Epidemia kolorowych krów

Tylko w Warszawie jest ich prawie sto. Stoją, leżą albo skubią trawę.
/ 16.03.2006 16:57
Na kolorowe krowy można się natknąć wszędzie, były lub są łącznie w 20 krajach! Czy to oznacza, że świat zamienił się w gigantyczne pastwisko? Nie, to tylko CowParade, czyli Parada Krów, zatacza coraz szersze kręgi.
Wszystko zaczęło się w drugiej połowie lat 90., kiedy młody szwajcarski rzeźbiarz Pascal Knapp stworzył pierwsze, wykonane z laminatu modele krowy, po czym zaproponował artystom ze swego kraju, by je pomalowali. Ozdobione przez nich krowy (teraz już dzieła sztuki!) nie zostały – jak to zwykle bywa – zamknięte za murami galerii i muzeów, ale ustawiono je na ulicach Zurychu, w najważniejszych, najbardziej eksponowanych miejscach.
Był rok 1998. CowParade stała się jednym z najgłośniejszych jego wydarzeń. Wiele osób przyjechało do Zurychu tylko po to, by na własne oczy zobaczyć „szalone krowy”. Władze miasta oszacowały potem, że parada sprowadziła do ich miasta milion dodatkowych turystów, a jej pomysł spodobał się tak bardzo, że w kolejnych latach kolorowe krowy można było oglądać w kilkudziesięciu miastach na całym świecie. Za każdym razem wystawa przyciągała tłumy i zadziwiała oryginalnością, bo zaproszeni do udziału w niej twórcy dekorowali krowy w bardzo dowolny sposób...
Uczestniczki polskiej CowParade, malowali je m.in. Stasys Eidrigevicius, Andrzej Pągowski i Edward Dwurnik, będziemy mogli podziwiać przez 90 dni. Na zakończenie ulicznej wystawy zorganizowana zostanie wielka aukcja. Krowy zostaną wystawione na sprzedaż, a cały dochód przekazany organizacjom dobroczynnym. Bo Parada Krów to nie tylko wielka wystawa sztuki publicznej, ale również akcja charytatywna. Do tej pory zebrano w ten sposób ponad 14 milionów dolarów, z czego 11 oddano na rzecz potrzebujących, zaś trzema milionami wsparto lokalne środowiska artystyczne. Paradę Krów zobaczyć po prostu muuuuuuusisz!

Teresa Zuń