Seks na jesienną depresję

Miłość fizyczna odpręża, przynosi satysfakcję, podnosi nastrój. Odwraca myśli od tego, co przygnębiające.
/ 13.05.2008 12:36
 
Nikt nie lubi być smutny ani ze smutasami się zadawać. Niechętnie spotykamy się z ludźmi, którzy mają problemy i są przygnębieni. Ale jeśli smutasem jest nasz partner? Co wtedy zrobić?

Najczęściej po tradycyjnym "Nie martw się”, którym częstujemy zwykłych znajomych, stosujemy te środki zaradcze, na które pozwala nam partnerska bliskość – czułość, pocałunek, uścisk i w końcu nim się zorientujemy, lądujemy w łóżku. Seks odpręża, przynosi satysfakcję, podnosi nastrój, odwraca myśli od tego, co przygnębiające. Rezultat jest zaskakująco przyjemny – stanowczo lepszy humor, wyższa samoocena, chęć do działania. Na efekt pracuje cała uruchomiona przy tej okazji fizjologia i psychologia.
Oczywiście nie jest to sposób na skrajne i kliniczne stany depresyjne – wtedy nie cieszy nic, nawet seks. Ale, co ciekawe, we wczesnej fazie depresji – tzw. fazie zwiastującej chorobę, aktywność seksualna jest większa i miłość fizyczna sprawia większą przyjemność niż zwykle. Może nawet na jakiś czas zatrzymać rozwój choroby. F. Hajcak i P. Garwood w książce "Dlaczego ze sobą sypiamy?” wymieniają pięć powodów, dla których seks jest aż tak skuteczny w początkowej fazie depresji:

1. Intensywność i przyjemność aktu seksualnego odwraca uwagę od pustki emocjonalnej.
2. Poprzez konieczność "skorzystania” z towarzystwa drugiej osoby, chwilowo przełamuje się poczucie izolacji i osamotnienia.
3. Depresja to agresja i złość skierowana do wewnątrz, a seks może stworzyć okazje do rozładowania napięcia. W rezultacie łagodzi efekty tłumienia uczuć.
4. Atrakcyjność seksualna i udany, zakończony orgazmem, seks podwyższają samoocenę i pozwalają (na chwilę przynajmniej) odzyskać poczucie własnej wartości.
5. Skoncentrowanie się na seksie to unikanie konfrontacji z depresjogennymi problemami.

Czy w związku z powyższym seks jest genialnym, naturalnym środkiem zwalczania depresji we wczesnej fazie?
No cóż – jeśli właśnie wpadasz w depresję, to oczywiście mydlisz sobie oczy. Seks przyniesie ci krótkotrwałą i niewielką w gruncie rzeczy ulgę, mniej więcej taką, jak drapanie łydki, gdy komar ukłuje cię w stopę. Po jakimś czasie poczujesz się znowu gorzej, a również seks przestanie cię cieszyć.

A jeśli to twój partner wpada w depresję? Strategie są co najmniej dwie:
- możesz cynicznie wykorzystać jego zwiększoną potencję
– cieszyć się seksem, mając w nosie, że to tylko stan przejściowy. Jest w końcu tylu mężczyzn na skraju załamania – jak aktualny przejdzie w fazę rozwiniętej depresji to znajdziesz sobie następnego we wstępnej.
- możesz być dla niego "do rany przyłóż” i pocieszać go swoimi orgazmami. Ryzykujesz jednak, że jak plaster na odciski – po jakimś czasie przestaniesz "działać”. Może też się zdarzyć, że po przezwyciężeniu złego samopoczucia twój partner odstawi cię jak niepotrzebne już opakowanie prozacu.
Jest jeszcze jedno rozwiązanie – nie związane z seksem, więc nie będę o nim pisać, bo przypominam - jesteśmy w dziale Seks. Warto pamiętać jednak, że szczęście nie jest jednym ze składników spermy, ani wydzieliny pochwy i nie da się go podać ani doustnie, ani dopochwowo, nie wchłania się również przez napletek. Chociaż – jak się przypuszcza – jego źródło tkwi jednak gdzieś wewnątrz nas.

Marta Sobolska