Na szczęście przesądy rządzą naszymi decyzjami coraz rzadziej. Fatum ciążące nad majem jako miesiącem najbardziej pechowym dla nowożeńców, zaczyna przegrywać z czynnikiem praktycznym: brakiem terminów w lokalach weselnych. Gdy brak już wolnych sobót od czerwca do października, z dwojga złego częściej wybieramy maj niż słotny listopad. Jak widać drugim praktycznym czynnikiem jest pogoda, a co za tym idzie, także pora roku. Mało kto wybiera terminy zimowe, jeszcze rzadziej – jesienne.
Nie tak dawno, bo zaledwie 2 lata temu, pary narzeczeńskie ogarnął szał numerologiczny. Wywołała go magiczna data: 7 lipca 2007 r., czyli trzy siódemki wypadające akurat w sobotę. W tym dniu wyjątkowo wiele par zawarło związki małżeńskie, o dziwo nie przejmując się zupełnie, że lipiec nie ma w swojej nazwie literki „r”.
Wybierając termin wiosenny, powinniśmy zwrócić uwagę na to, kiedy wypadają święta Wielkiej Nocy, a także w jakie dni tygodnia wypadają wolne od pracy dni 1 i 3 maja. Podobnie ma się rzecz z innymi dniami ustawowo wolnymi od pracy. Tzw. „długi weekend” może być korzystnym terminem na organizację wesela.
Często jako potencjalny termin ślubu bierzemy także pod uwagę ważne dla nas daty – urodziny, rocznice, itd. Ma to piękny i bardzo osobisty wydźwięk, trzeba jednak zastanowić się najpierw, jakie będzie to miało konsekwencje w przyszłości i czy jedno święto nie przyćmi drugiego?
Na koniec upewnijmy się jeszcze, czy w wybranym przez nas dniu nie wypada żadne ważne rodzinne święto, np. srebrne gody rodziców, ich urodziny itd. Może to mieć swoje dobre i złe strony – pozwoli uczcić je w sposób szczególny w gronie całej rodziny na weselu, ale może także pokrzyżować bliskim plany spędzenia tego dnia w jakiś inny, zaplanowany już od dawna sposób.
Urszula Skowrońska