Pamiętam, jak kilka lat temu, będąc po raz pierwszy w Grecji, wybrałyśmy się z koleżankami na lokalną dyskotekę. Podczas gdy dziewczyny próbowały złapać rytm na parkiecie, ja z zafascynowaniem obserwowałam jedną parę. Oficjalnie tańczyli, jednak ruchy, jakie wykonywali, przypominały seks w czystej postaci. W pewnym momencie nastąpiła krótka przerwa w muzyce i zmęczeni tancerze usiedli na wolnych miejscach koło mnie. On pożerał ją wzrokiem, mocno napalony i pewny, że ten wieczór dopiero się rozpoczął, ona… nagle zaczęła udawać cnotliwą i zmieszaną jego zalotami. Chwilę później kątem oka zauważyłam, jak jego ręka wędruje pod kusą spódniczkę panny. W jednej sekundzie ona się poderwała i zaczęła krzyczeć, co też sobie facet wyobraża – przecież nie jest pierwszą lepszą i wcale nie myśli wskoczyć mu do łóżka. Chłopak nie za bardzo rozumiał język, jakim dziewczyna się posługiwała, ale wcale się nie zrażał, i dalej próbował, nieco nachalnie, ją całować. Panna się wyrwała, poprawiła bluzkę i wyklinając Greków (nie żeby to był akurat Grek!) wyszła oburzona z dyskoteki. On zaś, mocno zdziwiony, ruszył na poszukiwanie kolejnej ofiary – chętnej nie tylko na taniec, ale i na miłosne igraszki. Zresztą chwilę później znalazł jakąś małolatę…
Ile razy, podczas wakacyjnych wypadów, machamy ręką na ostrożność i zasady bezpieczeństwa? Liczy się chwila - tylko że taka chwila zapomnienia może nas drogo kosztować. „Jeśli wykręcasz się od seksu w ostatniej chwili, on uzna cię za podpuszczalską” – pisze we wspomnianej książce Argov. Poznając kogoś, możemy z początku wcale nie mieć ochoty na seks. Zapominamy jednak, że w innych kręgach kulturowych pewne nasze zachowania mogą być odczytane nieco inaczej. Jak więc nie kusić losu i nie wysyłać mężczyźnie błędnych sygnałów?
Umawiając się z nieznajomym, unikajmy sytuacji dwuznacznych. Na początek dobrze spotykać się w miejscach publicznych – tam, gdzie tłum innych ludzi i gdzie nie ma możliwości, by okazywać sobie nadmierną czułość.
Zamiast wychodzić wieczorami na romantyczną kolację przy świecach, lepiej szukać rozrywek za dnia. Wspólna kawa? Brzmi bardziej neutralnie i niezobowiązująco.
Odrobina flirtu nie zaszkodzi. Pod warunkiem, że cała rozmowa nie jest wymianą pikantnych tekstów o podłożu erotycznym. Druga strona może odczytać to jako grę wstępną i zaproszenie do seksu.
Kiedy mężczyzna odprowadza nas do hotelu lub mieszkania, żegnajmy się przy drzwiach. Zwłaszcza niestosowne jest zapraszanie kogoś po zmroku – „tylko na herbatę” jest kuszeniem losu.
Wyzywający, bardziej odkrywający niż zakrywający strój, może również zostać mylnie odczytany.
Goszcząc kogoś u siebie, nie stwarzajmy klimatu. Świece? Romantyczna muzyka? Miękka kanapa w rogu pokoju? Nie tylko wyobraźnia może zacząć pracować!
Skłamałabym pisząc, że nigdy nie zaufałam mężczyznom, których poznałam na plaży lub podczas wakacyjnych spacerów. Nie doprowadziłam jednak do sytuacji dwuznacznej, z której musiałabym się w pośpiechu wycofywać. Zaproszenie na kawę zawsze oznaczało jedynie kawę, a wspólne zwiedzanie miasta było miłym sposobem na zabicie czasu. Można umawiać się z obcokrajowcami na neutralnym gruncie? Oczywiście! Jednak musimy ufać naszej intuicji i zdrowemu rozsądkowi.
Często zwiedzam sama. A że dobrze wiem, że nikt tak jak miejscowy nie pokaże mi danego kraju, lubię mieć osobistego przewodnika. Nie umawiam się z mężczyznami z dyskotek, nie reaguję na nachalne zaczepki na ulicy - czasem jednak spotykam kogoś, z kim świetnie mi się rozmawia i w czyim towarzystwie dobrze się czuję. Dlaczego mam rezygnować z przyjemności wspólnego zwiedzania? Granice są zawsze wyznaczone.
Nie szukając przygód o podłożu seksualnym, zmniejszamy ryzyko znalezienia się w sytuacji zagrażającej naszemu bezpieczeństwu. Mitem jest bowiem twierdzenie, że każdy mężczyzna myśli tylko o jednym – zaciągnięciu nas do łóżka. Nawet w krajach, gdzie temperatura przekracza trzydzieści stopni w cieniu, emocje można łatwo ostudzić.
(a.)