Wizyta w kawiarni
Kiedyś raz w tygodniu spotykałam się z przyjaciółką w naszej ulubionej kafejce. Czy jest sens chodzić tam z dzieckiem na ręku?
Śpiący w wózeczku niemowlaczek w kawiarnianym ogródku nikomu nie będzie przeszkadzał. Ale im starsze dziecko, tym szybciej w kafejce może się znudzić, zrzucić talerz, wysypać cukier itd. Jęczący czy rozrabiający szkrab przeszkadza innym. Nie wszystkich rozczula widok chlapiącego zupą brzdąca i nie każdy ma ochotę słuchać podczas randki albo bizneslunchu szczebiotania niemowlęcia przy sąsiednim stoliku.
Z drugiej strony starszy maluch ma okazję zobaczyć, jak się wybiera danie, składa zamówienie itd. Uczy się zachowywać w miejscu publicznym, może przyglądać się ludziom, pić przez słomkę (dzieci to uwielbiają), zjeść coś, czego nie jada się w domu, a nawet naciągnąć rodziców na pyszny deser.
Naszym zdaniem: Od czasu do czasu warto wybrać się z dzieckiem do kawiarni czy restauracji. Lepiej wybierać miejsca, w których dzieci są mile widziane. Niekoniecznie restauracje typu fast food, bo także w niektórych tradycyjnych lokalach można liczyć na wysokie krzesełko, czasem także kredki i blok. A nawet jeśli nie, zawsze znajdzie się coś fascynującego: syczący ekspres do kawy, akwarium z kolorowymi rybkami, minifontanna albo chociaż okno, przez które można spoglądać na ulicę.
Wspólne spanie
Śpimy z Jasiem od urodzenia. Kiedy mały skończył dwa lata, mąż stwierdził, że pora go tego oduczyć. Ale ja wcale nie mam na to ochoty.
Wtulone w rodziców dziecko czuje się bezpiecznie i rzadziej się budzi, a więc wszyscy śpią spokojniej. Jeśli mama karmi piersią, nie musi wstawać w nocy – wystarczy, że rozepnie koszulkę. Jednak w ten sposób malec zawłaszcza małżeńskie łoże, przez co rodzice nie mogą zachowywać się swobodnie. Może to wpłynąć na wasze relacje.
Naszym zdaniem: Spanie z dzieckiem przestało być źle widziane i już od dawna wiadomo, że opowieści o czających się w pościeli rodziców groźnych dla dziecka zarazkach to bzdury. Decyzja powinna jednak zależeć od obojga rodziców: nie wszyscy mają na to ochotę. Nie wolno spać z malcem, jeśli któreś z rodziców bierze silne leki nasenne albo uspokajające, piło alkohol, śpi bardzo mocno albo niespokojnie.
Odwiedziny na poczcie
Chętnie zabieram ze sobą córkę, gdy mam jakąś sprawę do załatwienia w banku czy na poczcie. Moja mama krytykuje to i mówi, że urząd to nie miejsce dla dziecka.
Kolejki, nie zawsze miłe panie w okienkach, mama zajęta wypełnianiem formularzy – czasem dziecko może mieć tego dość już po kilku minutach. Wiadomo, co to oznacza: płacz, jęczenie, uwagi innych petentów... W efekcie trudno załatwić wszystko, co trzeba, a nasze nerwy narażone są na wyjątkowo ciężką próbę. Ale jednocześnie szkrab ma okazję uczestniczyć w „dorosłych” sprawach i podobnie jak przy okazji zakupów poznaje nowe miejsca: pocztę, urząd, bank itd. Może zobaczyć, jak pracują ludzie różnych zawodów, a potem bawić się w domu w przybijanie pieczątek czy wypełnianie druczków.
Na pewno zaciekawią malucha komputery, maszyny do liczenia pieniędzy, bankomaty, kasy fiskalne, będzie zachwycony, samodzielnie biorąc numerek.
Z czasem dziecko dowie się wielu ważnych rzeczy: że rachunek za telefon trzeba zapłacić w terminie (bo jeśli nie, nie będzie można zadzwonić do babci). I jeszcze jedno: czasem prościej jest pójść gdzieś z malcem (i znieść związane z tym kłopoty), niż odwozić go do domu, szukać opiekunki itd.
Naszym zdaniem: Skomplikowane i czasochłonne sprawy urzędowe zdecydowanie lepiej załatwiać bez dziecka, jednak od czasu do czasu można je zabrać tam, gdzie wszystko odbywa się w miarę szybko. Maluchy są niecierpliwe, trzeba więc zrobić coś, by się nie nudziły. Poczta nie zbankrutuje, jeśli zrobisz samolocik z ulotki reklamowej.
Spotkania z przyjaciółmi
Nasi najlepsi znajomi nie mają dzieci i chyba nawet ich nie planują. Obawiam się, że nasza gadatliwa trzyletnia córka może ich czasem irytować, ale bez niej nie mamy po prostu szansy wyjść razem z domu.
W czasie takich spotkań dziecko poznaje przyjaciół rodziny, starszak ma okazję porozmawiać z dorosłymi. Uczy się, jak należy zachowywać się u kogoś w domu. Ma także okazję poobserwować rodziców w innych niż na co dzień sytuacjach („O! Mama gra w karty, a tata zawzięcie kłóci się z wujkiem!”, „Oni tańczą!”), może obejrzeć cudze mieszkanie, poznać psa właścicieli itd. Z czasem zorientuje się, że w różnych domach mogą panować różne zasady („U nas trzeba ściągać buty, a tu nie”) i że nie zawsze jest się w centrum uwagi.
Niestety wytrącony z codziennego rytmu malec może zacząć szybko marudzić. Niektórzy dorośli kompletnie nie potrafią postępować z dziećmi, przez co niechcący je straszą („Taka jesteś śliczna, że sobie ciebie zabiorę”) albo wprawiają w zakłopotanie („Kogo bardziej kochasz?”). W niektórych domach pali się przy dzieciach.
Naszym zdaniem: Warto bywać z maluchem u innych, bo dzięki takim wizytom dziecko orientuje się, że jego rodzina nie żyje w próżni i że spotkania towarzyskie mogą być bardzo przyjemne. To dla malca ważna lekcja na przyszłość: sam także będzie chciał żyć wśród ludzi. Przed wizytą u kogoś warto z nim porozmawiać („Znam panią Kasię od dawna, chodziłyśmy razem do szkoły”) i uprzedzić, czego nie powinien robić („Ciocia nie lubi, gdy się dotyka jej kryształy”). Jednak nie na każde spotkanie można zabierać dzieci i nie na każde warto. Rodzice też mają prawo oderwać się od codzienności, a nawet bawić się nie do końca grzecznie.
Rodzinne zakupy
Kiedy jeszcze byłam w ciąży, często widziałam w sklepach płaczące maluchy i obiecałam sobie, że ja będę robić zakupy bez dziecka. Jednak raz wybraliśmy się do sklepu z synkiem i bardzo mu się to podobało.
Na zakupach maluch spędza czas z rodzicami i ma okazję poznać różne miejsca: sklepik osiedlowy (a w nim panią Kazię, która zna każde dziecko po imieniu), ogromny supermarket, targowisko, sklep z butami, kiosk itd. Dowiaduje się, skąd się biorą rzeczy, które mama wyciąga przed śniadaniem z lodówki, gdzie można zaopatrzyć się w gazety, ubrania, zabawki. Z czasem zacznie się orientować, że tych rzeczy nie dostaje się za darmo. Uczy się także, że nie każdą rzecz można mieć tylko dlatego, że się jej zażąda.
Ale zakupy nie mogą trwać za długo, bo dziecko szybko się nudzi. A wtedy marudzi, jęczy, próbuje wymuszać różne rzeczy, a czasem nawet wpada w histerię. W zatłoczonym sklepie łatwo się spocić, zmęczyć, a także złapać jakiegoś wirusa. Kiepsko jest również wówczas, gdy wizytę w sklepie traktuje się jako jedyną rodzinną rozrywkę albo stały punkt codziennych spacerów.
Naszym zdaniem: Zakupy mogą być atrakcyjne dla maluszka, trzeba jednak wziąć pod uwagę jego możliwości: kilkugodzinny rajd po galerii handlowej jest ponad jego siły (a także ponad siły większości dorosłych mężczyzn). Malec lepiej zniesie zakupy, jeśli nie będzie się nudził. Pokaż mu coś ciekawego („Zobacz, jaki ogromny misiek!”, „Ile tam słoików z dżemem!”), daj do ręki coś, co będzie mógł pooglądać (kolorowe plastikowe sitko, piłkę), pozwól powąchać pachnące mydełko albo poproś, by wypatrywał ulubionego serka. Po wejściu do sklepu zdejmuj dziecku czapkę i kurtkę. Nie zabieraj go tam, gdy jest głodne albo zmęczone.
Tekst: Beata Turska