałem jakoś specjalnie, czując się niedoceniony czy niedowartościowany. Nie cierpiałem nędzy, ciągle coś robiłem i dawało mi to satysfakcję.
– Bo nie wiedziałeś, że może być inaczej.
Taki wielki niekłamany sukces to zawsze podarunek od losu.
– Męczący?
Bywa męczący. Wiesz, że ja czasami tęsknię za okresem, kiedy żyłem troszkę w cieniu i mogłem pozwalać sobie na różne głupie wybryki bez strachu, że zostanę przyłapany na czymś, jako osoba publiczna, na którą zwraca się uwagę.
– Ale na jezdnię już się wtedy i tak nie kładłeś?
Ani nie biegałem nago po ulicy. W filmach kompensuję sobie te niedostatki. Myślę, że z szaleństwem nie można przesadzać. Trzeba tę energię zostawić na coś innego, co wymaga skupienia się.
– Nie wmówisz mi, że jesteś takim wyciszonym, konformistycznym facetem, za jakiego może chcesz uchodzić.
Szczerze mówiąc, chciałbym siebie zobaczyć z zewnątrz, z dystansu.
– Jesteśmy tacy, jakimi inni nas widzą. A Ciebie nie znają nawet Twoi przyjaciele – skutecznie się ukrywasz. Milczysz i obserwujesz. Zawsze tak było?
Chyba tak. Może dlatego, że rzeczywiście jest we mnie pewne zamknięcie, introwertyzm.
– Albo nieśmiałość?
Albo nieśmiałość. I aktorstwo to reakcja organizmu na to, że jestem nieśmiały i wolę powiedzieć coś poprzez filmowego bohatera.
– Ale w sumie jednak jesteś twardy?
Twardy?
– Przebrnąłeś przez szkołę teatralną, o której mówi się: szkoła przetrwania. No i Aleksandra Śląska Cię nie lubiła, a to było jak wyrok.
Sugerowano mi, że może powinienem zmienić kierunek studiów. Ale już nie pamiętam za bardzo tych czasów i jak dotkliwe one były. Chyba mam w sobie zdolność nie tylko zapominania, ale i przetrwania.
– To właśnie jest twardość.
Niektórzy uważają, że nieczułość.
– Wypłynąłeś na roli cholernego twardziela, dlatego też wielu uważa, że to i Twoja cecha.
Być może miałem w sobie poczucie niedostatecznej twardości i zapragnąłem jej na ekranie.
– Taka tęsknota za czymś, czego nie masz?
Może tęsknota, a może tylko wyobraźnia. Tęskni się za czymś pięknym, czego inni mogą pozazdrościć.
– A co jest piękne?
Wolność.
– Chciałbyś być kloszardem?
Bycie kloszardem wcale mnie nie przeraża. Gdybym był nim, mógłbym robić wszystko. Może dlatego tak łatwo mi o tym myśleć, bo nie odnoszę tych myśli bezpośrednio do siebie. Na wszystkie trudne i piękne chwile, jakie mi się w życiu zdarzają, mimowolnie nakładam jakiś nawias. Jakbym im nie dowierzał. Jakby to nie mnie dotyczyło.
– To wygodne – włożyć siebie w szklany klosz?
Nie zawsze mi się jednak to udaje. Czasem spada na mnie coś bardzo trudnego.
– Co jest dla Ciebie nieszczęściem?
Konflikt z innymi ludźmi. Kiedy czuję, że kogoś dotykam, ranię. To przeżywam chyba najbardziej.
– Rozstanie? Rozszedłeś się z żoną – Martą.
Rozstanie jednak to jedna z najtrudniejszych spraw w życiu i najdotkliwszych.
– Ja wolę być porzucana, niż porzucać. Mniej się cierpi.
Też tak mam. Ale czasem mój egoizm sprawia, że ludzie czują się dotknięci i cierpią. A to boli najbardziej. Wczuwam się w czyjeś myśli i położenie. Empatia pomaga w aktorstwie. W życiu może przeszkadzać. Nie powinienem się chyba z tym zdradzać, bo ktoś może to wykorzystać na moją niekorzyść. Powiedzą: zraniłeś mnie.
– Kobiety?
He, he. Ale na przykład w pracy. „Wiesz, liczyłem na ciebie, a ty mnie zawiodłeś”. Często robię za dużo rzeczy, których nie powinienem, bo trudno mi odmówić. Nie jestem asertywny. A potem cierpię, bo nie jestem usatysfakcjonowany efektem.
– Na przykład?
Dwa lata temu miałem na festiwalu cztery filmy. Za dużo.
– W tym roku też mówiono, że to festiwal Chyry.
A były „tylko” dwa filmy. Wtedy tamte cztery poleciały pod rząd. Cztery pierwsze filmy festiwalu. I wydawało się, że nikogo już poza Chyrą nie ma. Bo nikt nie patrzył, w ilu występuje Jan Frycz czy Krzysztof Globisz. Do nich się już przyzwyczajono? A w przyszłym roku szykuje się jeszcze więcej.
– Sześć?
Nie wiem, ale w tej chwili już dwa są ukończone. To chyba mój problem – nie umiem dokonywać selekcji. Dla swojego dobra i dla widza, który może się mną znudzić.
– Zależy Ci więc na sukcesie, czy nie?
Sukces jest pomocny, ale taki prawdziwy, zawodowy. Medialny – nie i na nim najmniej mi zależy.
– Wiem, wiem – ciągła inwigilacja. Nie możesz się pokazać ze swoją kobietą – Magdą Cielecką na salonach, żeby nie obstąpili Was fotografowie.
No właśnie. To także.
– Nie możesz też zrobić nic głupiego…
Ale z drugiej strony sukces zawodowy powoduje, że mam szansę spotkania się z bardzo interesującymi ludźmi, jak Feliks Falk i Krzysztof Zanussi. No i potem powstają filmy, których się nie wstydzę. To dla mnie ważne. Gdybym został górnikiem, nie miałbym takich możliwości.
– A pieniądze? Są ważne?
Dają pewną wygodę. Dzięki nim życie staje się łatwiejsze.
– Zacząłeś już budowę domu, o czym myślisz od dawna?
Nie. Ale robię remont mieszkania. Własnego.
– No to wzbogaciłeś się od ostatniego wywiadu w VIVIE!
Nie wszystko wydaję na głupstwa. Nie gram na wyścigach, coraz rzadziej wydaję na alkohol, który zresztą nie jest znowu aż tak drogi. Upić się można nawet za pięć złotych.
– Wodą brzozową na pewno.
Lubię sobie trochę pożyć, jeść w dobrych restauracjach, kupować prezenty i podróżować.
– Wydajesz na prezenty?
Czasem. Chyba za rzadko.
– Masz 40 lat. Czy to rzeczywiście taka umowna data, która dzieli życie na pół?
W jakimś sensie te 40 lat zmusza do refleksji. Mnie samego by to nie bardzo obeszło. Lecz, siłą rzeczy, gdy pomyśli się o sobie z perspektywy 20-latka, to jestem już starcem. A jako starzec powinienem dokonać bilansu. Nie mam jednak takiej skłonności. Nie myślę o tym, że powinienem mieć już dorastające dzieci, dom i tak dalej. A może powinienem zostać już dyrektorem teatru? Może powinienem już się obudzić: stary, nie jesteś małolatem. To na pewno słuszne postulaty, ale pozwalam sobie jeszcze na pewną lekkomyślność. Staram się nie dokonywać takich rachunków, że inni to już mają, a ja – nie.
– Mówiłeś publicznie, że chciałbyś mieć dzieci. Czy nie trzeba się z tym pośpieszyć?
Powiem tak: mój dziadek pierwsze dziecko miał w wieku 48 lat.
– Dożył wnuka?
Nie dożył. Myślę jednak, że nie można zaznać w życiu wszystkiego. Należy pogodzić się z tym, że coś nam ucieka bezpowrotnie. A ja dojrzewam bardzo powoli. Może gdybym przeżył wojnę, dojrzałbym szybciej. A to moje pokolenie to ciągle chłopcy. Rozmiękczeni przez wygodne życie i coraz twardsze kobiety.
– Jeszcze raz więc spytam Cię: co to jest dojrzałość?
To jakiś rodzaj odpowiedzialności. I nie jest to temat, na którym się znam.
– Dochodzimy do sedna – co jest dla Ciebie najważniejsze?
Może najważniejszą rzeczą jest miłość – istota wszystkiego.
– Jesteś więc człowiekiem szczęśliwym, bo masz i miłość, i remontujesz mieszkanie, i na sukces zawodowy nie musisz już czekać.
Ale mam nadzieję, że wiele jeszcze przede mną.
– Co najmniej następne 40 lat.
Byłoby przyjemnie. Zagospodarowałbym je bez trudu.
Rozmawiała Krystyna Pytlakowska
Zdjęcia Szymon Szcześniak
Produkcja sesji Elżbieta Czaja