fot. Fotolia
Pogańskie początki walentynek
Walentynki mają swoje głębokie korzenie (zresztą jak wszystkie obchodzone przez nas święta) jeszcze w czasach pogańskich. W starożytnym Rzymie 14 lutego był wigilią Luperkaliów – świąt ku czci Fauna – bożka płodności, opiekuna trzód i zbiorów. Tego też dnia urządzano huczne zabawy, którym towarzyszyły liczne obrzędy. Podczas jednego z nich młodzi mężczyźni losowali panny, które były ich partnerkami na czas uroczystości. Losowanie polegało na tym, że dziewczyny wrzucały swe imiona do skrzynki, a następnie chłopcy spośród nich, z zamkniętymi oczami, wybierali sobie imię towarzyszki zabaw.
Według dawnych przekazów, dziewczyny oprócz imion zamieszczały też krótkie wiadomości miłosne. Obchody tego święta odeszłyby w zapomnienie po upadku Cesarstwa Rzymskiego, gdyby nie chrześcijaństwo, które już we wczesnym średniowieczu powoli zaczęło wypierać pogańskie zwyczaje. Ponieważ chrześcijaństwo było religią bardzo młodą, budowaną od podstaw na fundamentach pogańskich, spotkało się ono z niemałym oporem.
Jak wiadomo, nowemu porządkowi niezmiernie trudno przychodziło wykorzenianie znanych i kultywowanych od setek lat tradycji i zwyczajów, dlatego też zwierzchnicy kościoła zdecydowali zrobić w przypadku tego święta to, co robili z innymi ważnymi dla lokalnych kultur świętami. Wigilii Luperkaliów nadano chrześcijańską interpretację i ustanowiono je świętem, ale nie ku czci pogańskiego bożka, lecz zasługującego na to świętego – Walentego.
Polecamy: Zabawy walentynkowe dla par i singli
Który Walenty to ten prawdziwy?
Święty Walenty to postać owiana tajemnicą, wokół której narosło mnóstwo legend i przesądów. W Kościele katolickim jest aż ośmiu Walentych, z czego 14 lutego obchodzi się święto aż trzech z nich. O jednym wiadomo, że poniósł męczeńską śmierć w Afryce. Dwaj pozostali żyli w III wieku w Italii – jeden był księdzem w Rzymie, drugi zaś – biskupem Terni posiadającym moc uzdrawiania chorych. Według tego, co głosi legenda, jeden z dostojników cesarza Klaudiusza zwrócił się do niego o pomoc, kiedy zachorowała mu córka. Gdy Walenty uzdrowił dziewczynę, ojciec przeszedł z całą rodziną na chrześcijaństwo, co wywołało oburzanie cesarza. Rozwścieczony Klaudiusz rozkazał zabić uzdrowiciela.
Walenty – ksiądz rzymski, według innych podań, udzielał w najgłębszej tajemnicy zakochanym ślubów. Cesarz wydał przepis zakazujący legionistom wchodzenia w związki małżeńskie. Uważał on, że kawalerowie są lepszymi żołnierzami. Jednak ci mieli odmienne zapatrywanie na swój stan cywilny. I właśnie wtedy z pomocą przychodził im Walenty, który za swoją konspiracyjną działalność zginął męczeńską śmiercią.
Jeszcze inne opowieści opisują Walentego jako zwykłego chłopaka, który niósł pomoc chrześcijanom w chwilach utrapienia, za co został skazany na rozszarpanie przez dzikie zwierzęta. W oczekiwaniu na śmierć nakreślił list do swojej ukochanej (i zarazem pierwszą walentynkę!), który podpisał „Twój Walenty” .
Wspólnym elementem tych przekazów jest data śmierci męczennika – 14 lutego 269 r. Chyba nigdy nie dowiemy się jak to naprawdę było. Właśnie dlatego też św. Walenty został usunięty w 1969 r. przez komisję watykańską z kalendarza kościelnego, podzielając tym samym los innych świętych o niejasnym pochodzeniu.
Polecamy: Jak spędzić walentynki - 14 pomysłów
Dalsze losy walentynek
W średniowieczu święto to rozpowszechniło się w całej zachodniej Europie, szybko zyskując dużą popularność. Największy wkład w jego rozpropagowanie mieli poeci z Wysp Brytyjskich min. Geoffrey Chaucer autor „Opowieści Kantabryjskich” oraz sir Walter Scott. Właśnie w połowie lutego na wyspach ptaki zaczynają łączyć się w pary, co udziela się też ludziom. Dlatego też Brytyjczycy uważają Walentynki poniekąd za swoje własne święto. Stamtąd tez pochodzi pierwsza walentynkowa kartka przechowywana w Muzeum Brytyjskim. W 1415r. Karol, książę Orleanu wysłał ją do swojej żony kiedy był uwięziony w londyńskim Tower. Jednak te pierwsze prawdziwe walentynki pojawiły się dopiero w XVII w. Ozdabiano je amorkami, ptaszkami i koronkami. Wraz z europejskimi osadnikami walentynki dotarły też za ocean, gdzie w XIX w. zrobiły prawdziwą furorę.
Skomercjalizowany biznes czy wyznanie prawdziwej miłości?
Dziś w Stanach Zjednoczonych (i w innych krajach też, w tym w Polsce) walentynki są drugim, zaraz po Bożym Narodzeniu najbardziej dochodowym świętem. Corocznie wysyła się miliardy walentynkowych kartek, nie wspominając o drobnych upominkach, którymi obdarzają się zakochani. Święto to stało się symbolem amerykańskiego stylu życia. Niestety, ale w miarę rozwoju społeczeństw i postępującej globalizacji, walentynki straciły wiele uroku. Przesłodzone i kiczowate, zalatujące banałem, napędzane przemysłem i promowane za wszelką cenę mogą wzbudzać raczej niechęć, niż entuzjazm. Cóż, każde święta są wykorzystywane przez komercyjny przemysł do swoich celów i Walentynki nie stanowią pod tym względem wyjątku. Choć można samemu zaobserwować, że jeszcze parę lat temu niewiele osób interesowało się tym świętem, dziś - nawet moi rodzice wręczają sobie czekoladki i kwiaty z tej okazji.
Mimo niechęci do całego walentynkowego szału i marketingu, warto ten dzień spędzić razem z ukochaną osobą. Miłość powinniśmy pielęgnować przez cały rok, bez czekania na pretekst do wypowiedzenia słowa "kocham". Ale skoro już został oficjalnie ustanowiony dzień zakochanych, dlaczego by właściwie z niego nie skorzystać?