Homo amor

Homo amor
Skąd się wzięła miłość? Czy istniała od zawsze i każdy umie kochać? I czemu tak naprawdę potrzebujemy tego uczucia?
/ 12.05.2008 13:51
Homo amor
Miłość powstała w procesie ewolucji. Podobnie jak skrzydła u ptaków, płetwy u ryb czy pazury u drapieżników. I tak samo jest potrzebna, aby przeżyć.


Czym jest miłość?
Profesor Bogusław Pawłowski: - To chemicznie sprowokowany stan szaleństwa. Uczucie podobne do amfetaminowego rauszu. Rodzaj uzależnienia. Rezultat działania hormonów i neuroprzekaźników w naszych mózgach, które w drodze ewolucji – poza zdolnością odczuwania przyjemności płynącej ze związku seksualnego z daną osobą – wykształciły bardziej wyrafinowany, emocjonalny sposób "przywiązania się" do partnera.

I ani trochę romantyzmu?
– Namiętności, porywy serca, zawiedzione nadzieje... To pomysł średniowiecznych trubadurów. Na tyle zresztą przekonujący, że do niedawna wielu naukowców twierdziło, iż miłość została "wymyślona" właśnie przez nich. Badacze uważali, że uczucie to nie wynika z naszej natury, ale jest wytworem kultury. Za datę jego narodzin podawano XII wiek, miejsce – Europę. To jednak dość kiepska hipoteza, bo gdyby tak faktycznie było, nikt nie miałby szans zakochać się romantycznie przed nastaniem średniowiecza. No i kochać umieliby tylko Europejczycy.

Czy to oznacza, że miłość była zawsze i że każdy umie kochać?
– Dwóch antropologów postanowiło to sprawdzić. W tym celu zdefiniowali romantyczną miłość: to przemożny pociąg seksualny do konkretnej osoby, której towarzystwo sprawia wielką radość, a nieobecność – żal i poczucie pustki. Okazuje się, że to uczucie występuje na całym świecie, choć od danej kultury zależy sposób jego wyrażania.

Czy miłość to cecha tylko ludzka?
– Zalicza się ją do uczuć wyższych, właściwych tylko ludziom. Są one ulokowane w korze mózgowej, która nie bez powodu nosi nazwę "nowa". Rzeczywiście jest dość świeżym nabytkiem ewolucyjnym.

To znaczy, że zwierzęta nie kochają?
– Nasi najbliżsi żyjący krewni – szympansy – żyją w grupach, w których obowiązuje pewna hierarchia. Dostęp do samic ma jeden, może dwa samce. Najsilniejsze. Słabeusze muszą obejść się smakiem. To nie znaczy, że rezygnują. Skoro nie mogą wybranki zdobyć pięścią, próbują inaczej – chcą się przypodobać. Chętniej iskają wybraną samicę, dłużej z nią przebywają. A gdy się już "zaprzyjaźnią", namawiają ją do ucieczki. Czasem samica odchodzi z grupy z takim samcem – zdarza się, że na miesiąc, dwa. To niebezpieczne, bo para szympansów jest bardziej narażona na atak drapieżników niż grupa. A jednak podejmują to ryzyko. Czy to miłość? Może jej zalążek. Na pewno są w tym emocje.

Po co jest miłość?
– Jak wszystkie emocje – na przykład strach, obrzydzenie, gniew – ułatwiała przetrwanie naszym przodkom. Jesteśmy prawdopodobnie potomkami tych, którzy się kochali. Inaczej ich dzieci by nie przeżyły.


Rozumiem, że strach pomagał unikać niebezpieczeństw, a obrzydzenie powstrzymywało przed zjedzeniem czegoś szkodliwego. Co jednak można zyskiwać na miłości?
– Opiekę. Kobieta w ciąży albo zajmująca się małym dzieckiem potrzebowała partnera skorego do pomocy i obrony. Jak przekonać mężczyznę, by tracił na to czas, zamiast zajmować się nowymi seksualnymi podbojami? Trzeba wybrać takiego, który będzie skłonny zaangażować się emocjonalnie, który pokocha ją i dziecko.

Kobiety od niedawna mają możliwość wyboru partnera.
– Dawno temu ją miały, ale straciły. Było to związane z rozwojem kultury patriarchalnej, w której mężczyzna – korzystając z większej niezależności – po prostu "lepiej się ustawił". Teraz dzięki osiągnięciom cywilizacyjnym, które uwalniają je nieco od ich biologicznych ról, kobiety na nowo odzyskują wolność wyboru.

Kiedy żyły te pierwsze feministki?
– Dwa miliony lat temu.

Wtedy nie było jeszcze ludzi!
– Nie było Homo sapiens. Żył wtedy jednak Homo erectus – człowiek wyprostowany, zwany też pitekantropem. To nasz daleki przodek.

I on nie ciągał swoich kobiet za włosy do jaskini?
– Może i ciągał, ale z przyczyn czysto fizycznych nie przychodziło mu to tak łatwo jak na przykład żyjącemu 2,5 miliona lat temu australopitekowi. Homo erectus to pierwszy gatunek człowieka, w którym kobiety zbytnio nie odbiegały wzrostem i wagą od mężczyzn. Australopitek zaś był znacznie potężniejszy i wyższy od swojej samicy. Nie musiał się z nią liczyć. Dlatego był raczej poligamistą i – tak jak u szympansów – w jego stadzie rządził najsilniejszy. Trudno tu mówić o miłości. 500 tysięcy lat później Homo erectus nie miał już tak dobrze, bo jego kobieta się wyzwoliła. Zaczęła wybrzydzać, wymagała czułości, przywiązania albo... nici z seksu.

Wolność dał jej wzrost? W ciągu tych 500 tysięcy lat kobieta urosła?
– Urosła. Mężczyzna zresztą też trochę urósł, ale kobieta go niemal dogoniła.

Co się stało?
– Po pierwsze, Homo erectus opuścił las, w którym mieszkał australopitek, i zaczął żyć na sawannie, a tam bardzo łatwo wpaść w pułapkę cieplną. Choć dni na sawannie bywają gorące, nocą temperatura potrafi spaść poniżej zera. Człowiek marznie tym łatwiej, że pozbył się już futra. A pozbył się go, by zrobić miejsce na gruczoły potowe, które chłodziły go w upały. Problemem była noc. Żeby mniej marznąć, trzeba było... urosnąć i zbytnio nie utyć. Im mniejszy jest bowiem stosunek powierzchni ciała do masy, tym mniejsza jest utrata ciepła. W tej sytuacji selekcja naturalna premiowała wyższych i szczuplejszych. Grubasów zresztą nie było – aktywny tryb życia nie sprzyjał tyciu. Dlatego urośli mężczyźni. To jednak nie był jedyny powód wyższego wzrostu kobiet.

A co jeszcze?
– Dzieci. Im mniejszą masę miały przy urodzeniu, tym mniejsze miały szanse na przetrwanie zimnych nocy. A trzeba pamiętać, że Homo erectus nie budował szałasów, nie spał na drzewach, tylko na ziemi. Masa dziecka zależy od wzrostu matki, a więc znów ewolucja premiowała wyższe kobiety. No a jak kobiety zaczęły dorównywać wzrostem mężczyznom, zaczęły mieć więcej do powiedzenia, a raczej do wymagania, bo Homo erectus nie umiał jeszcze mówić jak my.


I czego chciały?
– Przywiązania. Opieki. Zwłaszcza w związku z dzieckiem, którym trzeba się było długo zajmować. Mózg niemowląt nie jest w pełni rozwinięty. Gdyby był, to kobieta ryzykowałaby życie, rodząc dziecko z dużą głową. Natura wybrała kompromis – mniejszy mózg to wprawdzie większe szanse narodzin, ale i dłuższy okres niesamodzielności. Miesiącami trzeba było dziecko karmić i nosić. Jak to robić i jeszcze polować? Potrzebny był ojciec rodziny. Silny i zdrowy, bo taki zapewniał ochronę. Ale jednocześnie kochający, ponieważ było to gwarancją zaangażowania w związek. Tak narodziła się miłość. Kobiety wybierały mężczyzn, którzy mocniej się angażowali. To dawało im pewność, że będą się oni opiekować nimi i potomstwem. Przynajmniej do czasu, aż miłość nie ustanie.

A kiedy ustawała?
– Tak jak dzisiaj. Najsilniejsze zadurzenie trwa średnio półtora roku do trzech lat. W sam raz tyle, by dziecko zdążyło się urodzić i zyskać jaką taką samodzielność.

A potem?
– Jeśli miłość nie przerodzi się w inny rodzaj przywiązania, gaśnie. Dlatego należy wybierać partnerów o podobnych zainteresowaniach i cechach charakteru, gdyż to – jak dowodzą badania – zwiększa prawdopodobieństwo stabilności związku i ewolucji miłości. Wpływ na to ma także liczba dzieci. Im jest ich więcej, tym mniejsze ryzyko rozpadu związku. Zresztą dziś samotne matki mają nieporównanie łatwiej niż kiedyś. Pomaga im państwo, istnieją żłobki i przedszkola. A im większa pomoc społeczna, tym większe prawdopodobieństwo rozwodu. Pokazuje to przykład opiekuńczego państwa Szwecji, gdzie wraz z poprawą opieki socjalnej gwałtownie wzrosła liczba rozbitych rodzin.

Myśli pan, że dziś w związku z lepszą sytuacją socjalną kobiety rzadziej szukają mężczyzn, którzy je pokochają?
– Nie. Miłość to ewolucyjny spadek po praprzodkach. Przez wieki bardzo głęboko zakorzeniła się w naszej psychice. Kobieta może zgodzić się na związek seksualny z mężczyzną, którego nie kocha i który jej nie kocha – na przykład dla korzyści materialnych. Dużo wolności w tym względzie dały im środki antykoncepcyjne. Prawie nigdy natomiast nie wyjdzie za takiego za mąż.
W wielu krajach antropolodzy przeprowadzili badania, które to potwierdziły. Niemal wszyscy – począwszy od plemiennych enklaw południowoafrykańskich, a skończywszy na mieszkańcach brazylijskich metropolii – uznali miłość za najważniejszy i niezbędny czynnik skłaniający do zawarcia małżeństwa.

Ale także dziś kobiety nie zawsze wychodzą za mąż za tych, w których się zakochały i którzy je pokochali. Nawet wtedy, gdy nie chodzi o pieniądze.
– To prawda. Ale to już zupełnie inna historia, która z miłością nie ma nic wspólnego.


Profesor Bogusław Pawłowski pracuje w Katedrze Antropologii Uniwersytetu Wrocławskiego. Zajmuje się badaniem seksualnych preferencji człowieka i ich zależności od ewolucji.

Redakcja poleca

REKLAMA