Świeżo zakochani figlują w sypialni do czwartej nad ranem, pomimo że o ósmej zaczynają pracę, o jedzeniu myśleć nie mają czasu ani ochoty, żyją powietrzem i miłością. I seksem. I to ma być zdrowe? No, niby nie. A jednak zakochani stanowią najzdrowszą część ludności. Dlaczego?
Naukowcy wiedzą od dawna, że zdrowie i huśtawka samopoczucia zależą od całej armady hormonów. A seks, jak wykazały najnowsze eksperymenty, jest siłą przewodnią hormonalnej floty, pewnego rodzaju katalizatorem w osiągnięciu najdoskonalszego chemicznego stanu w organizmie.
Zakrojone na szeroką skalę badania amerykańskich uczonych, zgłębiające życie seksualne człowieka i jego skutki, trwały ponad 25 lat. Ted Mellvenna, naukowiec z San Francisco, kierujący eksperymentem, zbadał 90 000 Amerykanów. Jego résumé: “Osoby uprawiające seks rzadziej idą na chorobowe, są bardziej towarzyskie, nie mają kłopotów ze środowiskiem i są bardziej zadowolone z życia.“
Kto tego nie zna: po wspólnym zdobyciu szczytu policzki płoną, spojrzenie staje się przejrzyste, spocona skóra lśni, czujemy się, jakbyśmy otrzymali zastrzyk energii i witamin. I tak też wyglądamy. I znowu jest to zasługa wspomnianego przed chwilą estrogenu. Hormon ten wygładza skórę, napręża ją, jest doskonałym środkiem na żylaki, utrzymuje energiczny przepływ limfy, zapobiegając w ten sposób cellulitisowi, a poprzez dobre ukrwienie zapewnia kobiecie jędrny tyłeczek. Nie bez znaczenia jest również fakt, że w czasie uprawiania namiętnego seksu, organizm spala 4,2 kalorie na minutę, a to jest tyle samo, co 4 minuty gry w tenisa.
W okresie jesienno-zimowym, gdy ryzyko przeziębienia i zapadnięcia na grypę jest szczególnie wysokie, wspieramy zdrowie, łykając witaminki. A mało kto myśli o tym, że harmonijne życie seksualne jest jeszcze skuteczniejszym środkiem przeciwko chorobom. Gry miłosne ożywiają korę nadnercza, ważny ośrodek produkcji hormonów. Wydzielony przez korę nadnercza kortyzon wspomaga wytwarzanie leukocytów, które jak dodatkowa armia podążają białym krwinkom z odsieczą, przeczesując organizm w poszukiwaniu bakterii i innych ciał obcych. Ale seks jest skuteczny nie tylko na wirusy grypy. Nawet w przypadku poważniejszych schorzeń, jak na przykład rak piersi, orgazm okazuje się sprzymierzeńcem zdrowia.
Doktor ginekologii Dudley Chapman przez cztery lata badał 24 kobiety, cierpiące na raka piersi, przy czym szczególnie uderzający był fakt, że kobiety regularnie przeżywające orgazm, dużo szybciej dochodziły do zdrowia niż kobiety bez szczytowania. Badania zakończyły się śmiercią czterech kobiet, z których żadna nie uprawiała w tym czasie seksu ani we dwójkę, ani w pojedynkę. Pięć kobiet, które pod koniec eksperymentu nie były jeszcze całkowicie zdrowe, wykazywały w czasie choroby przynajmniej małą aktywność seksualną. A tylko te pacjentki wyzdrowiały, które regularnie zapewniały sobie orgazm.
Doktor Chapman zaprzecza przy tym, że proces powrotu do zdrowia zależy od ukochanego mężczyzny. Dla niektórych pacjentek jedynym partnerem w czasie seksu był wibrator. A więc solo orgazm w czasie masturbacji nie jest ani trochę gorszy od orgazmu we dwoje. W obydwu przypadkach organizm zwiększał o 20 procent produkcję limfocytów T3 i T4, eliminujących intruzów w naszym układzie immunologicznym.
Również w przypadku lekkich bóli podbrzusza, które występują u wielu kobiet kilka dni przed okresem, orgazm sprawdził się jako skuteczny środek przeciwbólowy. Bóle podbrzusza, poprzedzające okres, to rezultat nagromadzenia krwi w podbrzuszu, za które odpowiedzialny jest podniesiony poziom progesteronu, hormonu spulchniającego macicę. Orgazm wywołuje skurcze macicy, dzięki którym nagromadzona krew włącza się znowu do cyrkulacji - bóle mijają.
Okres krwawienia miesiączkowego wiele kobiet przetrzymuje w łóżku, z cierpiącą miną, zwinięte jak embrion, z termoforem przy brzuchu, z pudełkiem proszków przeciwbólowych i herbatkami ziołowymi na szafce nocnej. Bóle miesiączkowe wywoływane są przez prostaglandyny, hormonopodobne substancje, które między innymi kierują skurczami macicy, mającymi na celu wydalenie nagromadzonej w macicy krwi. Ale - podczas orgazmu poziom prostaglandyn leci w dół. Ból rozpływa się przynajmniej na dłuższą chwilę.
Wszyscy znamy stany, w których człowiek eksploduje z byle powodu, winę za złe samopoczucie zwala na pogodę, a w nocy godzinami zastanawia się nad sensem, a raczej bezsensem życia. Co jest powodem tych stanów? Słusznie: deficyt seksualnych rozkoszy. Orgazm ożywia chemię naszego organizmu i pompuje do mózgu gigantyczną falę hormonów szczęścia, tak zwane endorfiny. I właśnie te cudowne endogenne morfiny usposabiają nas radośnie nawet podczas deszczowej pogody.
Podsumowując, obojętnie czy chodzi o endorfiny, estrogeny, czy leukocyty, oddziaływanie seksu na człowieka jest bardzo pozytywne. “Wszystkie wyniki“ - mówi amerykański naukowiec Mellvenna - “wyjaśniają, dlaczego ludzie uprawiający seks są mniej bojaźliwi, mniej wrodzy i bardziej tolerancyjni wobec problemów i błędów innych.“
mwmedia