Zaciekawił mnie ten list. Z jednej strony żyjemy w społeczeństwie otwartym, lubiącym podglądać i być podglądanym, z drugiej – nie potrafimy szczerze ze sobą rozmawiać. Zwłaszcza na zagadnienia wciąż istniejące w sferze tabu, a seks, nawet w dwudziestym pierwszym wieku, to nadal niezręczny, krępujący wiele osób, temat. Potrafimy rzucać pikantne żarciki, śmiać się z pełnych erotyzmu rysunków pana Mleczki, oglądać w ciemnej sali kinowej łóżkowe sceny, ale już rozmawiać o naszych obawach czy pragnieniach nie umiemy. Autorka tego listu jest idealną reprezentantką kobiet. Wystarczy zerknąć na blogi czy fora a zauważymy, że wszędzie szukamy porad na tematy intymne, wykluczając, już na starcie, omówienie problemu bezpośrednio z partnerem. Dlaczego mamy odwagę pisać o seksie, często wulgarnie, ale słowo „seks” przez gardło nam nie może przejść?
„Najtrudniejszy pierwszy krok…”. Nie tylko dla kobiet - również dla mężczyzn. Kiedy czeka nas ten pierwszy raz (niekoniecznie oznaczający pierwszy stosunek seksualny, ale również powrót do aktywności seksualnej po dłuższej abstynencji), mamy prawo, to naturalne, czuć pewien dyskomfort. Zwłaszcza, jak nie mamy „nastu” lat i żyjemy pod presją społeczną – nam już nie wypada stracić głowy z miłości, a nieco rozumu mieć. W praktyce kobiety albo decydują się na seks szybko (żeby mieć „pierwszy raz” z głowy), albo analizują wszystkie „za” i „przeciw” (szala przechyla się raz tu, raz tam, w zależności od wcześniejszych doświadczeń), albo unikają przez dłuższy okres sytuacji i miejsc, które mogłaby sprzyjać grze wstępnej. Jedną z najgorszych możliwości jest podjęcie decyzji o współżyciu po spożyciu pewnej dawki alkoholu, kiedy nie kontrolujemy już zbyt siebie.
Pierwszy raz. Nawet, gdy tak naprawdę nie pierwszy, to dla wielu kobiet trudny. Warto jednak pamiętać, że to my musimy być gotowe. „Kochasz mnie? To udowodnij” – wydaje się być tekstem siedemnastolatka, jednak część mężczyzn, bez względu na wiek, na swój sposób potrafi nami manipulować. Dąsają się, obrażają, oskarżają o brak uczuć, a chodzi im tylko o jedno – zaspokojenie własnych potrzeb. Śpieszyć się z podjęciem decyzji o współżyciu, gdy miotają nami sprzeczne uczucia, nie ma sensu. Może się okazać, że taki „pierwszy raz” zniechęci nas do seksu na dłużej.
Może jednak dobrze zacząć od polubienia swojego ciała? Akceptując siebie, pewniej poczujemy się w sytuacjach intymnych. Wtedy nie dość, że nie będziemy pisać do gazet z prośbą o radę, to jeszcze… światła w sypialni długo nie będą gasnąć!
(a.)