W zawodowym sporcie XXI wieku wykorzystuje się najnowsze zdobycze techniki i farmakologii. To jednak nie wszystko, bo tradycyjne metody też są w cenie. Na przykład w piłkarskim światku walczy się z przeciwnikiem rzucając czary, klątwy i uroki.
Fot. Dreamstime
Jak mawiał klasyk, piłka jest okrągła, a bramki są dwie. Stąd trudno przewidzieć ostateczny wynik spotkania. Dobrze więc umiejętnościom zawodników i szczęściu trochę pomóc. Choćby czarami. Jednak jeśli ktoś w moc magii wierzy, to zdaje sobie sprawę, że nie ma żartów z takimi praktykami. Za przykład mogą tu służyć zawodnicy piłkarskiej kadry Anglii, którzy stali się ofiarami klątw rzucanych przez afrykańskich czarowników.
W czerwcu 2010 roku, w trakcie piłkarskich mistrzostw świata, reprezentacja Anglii zaczęła mieć problemy na boisku. Rozniosła się wówczas wieść, że to skutek klątwy, jaką rzucił nieznany z nazwiska szaman z Afryki Południowej. Brytyjczyków postanowili wtedy wesprzeć druidzi. Sprawą osobiście zajął się 73-letni druid Ed Prynn z miejscowości Padstow, pełniący funkcję Archidruida Kornwalii. W Prynnie odezwał się patriotyzm, więc biskup druidów poczuł się w obowiązku pomóc ostatniej drużynie Brytanii, jaka jeszcze miała szansę odnieść sukces w turnieju.
- Moją powinnością jest znieść klątwę sprowadzoną na reprezentację Anglii - oświadczył Archidruid Prynn w wypowiedzi udzielonej BBC. - Za sprawą afrykańskiego szamana angielscy zawodnicy czują się, jakby zawisła nad nimi wielka czarna chmura. Ja tę chmurę odgonię i to będzie nowy początek. Udałem się do kamiennego kręgu i przemówiłem do wszystkich aniołów, matki natury oraz duchów, by ochroniły przed klątwą piłkarską reprezentację Anglii do końca rozgrywek.
Angielscy kibice nie okazali Archidruidowi Prynnowi wdzięczności, bo pomimo szumnych zapowiedzi magia o celtyckim rodowodzie zawiodła. Widocznie szaman z Południowej Afryki władał potężniejszymi mocami - Anglia nie została piłkarskim mistrzem świata.
Magia w piłkarskim światku wciąż ma zastosowanie. Przykładowo, na początku 2012 roku Goran Stevanovic, trener piłkarskiej reprezentacji Ghany, ujawnił paranormalny rozłam w prowadzonym przez niego zespole.
- Niektórzy gracze stosowali czary przeciwko członkom własnej drużyny - oświadczył Stevanovic w wywiadzie udzielonym BBC Sport. - Musimy wspólnie pomóc w zmianie mentalności zawodników, którzy sięgają po ciemne moce, by wyniszczyć się nawzajem. Jedynym rozwiązaniem jest wpajanie dyscypliny i szacunku dla kolegów.
Dlaczego czołowi zawodnicy z Ghany magicznie podkładali nogę członkom własnej reprezentacji?
- Niektórzy zawodnicy grają nie z myślą o wygranej osiągniętej przez zespół, ale wyłącznie dla osiągnięcia osobistej sławy. Dbają tylko o zdobycie wyższej pozycji w światku piłkarskim - wyjaśniał brytyjskim mediom rozgoryczony Stevanovic.
Do rozliczeń doszło po porażce Ghany w meczu z Zambią w ramach turnieju 2012 Africa Cup of Nations. Pochodzący z Serbii Stevanovic nie krył obaw, co do skutków włączenia czarnej magii do arsenału środków stosowanych przez powierzonych mu piłkarzy. Trener ghańskiej reprezentacji zawarł swoją opinię w raporcie, który przekazał zarządowi Ghana Football Association, tamtejszemu odpowiednikowi PZPN-u. Nie ujawniono jednak nazwisk graczy, którzy czarną magią szkodzili kolegom z boiska.
Czy sięganie po nadnaturalne moce w celu uzyskania lepszych wyników w sporcie, to nowe oblicze ghańskiego futbolu?
- Zawsze tak było, ale gracze wykorzystywali magię tylko w dobrym celu, by chronić siebie i zapewnić sobie szczęście - wyjaśnia Sarfo Gyami, emerytowany piłkarz, który reprezentował Ghanę w 1992 r. w trakcie ówczesnych rozgrywek Africa Cup of Nations. - Nigdy nie słyszałem o tym, by zawodnicy używali nadprzyrodzonych sił przeciw własnymi kolegom. To bardzo zła sytuacja.
Nie tylko magia Czarnego Lądu potrafi zamieszać na stadionie. Skutki czarów z Ameryki Łacińskiej odczuli podobno na swej skórze piłkarze polskiej reprezentacji. W 2006 roku w trakcie eliminacji do piłkarskich mistrzostw świata Polacy zmagali się z reprezentacją Ekwadoru. Ekwadorczyków jednak wspierał szaman, tamtejszy ludowy czarownik, niejaki Et Samarenda. Publicznie odganiał złe siły, które mogły zaszkodzić jego podopiecznym, a potem, już w szatni, rzucał uroki na przeciwników jego drużyny. Czary być może zadziałały. Co prawda Ekwador nie został piłkarskim mistrzem świata, ale Polaków skutecznie wyeliminował. Naszym zawodnikom plątały się nogi, zapewne wskutek działania sił nadprzyrodzonych, i mecz z Ekwadorem przegrali.
Nadnaturalne moce zaszkodziły też innym zespołom w Europie. Gdy w 2004 roku jedna z rumuńskich drużyn zaczęła osiągać dramatycznie złe wyniki, to grający w niej piłkarze zaczęli podejrzewać, że
na ich klub rzucono klątwę. Sportowcy głośno o tej sprawie mówili, więc opisały ją rumuńskie media. Piłkarze, by magię zwalczyć magią, poprosili o pomoc lokalną wróżkę. Ta weszła w trans, po czym postawiła diagnozę, że to nie klątwa, tylko zwykły pech. W sumie Rumuni mieli szczęście, bo pech przy klątwie to mniejsze zło. Wróżka odczyniła więc wspomnianego pecha i zawodnicy z nadzieją wrócili na boisko. Zacięcie walczyli, a w następnym sezonie ich zła passa minęła.
Niestety, klątwy mają to do siebie, że jeśli ich w porę się nie zdejmie, to mogą długo nękać Bogu ducha winnych ludzi. Odczuli to na własnej skórze piłkarze z drużyny Carlisle.
Według wielu opinii, w 2001 roku uaktywniła się klątwa rzucona pięć wieków wcześniej na brytyjskie miasto Carlisle. Skutki klątwy odczuło podobno wielu obywateli Carlisle. Najdotkliwiej klątwą zostali jednak doświadczeni miejscowi piłkarze, bo po serii niepowodzeń w 2006 roku klub piłkarski z Carlisle wypadł z ligi.
Jak widać, zawodowi piłkarze, by osiągnąć lepszy wynik, sięgają nawet po paranormalne środki. Jak by nie było, stosowanie wielu substancji jest zabronione i wykrycie ich grozi dyskwalifikacją, jednak póki co, nie dotyczy to magii.
Źródło: Tadeusz Oszubski/MW Media