Niefortunny kochanek

Kruczowłosy Robert znany był z wielkiej admiracji płci pięknej. Nie da się ukryć, że podobał się wielu paniom i miał u niejednej powodzenie. W przekonaniu typowy motyl, nie zagrzał nigdzie miejsca na dłużej. Bardzo często zmieniał obiekty swych fascynacji, gdyż jak twierdził, miał swoje powody. Z zawieranych pod byle pretekstem znajomości wynosił zwykle mnóstwo przyjemnych wrażeń. W pogoni za coraz nowymi doznaniami nie przewidział jednak, że może kiedyś poważnie za to zapłacić. Ale nie uprzedzajmy faktów.
/ 19.07.2012 07:23

Kruczowłosy Robert znany był z wielkiej admiracji płci pięknej. Nie da się ukryć, że podobał się wielu paniom i miał u niejednej powodzenie. W przekonaniu typowy motyl, nie zagrzał nigdzie miejsca na dłużej. Bardzo często zmieniał obiekty swych fascynacji, gdyż jak twierdził, miał swoje powody. Z zawieranych pod byle pretekstem znajomości wynosił zwykle mnóstwo przyjemnych wrażeń. W pogoni za coraz nowymi doznaniami nie przewidział jednak, że może kiedyś poważnie za to zapłacić. Ale nie uprzedzajmy faktów.

Niefortunny kochanek

Fot. Dreamstime

Na wczasach w Lądku Zdroju, Robert poznał urodziwą blondynkę Celinę. Spotykali się często i dwa tygodnie urlopu minęło im niczym z bicza strzelił. Szczęśliwym trafem Celina pochodziła z tego samego, co Robert miasta, zatem po powrocie z wywczasów mogli kontynuować obiecująco zaczętą znajomość. Robert, jako człowiek wolny, nie pytał zwykle partnerek o ich stan cywilny. Jednak Celina sama wyznała, iż jest mężatką i mamą dwójki uroczych pociech. Mężatką na szczęście była wyłącznie na papierze, gdyż od pewnego czasu jej ślubny partner znalazł sobie inną i zamieszkał u niej. Takie wyjaśnienie było naszemu bohaterowi na rękę. Mógł swobodnie organizować sobie wolny czas, nie zapominając o upojnych spotkaniach i kolacjach przy świecach w gniazdku Celiny. Niekiedy zostawał u niej na noc, choć nie nadużywał gościnności. Wizyty w mieszkaniu pani C. miały jeszcze dodatkowy walor. Otóż wykonywała ona ceniony zawód medyka i od wdzięcznych pacjentów otrzymywała w dowód wdzięczności rozmaite trunki. Robert szczególnie cenił Johny Walkera i kiedy tylko bywał w gościnnym domu przyjaciółki, raczył się wyłącznie tym trunkiem. Niekiedy nawet ponad miarę.
W pewien kwietniowy weekend zawitał, jak zwykle, do ukochanej. Okazja była szczególna - jej urodziny. Po złożeniu wylewnych życzeń, popartym imponującym bukietem róż, można było zasiąść do suto zastawionego stołu. Wśród licznych tego wieczoru napitków nie zabrakło ulubionego wędrowniczka. Uroczysta atmosfera domu sprawiła, że tym razem Robert nieco przeholował i w pewnym momencie poczuł się nieco senny. Nie chcąc psuć gościom zabawy, położył się na kanapce w pokoju jubilatki. Trudno dokładnie stwierdzić, jak długo trwała ta drzemka. Ze snu wyrwało go gwałtowne szarpanie za ramię. Nad śpiącym zjawiła się Celina i teatralnym szeptem wyjaśniła niezręczność sytuacji. Otóż niespodziewanie zjawił się w domu pan mąż, podobno z zamiarem odwiedzenia pociech, a w istocie skontrolowania, jak prowadzi się jego ślubna połowica. Robert czym prędzej musi ochłonąć i opuścić mieszkanie, zanim dojdzie do mało przyjemnej scysji. Pytanie tylko jak. Mieszkanie Celiny znajdowało się na czwartym piętrze. Oknem wyfrunąć nie sposób! Robert wytrzeźwiał momentalnie. Doprowadził swój niekompletny strój do stanu używalności i śmiałym krokiem wyruszył w kierunku drzwi wyjściowych. Pech chciał, że przed opuszczeniem przytulnego gniazdka należało przejść przez salon rodzinny, gdzie siedział mocno naburmuszony pan domu. Robert z natury grzeczny, nie śmiał opuścić domu bez pożegnania. Jednak w chwili, kiedy kłaniał się ze słowami dobranoc na ustach, otrzymał potężny cios w głowę, a następnie kilka razy w brzuch. Skąd na Boga mógł przypuszczać, że przybyły, niczym zjawa, małżonek jest trenującym karateką? Uchodził on co prawda za człowieka mocno liberalnego, ale gacha pod własnym dachem ścierpieć nie potrafił.
Kontuzjowany Robert zwijał się z bólu na pięknie strzyżonym dywanie. Obfite krwawienie, zalewające oczy, uniemożliwiło mu realną ocenę sytuacji. O opuszczeniu mieszkania na własnych nogach nie mogło być mowy. Celina, widząc co się stało wezwała natychmiast karetkę pogotowia. Zanim przybył lekarz z sanitariuszem, krewki, wzburzony do granic małżonek pośpiesznie opuścił nieprzyjazne mu, choć niby własne domostwo.
W szpitalu, gdzie ostatecznie wylądował Robert, stwierdzono pęknięcie łuku brwiowego, złamanie nosa i pęknięcie trzech żeber. Rekonwalescencja potrwała kilka tygodni. Co prawda pani Celina troskliwie opiekowała się unieruchomionym w łóżku przyjacielem, lecz po skończonej kuracji stracił on zainteresowanie kontynuowaniem tej znajomości. Nie zaskarżył krewkiego męża do sądu za uszkodzenie ciała, choć pierwotnie miał taki zamiar, ale też wystrzega się teraz kontaktów z zamężnymi paniami. Nawet, gdyby były one piękne niczym księżniczki z seraju.

Źródło: Artur Zach / MW Media

Redakcja poleca

REKLAMA