Wbrew temu, w co każdy ze szczęśliwie zakochanych chciałby wierzyć, mając w głowie wszystkie romantyczne historie z cyklu „aż śmierć nas nie rozłączy”, gatunek ludzki przez naukowców uznany jest za poligamiczny. W książce pod wielce absorbującym tytułem „Dlaczego piękni ludzie mają więcej córek”, która ukaże się w Stanach Zjednoczonych we wrześniu tego roku, autorzy, Alan S. Miller i Satoshi Kanazawa, bezlitośnie rozprawiają się z teorią dwóch połówek jabłka.
Naturalnie, skłonność do poszukiwania coraz to nowych partnerów obserwowana jest od tysięcy lat głównie u osobników płci męskiej. Co prawda, historia zna przypadki społecznie akceptowanej poliandrii, czyli małżeństwa jednej niewiasty z wieloma mężczyznami, ale motyw wyśnionego damskiego haremu zdecydowanie przyćmiewa te nieśmiałe próby kobiecej dominacji. W końcu nikt nie ma dziś wątpliwości jakiej płci są króliczki... Playboya.
Co zaskakujące, jednym z najbardziej widocznych rezultatów takiego stanu rzeczy jest fakt, że mężczyźni są zdecydowanie wyżsi. Zależność pomiędzy różnicą w rozmiarach osobników przeciwnych płci a ich rozwiązłością jeśli chodzi o partnerów została potwierdzona u setek gatunków zwierząt. Im bardziej ochoczy jest samiec do poszukiwania świeżego narybku, tym bardziej znacząca jest jego przewaga cielesna. Jako pewne pocieszenie, romantycy powinini potraktować fakt, że statystycznie panowie są 10% wyżsi i 20% ciężsi niż panie, co wskazuje na umiarkowaną aktywność poligamiczną rodzaju ludzkiego. Ale z drugiej strony, jak tu być pewnym, że akurat nie trafiło się na ekstremalny przypadek?
Kolejną ciekawą konsekwencją męskiego zainteresowania wielorodnymi kontaktami z kobietami jest wzrost różnic co do sprawności i tężyzny fizycznej pomiędzy osobnikami płci brzydkiej. W naturalnej grze reprodukcyjnej, której stawką jest zdobycie kolejnej ofiary, zwycięzcy od setek lat są prymusami stada. Na dzień dzisiejszy, fakt ten przekłada się w sposób widoczny na plakatach bujających w obłokach nastolatek – wielcy, umięśnieni faceci zawsze wzbudzają ten niekontrolowany „och!”.
Idąc dalej, wedle naukowców, to właśnie poligamia doprowadziła do tak często zarzucanego kobietom podłego materializmu, czyli potocznie zwanego „lecenia na kasę”. W większości społeczeństw, jako pradawny zdobywnca i „właściciel” stada, to mężczyzna jest zdecydowanie lepiej sytuowany, zaś szukając partnera, intstynkt macierzyński każe kobiecie, jako tej mniej zamożnej, wybierać najbogatszych osobników. I bardziej, drodzy panowie, chodzi tu o wyżywienie i wychowanie potomstwa, niż egoistyczne zachcianki kapryśnych pań. Bernard Shaw napisał kiedyś, że niewiasta woli jedną dziesiątą mężczyny pierwszej kategorii, czyli z odpowiednim kontem bankowym, niż całkowite posiadanie męża trzeciego sortu.
Tutaj należy się ciepłe słowo wszystkim emancypantkom, które przez ostatnie wieki walczyły zawzięcie o legendarne równouprawnienie. Otóż, im bardziej ucywilizowane jest społeczeństwo i mniejsze różnice w zarobkach, tym większa skłonność do monogamii.
Dalsze dywagacje prowadzą do wniosku, że na poligamii zyskują kobiety, podczas gdy więkoszość mężczyzn, z czysto racjonalnych względów, powinna jednak trzymać się lojalnie jednej zaobrączkowanej partnerki. Otóż, wobec odwiecznej nierównej dystrybucji bogactwa pomiedzy ludźmi, dla żony lepiej jest dzielić się z inną tym zamożnym, niż na całe życie związać się wolnym, ale biedniejszym.
Dla faceta z kolei, monogamia oznaczna znacznie większą szansę na znalezienie partnerki, nawet jeśli nie będzie to najlepsza partia w mieście. Ale zawsze lepszy wróbel w garści, niż kawalerski żywot pognębiony widokiem sąsiada zza płota, otoczonego wianuszkiem powabnych istot. I tego właśnie nie rozumieją ci wszyscy panowie, którym marzy się powrót do pradawnych zwyczajów poślubiania coraz to kolejnych dziewic. Dla tych mniej atrakcyjnych, zasobnych, niższych poligamia oznacza bowiem realną szansę na brak jakiejkolwiek chętnej.
Dlatego jakkolwiek dużo w naturze ludzkiej pradawnych podszeptów, skoro potrafiliśmy okiełznać w sobie instynkty epoki kamienia łupanego, warto nawet z takich prozaicznych względów oddać hołd pomysłowi jeden na jedną. A żaden naukowy wywód i tak nie zmieni faktu, że najpiękniejsze chwile życia lubią bardzo kameralną atmosferę dwóch par oczu i czterech dłoni.
Zyski z monogamii
Wbrew temu, w co każdy ze szczęśliwie zakochanych chciałby wierzyć, mając w głowie wszystkie romantyczne historie z cyklu „aż śmierć nas nie rozłączy”, gatunek ludzki przez naukowców uznany jest za poligamiczny. W książce pod wielce absorbującym tytułem „Dlaczego piękni ludzie mają więcej córek”, która ukaże się w Stanach Zjednoczonych we wrześniu tego roku, autorzy, Alan S. Miller i Satoshi Kanazawa, bezlitośnie rozprawiają się z teorią dwóch połówek jabłka.
Agata Chabierska