Zawsze w łożu, zawsze w ciąży, zawsze przy dziecięcym łóżeczku – tak Maria Leszczyńska, królowa Francji, skwitowała swoje życie z Ludwikiem XV. Antonia Fraser, biografka żony Ludwika XVI Marii Antoniny, mówi wprost, że "księżniczkę wydaną za mąż do obcego kraju czekał los zakładniczki – rzeczy posiadanej". Obowiązkiem władców nie było kochanie swoich żon ani na odwrót. Małżeństwa dynastyczne zawierano po to, by państwa mogły powiększać swoje terytoria, zdobywać wpływy, sojuszników czy też ustrzec się przed ewentualnym konfliktem. Królewskie pary miały więc dawać kolejnych małych zakładników, i to najlepiej płci męskiej. Dziewczynki nie liczyły się tak bardzo w tej wielkopańskiej grze.
Setka księżniczek do wzięcia
W "Czarnej Żmii", angielskiej komedii, której akcja rozgrywa się między innymi na renesansowym dworze, jest taka scena: gapowaty książę Edward czyta wybranej mu przez ojca narzeczonej książkę. W pewnej chwili słychać zmęczony głos panny: "Edziu, jest późno, chyba pora spać. – Masz rację, kochana – odpowiada książę – już prawie szósta wieczorem". – Gasi świecę, a kamera pokazuje ziewającą, może pięcioletnią, szczerbatą dziewczynkę.
Również pierwsza narzeczona Ludwika XV, hiszpańska infantka, liczyła sobie zaledwie trzy lata. Ponieważ król był chorowity i do tego nie miał braci, królewska rada uznała, że oczekiwanie na potomka trwałoby jednak zbyt długo. Dzieciątko odesłano więc do domu, a urzędnicy z Wersalu żwawo zabrali się do szukania odpowiedniejszych kandydatek. Praca ta przypominała wybieranie kafelków do zamkowej łazienki, precyzyjnie wymierzonej i rozplanowanej, odpowiedni wzornik zaś zapewniał towar z najwyższej półki.
Na początek radni stworzyli listę stu w miarę odpowiednich księżniczek. Drogą selekcji odrzucano stare, czyli nierokujące. W ten sposób odpadło 49 panien powyżej 24. roku życia. 29 zbyt młodych, poniżej 12 lat, również wypadło z listy. W końcu skupiono się na dwóch księżniczkach, ale ponieważ jedna była heretyczką, a druga córką bękarta, obydwie odrzucono. Wtedy rada królewska zwróciła uwagę na starszawą już, bo 22-letnią, do tego mającą trudne do wymówienia nazwisko Marię Leszczyńską. Kandydatka spodobała się o siedem lat młodszemu Ludwikowi i w 1725 roku para wzięła ślub. I choć Ich Wysokości spłodziły razem dziesięcioro dzieci, przez większość życia utrzymywały raczej chłodne i formalne stosunki. Ludwik XV znany był ze swojej rozwiązłości – kiedy Leszczyńska oddawała się działalności charytatywnej i brała udział w mszach, on romansował, nie zapominając jednak o tym, żeby codziennie złożyć żonie kurtuazyjną wizytę.
Księżniczka przybywająca na dwór narzeczonego musiała się dostosować do obowiązujących na nim reguł. Nowe życie zaczynała więc na grząskim gruncie, bez przyjaciół, do tego przy zupełnie obcym mężczyźnie. Noc poślubna – naturalna konsekwencja handlu wymiennego między monarchiami – nie zawsze była wydarzeniem miłym i romantycznym. Kiedy Maria Antonina przybyła w 1769 roku z Wiednia do Wersalu, nie miała ze sobą nawet osobistej bielizny. 14-letnia dziewczynka zostawiła całe stare życie – i to w dosłownym tego słowa znaczeniu – na granicy z Francją. Własna matka od razu niemal pozbawiła ją złudzeń co do jej roli i oczekiwań, które musi spełnić. Mała Antonina, podobnie jak inne dzieci despotycznej Marii Teresy, była pionkiem do rozgrywania partii szachów na politycznej mapie Europy. Dzięki małżeństwu z francuskim delfinem łączyły się dwa potężne rody: Habsburgów i Burbonów. Efektem połączenia miał być syn. To było dla Marii Teresy najważniejsze, szczęście córki zeszło na drugi plan.
Ludwik XVI, mąż Marii Antoniny i wnuk jurnego Ludwika XV, również nie okazywał żonie zbyt wiele ciepła. Poza tym nie wiedział nawet, jak skonsumować swoje małżeństwo. Zaniepokojona Maria Teresa wysyłała Antoninie ponaglające listy, kazała sobie raportować o terminach jej miesiączek i w końcu rzuciła na szalę ostateczny argument. "Starzejesz się – pisała do 21-letniej już córki – wszyscy czekają na potomka". Szczególnie upokarzające było to, że o kłopotach królewskiej pary wiedziało niemal całe państwo, a królowa – ciągle dziewica po siedmiu latach związku – mogła czuć się naprawdę nieswojo, nie będąc w stanie zaspokoić potrzeb narodu. Maria Teresa – w końcu matka 16 dzieci – postanowiła podjąć radykalne kroki. Do Paryża wysłała syna, cesarza Józefa II, aby w końcu "potrząsnął ospałym małżonkiem". Cesarz spotkał się z Antoniną, następnie naciągnął na zwierzenia Ludwika i zaraportował rodzinie: król "ma dużą, wyraźnie zadowalającą erekcję, wprowadza członek, pozostaje tam bez ruchu przez blisko dwie minuty, wycofuje się bez wytrysku, lecz ciągle w stanie wzwodu, i dobranoc. Niemniej jest zadowolony ze swego postępowania" ("Maria Antonina. Podróż przez życie", Antonia Fraser, tłum. Irena Stąpor, "Twój Styl", Warszawa 2006). Aby nie wchodzić już z butami w życie Ludwika i Antoniny, wystarczy wspomnieć, że wkrótce sytuacja między młodymi znacząco się poprawiła, a 19 grudnia 1798 roku królowa powiła pierwsze dziecko. Była to dziewczynka, która i tak nie liczyła się w matrymonialno-politycznych spekulacjach.
Albo dziecko, albo kat
Ale Maria Antonina i tak miała szczęście. W innym kraju, w innych czasach, za niedostarczenie męskiego potomka mogłaby zapłacić głową. Słynny Henryk VIII, ten od sześciu żon, przez całe życie biedził się nad spłodzeniem następcy tronu. W 1509 roku jako 18-latek poślubił Katarzynę Aragońską, wdowę po swoim bracie Arturze, również starszą już panią, bo mającą aż 24 lata. Małżeństwo miało charakter, rzecz jasna, polityczny, biblijne prawo zabraniało brania wdowy po bracie, zwłaszcza jeśli nie była dziewicą. Ślub miał jednak przypieczętować przymierze z Hiszpanią, Katarzyna oświadczyła więc, że jest nietknięta, choć przeczyły temu dworskie przekazy. Papież na wszelki wypadek udzielił dyspensy, ale i tak jej małżeństwo z Henrykiem nie było udane. Mimo sześciu ciąż Katarzyna nie wypełniła swojej podstawowej powinności, nie dała królowi syna. Henryk poszukał więc pocieszenia w ramionach pięknej Anny Boleyn i choć ten związek zmienił historię Anglii, również nie zaowocował wydaniem męskiego potomka. Współcześni lekarze obarczyliby raczej króla za brak syna, ale w XVI wieku sprawy miały się inaczej. Historia zresztą lubi płatać figle, pierworodna Anny miała w przyszłości sławą przyćmić nawet ojca, a w dziejach Anglii zapisać się jako królowa Elżbieta I.
Henryk, mimo że rozżalony, nie krył jednak nadziei, że Anna urodzi mu jeszcze następcę tronu. W styczniu 1534 roku królowa znowu była brzemienna, ale poroniła. Rok później straciła kolejną ciążę, tym razem – jak mówiono – chłopca. Wiedziała już, że dziecko to przepustka do życia, szczególnie gdy okazało się, że na horyzoncie pojawiła się rywalka, późniejsza trzecia żona króla Anglii. Miłość króla zamieniła się w nienawiść. Teraz Anna mogła już liczyć dni do momentu ostatecznego rozstania się ze światem. Henryk w ostatnim odruchu litości zamówił dla żony wykwalifikowanego kata z Francji.
W mniej wyrafinowany sposób załatwiał swoje sprawy z żonami baron Henryk von Kurzbach, śląski możnowładca, któremu zawdzięczamy początki największego obecnie rezerwatu w Polsce Stawy Milickie. Henryk był birbantem, wchodził wyłącznie w interesowne związki, licząc na dobry posag. Kiedy baron von Kurzbach wpadł w długi, postanowił, że ponownie się ożeni. Nawet w tamtych, dzikich czasach trudno się było żenić, mając już jedną żonę. W tej sytuacji Henryk oskarżył swoją żonę Helenę o cudzołóstwo, wywiózł ją do zamku w Prusicach, zamurował w niewielkiej komnacie, zostawiając jedynie otwór na jedzenie.
W tym miejscu ta cała historia nabiera wielkiego dramatyzmu, jako że opowieści o zamurowanych żywcem arystokratkach pojawiają się na ogół w legendach, a nie w życiu. Tymczasem Helena cierpiała w zimnie i osamotnieniu, nie mogąc się skontaktować z najbliższymi. Jej krewni pisali rozpaczliwe listy do cesarza i starosty śląskiego, dokumenty grzęzły gdzieś w kancelariach, a pani Kurzbach ciągle czekała... W końcu po roku nadeszło pismo, w którym biskup nakazywał uwolnić Helenę. Wszystko na nic. Henryk gdzieś sobie pojechał, zupełnie zapominając o uwięzionej połowicy. Zresztą miał już na oku kolejną i nie zważając na ewidentną przeszkodę, którą była Helena, najnormalniej w świecie zamierzał się żenić. Wcześniej miał jeszcze pomysł, żeby skończyć sprawę i skrócić żonę o głowę. Mimo że do tego nie doszło, po latach w niewoli Helena sama uwolniła męża od siebie. Kiedy umierała, Henryk szykował się już do następnego ślubu. W 1584 roku ożenił się z Kathariną von Lobkowitz, wkrótce po weselu porzucił ją i przepuścił jej majątek.
Szaleni i romantyczni
Choć małżeństwa na siłę nie miały wielu szans, zdarzały się takie, których romantyzm przeszedł do historii. Najbarwniejsze dzieje miał związek Filipa Pięknego i Joanny Kastylijskiej zwanej Szaloną. W 1496 roku młodzi wzięli ślub, którego efektem miało być uzyskanie przez Habsburgów prawa do dziedziczenia korony Hiszpanii. Przed powiedzeniem sakramentalnego "tak" narzeczeni zapałali do siebie jednak taką namiętnością, że związek skonsumowali jeszcze w grzechu. Piękna i zazdrosna Joanna urodziła Filipowi w ciągu ośmiu lat sześcioro dzieci. Kiedy niezbyt wierny władca zmarł na tyfus, żona kazała po pogrzebie wyjąć go z grobu i wędrowała rok z trumną do Grenady. Co jakiś czas podnosiła wieko i całowała to, co zostało z Filipa. Liczyła na to, że wróci go do życia. Nawet wtedy była zazdrosna o męża, na postoje zatrzymywała się tylko w męskich klasztorach. Historycy nie są pewni, czy Joanna rzeczywiście była chora, czy też nadmierna wrażliwość i niewierność Filipa spowodowały, że wpadła w obłęd. Jej szalona miłość stała się jednak kanwą wielu książek i filmów. Ostatnie 46 lat życia spędziła w klasztorze, z którego okna widziała grób męża.
Odwieczne pragnienie miłości było często silniejsze niż konwenanse. Niektórzy władcy żyli obok swoich żon, utrzymując kochanki. Inni woleli mieć czyste sumienie i... żenić się z kochankami. Średniowieczny król Francji Filip II August ożenił się z piękną Agnieszką, siostrą Jadwigi Śląskiej, późniejszej świętej. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że Filip miał już żonę, duńską królewnę Ingeborgę. Było to oczywiście małżeństwo zawarte ze względów dynastycznych, które ograniczyło się tylko do nocy poślubnej. Zaraz po niej Filip nagle nabrał "obrzydzenia" do Ingeborgi z niewiadomych historykom powodów. Odmówił koronowania żony i postanowił natychmiast się z nią rozwieść. Duńska królewna nie zamierzała łatwo się poddać i zwróciła się z prośbą o pomoc do papieża. Filip ciągle jednak żądał anulowania małżeństwa, twierdząc, że nie zostało skonsumowane, Ingeborga utrzymywała zaś, że jak najbardziej skonsumowane zostało. Kościół uwierzył Dunce. Filip, zamiast ulec, zamknął Ingeborgę w klasztorze i ożenił się z Agnieszką, którą kochał do szaleństwa.
Niestety, władcom często nie była dana wielka miłość. Filip pod naciskiem Rzymu i grożącej mu klątwy musiał się rozstać z ukochaną i pojednać z prawowitą żoną. Zabrało mu to co prawda 13 lat, ale jednak. Agnieszka zmarła na zesłaniu, rodząc królowi drugie dziecko.
Stosunkowo najdłużej o prawo do szczęścia walczył niemiecki cesarz Wilhelm I, choć i on, podobnie jak Filip II August, w końcu się poddał. Jeszcze przed wstąpieniem na tron zakochał się w ślicznej Elizie Radziwiłłównie. W 1820 roku wyznali sobie miłość. Doszło do zaręczyn i zaplanowano ślub. Wkrótce okazało się jednak, że Prusy nie chcą widzieć Polki na niemieckim tronie. Odkryto, że tytuł książęcy nadał Radziwiłłom cesarz Maksymilian, więc ich ród był zbyt skromny. Radziwiłłowie zatrudnili prawnika, aby opracował historię rodziny i wykazał, że ród jest równy suwerennym książętom Rzeszy. Pojawił się również pomysł, aby Elizę zaadoptował rosyjski car, ale i ten pomysł nie wypalił. Po pierwsze, car odniósł się do pomysłu nieco sceptycznie, po drugie, o rodowej równości nie decydowało nazwisko, tylko krew. Jak na ironię car Aleksander I był wujem późniejszej żony Wilhelma.
Tak więc zarówno rodzina księcia, jak i pruscy politycy postawili stanowcze weto. Zakochana Eliza nie miała żadnych szans. Wilhelm wybrał w końcu koronę, ożenił się z weimarską księżną Augustą, wnuczką Pawła I, rosyjskiego cara, i podobno żałował tej decyzji do końca życia. Augusta miała 15 lat, kiedy poznała narzeczonego, zaręczyli się pod koniec sierpnia 1826 roku. W liście do siostry Wilhelm napisał potem, że "człowiek może zakochać się w życiu tylko raz", i dodał, że Augusta jest "miła i bystra, ale nie żywię do niej żadnych uczuć". Weimarska księżniczka natomiast zakochała się do szaleństwa i liczyła na to, że miłość męża nadejdzie w odpowiednim czasie. Po ponad 10 latach małżeństwa Augusta wpadła w ciężką chorobę psychiczną spotęgowaną między innymi licznymi romansami króla. Koniec życia spędziła na wózku, cierpiąc również na reumatyzm.
Niekochane królewskie żony zostawione same sobie znajdowały różne sposoby na umilanie sobie życia. Maria Antonina zafundowała sobie romans. Maria Leszczyńska się obżerała. W roku 1726 zemdlała po spożyciu 15 tuzinów ostryg. Wezwano księdza, który udzielił jej ostatnich sakramentów. Dwórki rozpoczęły 40-godzinne modlitwy. Królowa natomiast oprzytomniała i zażądała posiłku. Sytuacja unormowała się nieco, gdy w życie Ludwika XV wkroczyła Madame de Pompadour i pilnowała, żeby królewski kochanek dbał o żonę. Po zakończonym romansie z królem Leszczyńska odwiedzała nawet jego byłą metresę. Kiedy i pani Pompadour straciła łaski króla, urządziła dla władcy "park jeleni", do którego sprowadzała młodziutkie dziewczęta. Mimo to historycy nie dali Ludwikowi XV palmy pierwszeństwa wśród rozpustników owych czasów. Podobno August II miał blisko 350 dzieci z nieprawego łoża, król Hiszpanii zaś "jedynie" 23. Na te ekscesy patrzyły oczywiście ich żony, które miały zapewniać przecież następców tronu, a nie przyjemności.