Karolina: Agnieszko, jak to w końcu jest. Rozstałaś się z Marcinem Mroczkiem czy nie?
Agnieszka: Rozstaliśmy się, ale proszę, pozwól, bym te najintymniejsze szczegóły zostawiła tylko dla siebie. To bardzo świeża sytuacja, która nadal boli. Nie jesteśmy razem, bo nadszedł w naszym życiu taki moment, w którym decyzja o rozstaniu była jedyną słuszną. To decyzja na teraz, nie wiem, czy na zawsze. Nadal jednak mamy dla siebie ogromny szacunek.
Karolina: Czy to znaczy, że nie wykluczasz powrotu?
Agnieszka: W życiu nie można być niczego pewnym, dlatego wolę nie składać żadnych deklaracji. Przeżyliśmy z Marcinem mnóstwo pięknych chwil i wciąż łączy nas przyjaźń i fundacja Z Miłości Serc, którą wspólnie prowadzimy.
Karolina: Brukowce donosiły, że powodem rozpadu Waszego związku był romans Marcina z tancerką Anną, z którą startował w ukraińskiej edycji „Tańca z gwiazdami”.
Agnieszka: Absolutnie nie! To bzdura. Byłam wiele razy na Ukrainie, więc mogłam obserwować ich relacje. Pewnych rzeczy się nie ukryje, a w ich przypadku nie było czego skrywać. Skończył się „Taniec z gwiazdami”, skończył się kontakt Marcina z Anną. To prawda, że tego typu programy są bardzo trudne dla związku. Nagle twój partner ma dużo czasu dla innej kobiety, a dla ciebie wręcz przeciwnie. Przeszłam przez to dwa razy – wcześniej, gdy Marcin tańczył z Edytą Herbuś w polskiej edycji programu. Ale między nimi też nie upatrywałam romansu, bo go nie było. Poza tym w takich sytuacjach zazdrość jest najgorszym z możliwych doradców.
Karolina: A Marcin był zazdrosny?
Agnieszka: W każdym związku musi być odrobina zazdrości, wtedy kobieta wie, że mężczyźnie naprawdę zależy. Przy Marcinie czułam się kobieca, spełniona, adorowana przez niego. Czasem był zazdrosny, ale nie było to uciążliwe, ale miłe. Może dlatego, że ja nigdy sama nie prowokowałam sytuacji, w których mógłby czuć się zazdrosny.
Karolina: Wasze rozstanie wydarzyło się w momencie, w którym zostałaś nową gwiazdą Polsatu, poprowadzisz „czarnego konia” nowej ramówki, czyli „Gwiezdny cyrk”. Nadmiar pracy pomaga zapomnieć?
Agnieszka: Podobno jest taka prawidłowość, że jak układa ci się w życiu zawodowym, to prywatne kuleje. Propozycja prowadzenia programu bardzo mnie cieszy, ale to jest właśnie taki moment, który chciałabym z kimś dzielić. Kiedy wracam do domu z pracy, czasem szczęśliwa, czasem zmęczona, brakuje mi obecności kogoś bliskiego, z kim mogę pogadać. Ale wiesz, Karolina, nie będę narzekać. Fajnie jest też wziąć długą kąpiel, poczytać książkę... Jestem sama, ale nie samotna. W końcu mam rodzinę, przyjaciół, pracę.
Karolina: Przyznaj się, nie miałaś nigdy żalu do Marcina, że nie pomógł Ci w karierze?
Agnieszka: Wręcz przeciwnie. Marcin nigdy nie wykazywał chęci załatwiania mi czegokolwiek, a ja tej pomocy nie oczekiwałam. Sama doszłam do tego, kim dziś jestem i kim mogę być za chwilę. To jest moja siła. Mieliśmy nawet taki cichy układ, że nie pracujemy razem. Kiedy się poznaliśmy, już miałam za sobą pierwsze kontakty z mediami, chodziłam na castingi, przeszłam kilometry korytarzy, a udało się dopiero teraz.
Karolina: I nigdy nie zazdrościłaś Marcinowi, że miał dużo pracy, a Ty siedziałaś w domu?
Agnieszka: Nawet wtedy. Każdy ma szansę, tylko trzeba ją umieć wykorzystać – najlepiej samemu. Ja zawsze kibicowałam Marcinowi w tym, co robił, byłam dumna z jego sukcesów, a o moich sukcesach mówiłam mu dopiero wtedy, kiedy były pewne na sto procent.
Karolina: Był taki czas w Twoim życiu, że mieszkałaś razem z Marcinem i Rafałem. Powiedz, jak wspominasz ten okres?
Agnieszka: To był wspaniały czas, taki studencki. Od początku wiedzieliśmy, że to chwilowe rozwiązanie, byłam w trakcie przenoszenia swojego życia z Katowic do Warszawy. Miałam w nich wsparcie, ale w pewnym momencie potrzebowałam swoich własnych czterech kątów. Młodzi ludzie powinni być niezależni, cieszyć się wolnością i niezależnością. Dlatego postanowiłam się usamodzielnić.
Karolina: I naprawdę po rozstaniu potraficie się przyjaźnić?
Agnieszka: Kiedyś nie wierzyłam w takie układy, a teraz wiem, że jest to możliwe. Mamy do siebie szacunek i piękne wspomnienia. Marcin na pewno nie zniknie z mojego życia, po prostu zmienił w nim miejsce. Wiem, że jak będę czegoś potrzebowała, to mogę na niego w każdej chwili liczyć.
Karolina: Dopóki w Waszym życiu nie pojawi się ktoś nowy?
Agnieszka: Szczerze mówiąc, nie wiem. Trudno mi to w tej chwili ocenić. To wszystko jest jeszcze świeże. Nie czuję się w pełni gotowa na nowy związek. Spotykanie się z kimś dla zaleczenia ran jest nie fair. Nie oznacza to, że się zamykam na miłość. Nie potrafię być długo sama.
Karolina: Jesteś prezenterką, studiujesz socjologię, mówisz w kilku językach, pomagasz potrzebującym… A ja słyszałam, że jesteś typową laleczką – ładna i już.
Agnieszka: Ja też słyszałam, i co z tego. Wiem, kim jestem, wiem, jakie mam osiągnięcia, wiedzą to także moi wykładowcy – nie tylko ci z Uniwersytetu Śląskiego, ale także ci z Warszawskiego. Lubię się uczyć i nie widzę w tym nic złego. Jestem sobą, moi najbliżsi wiedzą, jaka jestem naprawdę, i to jest dla mnie najważniejsze.
Karolina: Boisz się tego wszystkiego, co wiąże się ze sławą, byciem popularnym? Zawsze stałaś w cieniu Marcina, teraz wchodzisz na główny plan.
Agnieszka: Dostrzegam pułapki show-biznesu. Spotykam się czasem z brakiem życzliwości, z fałszem. To kompletnie inne środowisko niż to, do którego przywykłam w rodzinnych Katowicach. Tam ważne były inne rzeczy niż to, kogo znasz, z kim rozmawiasz na bankiecie i od kogo masz suknię. Ja mam swoje zasady wpojone przez rodziców i dziadków. Wiem, że może być ciężko, ale telewizja to duża machina i praca dla tych, którzy grają fair, też się znajdzie.
Karolina: Ciebie znalazła Nina Terentiew. Jak wspominasz pierwsze spotkanie? Bałaś się?
Agnieszka: Nawet bardzo. To w końcu moja Pani Dyrektor! Pani Terentiew jest matką wielkich osobowości telewizyjnych, dokładnie wie, co chce osiągnąć. Imponuje mi – jest kobietą, która osiągnęła prawdziwy sukces w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Teraz zaczyna się to zmieniać, ale także dzięki niej. Była przecież jedną z pierwszych kobiet, które objęły tak ważne stanowisko w telewizji. Czuję się bardzo wyróżniona, że dostałam od niej kredyt zaufania, i mam nadzieję, że jej nie zawiodę. To byłaby największa porażka.
Karolina: Jesteś kapryśna?
Agnieszka: Nie, bo szanuję ludzi. Zazwyczaj pracuję z takimi, którzy są mi bliscy. Ostatnio nawet żartowaliśmy z ekipą, że w moim przypadku nie nadejdzie dzień, kiedy będę chciała mieć garderobę całą w różach i wodę Perrier do mycia rąk.
Karolina: Kim Ty tak naprawdę jesteś w tym Polsacie?
Agnieszka: Jestem współprowadzącą program „Się kręci”, a od marca wspólnie z Zygmuntem Chajzerem poprowadzę „Gwiezdny Cyrk” – przez kilka tygodni gwiazdy pod okiem profesjonalistów będą się uczyć sztuki cyrkowej. Co tydzień zaprezentują się w nowej dyscyplinie. To będzie niesamowity show, czegoś takiego jeszcze w Polsce nie było.
Karolina: Natłoczyło się tych programów „…z gwiazdami”. A czy zatańczyłabyś w „Tańcu z gwiazdami”?
Agnieszka: Z chęci przeżycia przygody pewnie tak, ale program emituje konkurencyjna stacja, więc się tam nie wybieram.
Karolina: Skoro nie taniec, to może rozebrałabyś się do „Playboya”?
Agnieszka: W tej chwili nie mam takiej potrzeby, ale nie mówię „nie”. To poważna decyzja, której nie podejmuje się ad hoc. Dla mnie bardzo liczy się zdanie najbliższych, więc i oni mieliby w niej udział.
Karolina: Zdecydowanie. Masz rodzeństwo?
Agnieszka: Nie, i strasznie żałuję. Przychodzi taki moment w życiu, kiedy ty wyfruwasz z domu, a rodziców może w każdej chwili zabraknąć. Bardzo boję się, że kiedyś odejdą i zostanę sama.
Karolina: Masz dobry kontakt z mamą?
Agnieszka: Może to się wydać śmieszne, ale mama – mimo że mieszka w Katowicach – dokładnie zna rozkład mojego dnia. Rozmawiam z nią kilka razy dziennie. Kiedy mam cięższy czas, przyjeżdża, żeby ze mną pobyć i mnie wesprzeć. Mam potrzebę dzielenia się z rodzicami wszystkimi przeżyciami, chcę, żeby o wszystkim wiedzieli pierwsi. Zawsze mi kibicowali, ale nigdy do niczego nie zmuszali i za to jestem im wdzięczna. Wiem, że to nie do końca jest ich świat, ale mnie kochają, więc akceptują to, że żyję szybko.
Karolina: Razem z mamą brałyście udział w konkursie „Matka i Córka – naturalna więź”. Po co?
Agnieszka: Po to, żeby z własną mamą przeżyć przygodę życia. Pamiętam, jak w 2000 roku zostałam wybrana jako jedna z dwóch tysięcy dzieciaków z całego świata za pomoc innym. Pojechałyśmy na Florydę. To był magiczny czas. Potem wybrałam się na spotkanie z Ojcem Świętym Janem Pawłem II jako laureatka konkursu „Ośmiu Wspaniałych”. I było wspaniale, przeżyłam niezapomniane chwile. Piękne jest to, że mogę wspominać je teraz z mamą.
Karolina: Pojechałaś w nagrodę za pomoc innym?
Agnieszka: Od zawsze udzielałam się społecznie. Byłam przewodniczącą szkoły, członkiem parlamentu dzieci i młodzieży, pomagałam domom dziecka i schroniskom. Od roku wraz z Marcinem prowadzę fundację Z Miłości Serc w Katowicach. Staramy się pomagać ludziom w naszym wieku i dzieciom, które zostały dotknięte ciężkimi chorobami. Skąd fundacja? Powstała dla koleżanki z liceum, Agnieszki, u której zdiagnozowano raka kości. Zorganizowaliśmy koncert na jej rzecz, w którym wzięło udział wielu popularnych muzyków i aktorów. Dziś Aga cieszy się zdrowiem, a my w miarę możliwości finansowych i czasowych staramy się organizować pomoc dla tych, do których los przestał się uśmiechać.
Karolina: Masz chyba bardzo dobre serce. Jesteś religijna?
Agnieszka: Jestem wierząca, ale mam wielki żal do siebie, że odkąd mieszkam w Warszawie, zaniedbałam Kościół. Tęsknię za Bogiem. Msza święta to dla mnie swoiste katharsis. 60 minut na to, żeby pomyśleć o tym, kim się jest, czego się chce, co trzeba zmienić. Mama nauczyła mnie, że udział w mszy to nie klepanie wyuczonych regułek, tylko moja osobista rozmowa z Bogiem. Szkoda, że tak wielu młodych ludzi zapomina o Kościele, ja też powinnam uderzyć się w pierś.
Karolina: Jesteś na początku swojej dziennikarskiej drogi. Z kim chciałabyś przeprowadzić wywiad?
Agnieszka: Tak po babsku, to z George’em Clooneyem (śmiech), a tak na serio – z profesorem Leszkiem Kołakowskim, który był przyjacielem mojego dziadka w czasach młodości. To wielki autorytet, wielki umysł, duma Polaków. Czuję się wyróżniona, że dziadek Witek miał styczność z tak wielkim człowiekiem. Przeżyli razem wiele mądrych i ważnych momentów, opisałam tę historię w swojej pracy na Uniwersytecie Śląskim, jestem z niej dumna, bo jest udokumentowaniem niezwykłych emocji dwóch nieprzypadkowych ludzi. A mój dziadek jest bardzo przystojnym mężczyzną, szarmancki i elegancki. Kobiety go uwielbiają – on je także, ale od ponad 50 lat jest wierny swojej najwspanialszej i najpiękniejszej żonie Ewie – mojej ukochanej babci Ko-Ko.
Karolina: Czy to z powodu tęsknoty za rodziną kupiłaś kota?
Agnieszka: Nie kupiłam, to był wspaniały prezent urodzinowy, jaki dostałam od Marcina. Nigdy nie byłam fanką kotów, zawsze wolałam psy, ale Tinek to nie tylko kot – to on jest w tej chwili mężczyzną mojego życia (śmiech). To on czeka na mnie w domu, a ja do niego wracam... Wierzę, że taki stan nie będzie trwał wiecznie.
Rozmawiała Karolina Malinowska
Zdjęcia Marysia Przybysz/AF PHOTO
Stylizacja Agnieszka Maciejak
Asystentka stylistki Zuza Sowińska-Bania
Makijaż Margo Węgierek
Fryzury JAGA HUPAŁO & THOMAS WOLFF HAIR DESIGN
Produkcja Anna Wierzbicka i Tomasz Czmuda