Randkowanie czy randez-vous

Kolacja, wino i romantyczna muzyka. Dobra restauracja, miła atmosfera, a naprzeciwko Ciebie dżentelmen. Przy innym stoliku randka niczym przesłuchanie przy coca-coli. Czy pierwsze prawdziwe randki poszły już do lamusa, a zastąpiły je pięciominutowe wykalkulowane spotkania?
/ 12.02.2010 07:42
Kolacja, wino i romantyczna muzyka. Dobra restauracja, miła atmosfera, a naprzeciwko Ciebie dżentelmen. Przy innym stoliku randka niczym przesłuchanie przy coca-coli. Czy pierwsze prawdziwe randki poszły już do lamusa, a zastąpiły je pięciominutowe wykalkulowane spotkania?

Cennymi dobrami XXI wieku są czas i pieniądze. Czas zmaterializowany, a pieniądze pozwalające go wycenić. Za tym, że współczesne randki stały się proste w konstrukcji i obsłudze, stoi wszechobecne i postępujące umasowienie kultury i zachowań ludzkich, zwłaszcza promowane przez Internet. Ten ostatni środek przekazu upraszcza schematyczne konwenanse i złożone rytuały towarzyskie. Pozwolił utorować ludziom do siebie drogę na skróty. I ma to wiele pozytywnych stron – nie popadamy w przesadne schematy działań, stajemy się otwarci na kontakty z innymi ludźmi i mamy więcej możliwości na znalezienie przyjaciół i partnerów.

Randkowanie czy randez-vous

Wartością naszych czasów jest także swobodny wybór, którego nie da się go wycenić materialnie. Wybór jest oznaką wolności i nieskrępowanego podejmowania decyzji. Jednak jest nasz, ale jego konsekwencje dotykają drugiej osoby. Czy dziś liczymy się ze zdaniem i uczuciami tego, kto siedzi naprzeciwko nas? Jeśli zbadamy zupełnie nowe zjawisko, jakim są randki pięciominutowe, uświadomimy sobie jeszcze większą zawiłość społeczno-emocjonalną człowieka XXI wieku. Owe randki przypominają raczej casting – do klubów czy pubów, które coraz częściej organizują takie spotkania, przychodzą single i singielki, każdy z każdym przeprowadza krótkie rozmowy. Następnie najlepiej rokujący kandydatom proponuje się spotkanie. Tu można łatwo wpaść w pułapkę, ponieważ głównym powodem umówienia się na randkę jest wygląd zewnętrzny. Kandydaci w ciągu kilku minut nie są w stanie ocenić poziomu intelektualnego, poczucia humoru i zakresu tematów do rozmów u drugiej osoby. Widzą tylko opakowanie, nie wiedząc, co jest w środku. Mając zbyt duży wybór i mało czasu, uciekamy do najprostszego sposobu selekcji, przeprowadzanej na etapie „mogę się z nim/nią pokazać w miejscu publicznym”. Wygląd jest sygnałem, czy dana osoba sama inwestuje w siebie, co ma świadczyć o jej wartości. Jeśli traktować takie randkowanie jedynie w sferze rozrywki, nie ma w tym nic złego, tym bardziej, że obie strony zgadzają się na taką formę towarzyskiego kontaktu. Ale czy naprawdę tego chcą, czy raczej upatrują w tym ostatniej szansy na ułożenie sobie życia? To jest ważne pytanie, czy szukamy kogoś do celów matrymonialnych czy po prostu chcemy poznać ludzi płci przeciwnej, sprawdzić czego oczekujemy, co się dla nas liczy. I zazwyczaj jest „next please”.

Dziś coraz bardziej nastawieni jesteśmy na zysk. Obliczamy nie tylko wydatki na randkę, ale też czas przeznaczony na drugą osobę. Zazwyczaj (bo jak na razie niewiele się zmieniło) to mężczyzna inwestuje więcej w randkę z kobietą – wyszukuje miejsca na spotkanie, przyjedzie, zapłaci rachunek (oczywiście z napiwkiem). Ale chce też z tego coś mieć, coś zyskać, tym bardziej, że ma świadomość, iż jutro może umówić się z inną kobietą. Napędza nas niecierpliwość – co dostaniemy w zamian, świadomość wyboru – mogę, ale nie muszę i hasło: jak nie ten/ta to następny/a. Dlatego klasyczna randka w romantycznej atmosferze, doprawiona kolacją i dobrym winem jest pewną deklaracją dwóch stron, sygnałem, że warto mi w ciebie zainwestować. Nie odzierając oczywiście tej sytuacji z uczuć. Ale zawsze jedna strona od drugiej czegoś oczekuje. Zaproszenie na prawdziwe randez-vous to przejście do kolejnego etapu znajomości, ale jeszcze na poziomie oficjalnym. W randkowaniu przejście do następnego etapu, to zazwyczaj „herbatka” w mieszkaniu.

Nie chodzi o ocenę szybkiego randkowania i staroświeckiej randki. Zmieniają się upodobania, tempo życia przyśpiesza, a ludzie muszą ciągle adaptować się do nowych sytuacji. Obliczamy związek na koszty i zyski, bo to inwestycja. Małżeństwo może przypominać transakcję wiązaną (w końcu wiążemy się w pewnym sensie na całe życie). Każdy z nas rozpatruje wszystkie aspekty związku – czy zaspokoi nasze potrzeby? Czy druga osoba jest do mnie podobna i jestem w stanie wejść w tę relację głęboko? Oprócz miłości liczy się dla nas atrakcyjność fizyczna i intelektualna. Jednak największym dobrem, które daje nam związek lub odbiera jest… energia.

Anna Brzeźnicka

Redakcja poleca

REKLAMA