Klucz do szczęścia

Mógłby mieszkać w każdym miejscu na ziemi. Ale 50-letni Christopher Lambert wybrał Los Angeles, którego nie znosi ze szczerego serca.
/ 08.08.2007 10:05
Powód? Tu mieszka Eleonora, dziewczyna, bez której nie wyobraża sobie życia.

Nie cierpię Los Angeles. Nie cierpię Beverly Hills. Widać tu wyłącznie ludzi kina, którzy rozmawiają wyłącznie o kinie. Wieczorem zaczyna się życie towarzyskie, za którym nie przepadam. Kiedy kończę pracę, lubię wrócić do domu, gdzie jest cisza i spokój – zdradza aktor. Lambert nigdy zresztą nie pasował do świata amerykańskiego show-biznesu. Nawet wtedy, kiedy cykl o „Nieśmiertelnym”, w którym zagrał główną rolę, bił rekordy popularności, źle znosił hollywoodzką atmosferę pozy i blichtru. Ale, jak równocześnie przyznaje, Beverly Hills to w tej chwili jedyne miejsce na ziemi, gdzie czuje się do końca szczęśliwy. „Nie wyobrażam sobie życia gdzie indziej”, mówi zdecydowanym tonem.

Głównym powodem przeprowadzki do Los Angeles była córka ze związku z Diane Lane, Eleonora. Delikatna blondyneczka, która jak żadna inna kobieta na świecie zawładnęła sercem aktora. I tylko jej nie potrafi odmówić niczego. Związki przystojnego Francuza z dorosłymi kobietami nigdy nie układały się dobrze. Pierwsze małżeństwo z Lane przetrwało tylko sześć lat. Para pobrała się w 1998 roku, a już po pierwszych trzech latach oboje nie widzieli dla siebie przyszłości. Potem aktor poślubił stylistkę Jaimyse Haft. Ale i to małżeństwo rozpadło się niedawno, zaledwie po czterech latach. Christopher i Jaimyse są od wielu miesięcy w separacji i niedługo sfinalizują rozwód.

Ostatnio bohater „Nieśmiertelnego” widywany jest coraz częściej w towarzystwie Sophie Marceau. Poznał ją podczas pracy nad filmem „Trival”, gdzie zagrał detektywa, który odkrywa mroczną tajemnicę śmierci gwiazdy filmowej z lat 50. Przy trybie życia Christophera i ta miłość wydaje się jednak skazana na porażkę. Aktor, który od lat cierpi na pracoholizm i „telemaniactwo”, traktuje rodzinę jak zło konieczne. „To prawda – przyznaje – że nie jestem w stanie wziąć urlopu od pracy, więc najlepszym rozwiązaniem jest praca w takim miejscu jak Kalifornia, gdzie wystarczy wyjść do ogrodu pełnego słońca, żeby się zrelaksować”.  Rzeczywiście trudno mu znaleźć czas na urlop, bo Christopher Lambert jest dziś już nie tylko aktorem, lecz także zręcznym biznesmenem. W Ameryce i Francji produkuje filmy. W Argentynie, Chile i Urugwaju jest właścicielem sieci nocnych klubów i restauracji Gitana. We Francji ma winnicę Les Garrigues de Beaumard-Lambert. Wraz z Erikiem Beaumardem, wicemistrzem świata sommelierów z 1997 roku, produkuje swoją markę wina. Od trzech lat został także głównym akcjonariuszem Roanne Gastronomie, francuskiego przedsiębiorstwa produkującego próżniowo pakowaną żywność.

Zapomnijmy o beżu
Początkowo po przyjeździe do Ameryki aktor kupił dom w Malibu, tuż przy plaży. Chciał, aby dziewczynka podczas wizyt u niego mogła cały dzień bawić się nad wodą. Szybko jednak okazało się, że nie jest to dobre rozwiązanie. „Potrzebowałem ponad godziny, by dojechać do serca Los Angeles na służbowe spotkania. Brakowało mi strategicznego miejsca, które godziłoby moją karierę z życiem osobistym”, mówi aktor. I wtedy trafiła mu się rezydencja, która mieści się w Hollywood zaledwie kilka kilometrów od domu Diane i Eleonory.
Biało-niebieska willa z lat 50. ma dwie kondygnacje. Na dole znajdują się salon, kuchnia i jadalnia, góra przeznaczona została na sypialnie. Z salonu wychodzi się na jeden z dwóch tarasów, skąd rozciąga się widok na kort tenisowy i błękitny basen. Aktor, który słynie z bardzo dobrego gustu i znajomości sztuki, urządził swoją amerykańską rezydencję – podobnie jak francuski apartament – minimalistycznie. Wyposażył w proste, najpotrzebniejsze meble i sprzęty z drewna i szkła, by pozostawić jak najwięcej przestrzeni i światła. Wszystko, łącznie z doborem barw, zostało drobiazgowo przemyślane przez Christophera. „Moim ulubionym kolorem jest niebieski, który nieodparcie kojarzy mi się z optymizmem. Kiedy żyje się pod tak słonecznym niebem jak w Kalifornii, trzeba otaczać się wesołymi kolorami. Zapomnijmy o tradycyjnym beżu”. W każdym pomieszczeniu wiszą obrazy Philippe’a Berry’ego i stoją rzeźby współczesnych artystów. „Kocham sztukę i podziwiam talent wielkich malarzy i rzeźbiarzy. Dzieła sztuki wyzwalają we mnie mnóstwo pozytywnych emocji”, mówi Lambert.

Wszystko dla Eleonory
Minimalizm tej rezydencji różni się jednak od stylu, w jakim utrzymany jest przypominający laboratorium apartament aktora w Paryżu. Już kiedy wchodzi się na teren posesji Lamberta w Beverly Hills, widać, jak ważne dla aktora są uczucia ojcowskie i szczęście córki.
W ogrodzie, gdzie rosną egzotyczne rośliny, Lambert ustawił rzeźbę bałwana z białego kamienia, by stworzyć dziewczynce namiastkę zimy. Wewnątrz domu pełno jest kolorowych figurek z bajek Disneya, dywan z rysunkiem Tintina i Milou (rysunkowa postać młodego detektywa i jego psa), wieszak na ubrania w kształcie Myszki Miki czy drewniany koń na kółkach. Dzięki temu aktor czuje obecność ukochanej córki nawet wtedy, gdy nie ma jej przy nim. Także pokój dziewczynki przypomina pokój królewny, którego strzeże wielki pluszowy pies-maskotka. Ale – co najważniejsze – Eleonora jest jedyną kobietą, przy której aktor na chwilę zapomina o pracy. Mówi: „Kiedy jestem z Eleonorą, cały swój czas poświęcam tylko jej. Najczęściej bawimy się przy basenie. Ale nie jestem jak profesor, który poucza, ale jak ojciec, który otacza dziecko miłością i opieką, by czuło się kochane i bezpieczne. Eleonora jest największą pasją mojego życia i jedynym kluczem do szczęścia”.

Magda Łuków / Viva

Redakcja poleca

REKLAMA