Kruszynka w ramionach siłacza
Robert Lewandowski – wysoki, muskularny mężczyzna. Komuś, kto nie zna Roberta, łatwiej wyobrazić go sobie podnoszącego sztangi w siłowni niż maleńką, półroczną córeczkę Anielkę.
Jego córka przyszła na świat przed czasem, po niespełna ośmiu miesiącach trudnej ciąży. Robert wspomina, że żona Ania była wtedy bardzo nieznośna. – Po kolejnym spięciu powiedziałem po prostu: „Aniela, wychodź już z tego brzucha, bo z mamą nie można wytrzymać”. Córeczka mnie posłuchała.
Przyszła na świat tej samej nocy. Ważyła wtedy 2150 gramów i mieściła się w jego dłoniach. Była wyczekanym, wymarzonym dzieckiem. Jako wcześniak musiała więcej czasu niż inne maluchy spędzić pod opieką lekarzy. Świeżo upieczony tatuś kursował pomiędzy pracą a szpitalem, tam uczył się zmieniać pieluchy, podglądał, jak położne kąpią jego maleńką córeczkę. – Zdziwiłem się, że w szpitalu robią to po prostu pod kranem! Nic dziwnego, że pierwsza kąpiel Anielki
w domu należała do niego. I tak jest do tej pory. – Po kąpieli zawsze kładę ją na prawy boczek, ona łapie za ucho wielkiego pluszowego słonia, którego ma w łóżeczku i spokojnie usypia. Ostatnio Anielka potrzebuje nieco więcej czasu na zasypianie, bo właśnie wyrzynają jej się ząbki.
Dzisiaj, jak zawsze, Robert wstał o godz. 4 rano. Chwilę później, gdy mleko było już gotowe, obudził go uśmiech córeczki. – Jest bardzo pogodnym dzieckiem, ciągle się śmieje – opowiada tata. Po pierwszym porannym karmieniu oboje jeszcze zasypiają. – Ja potwornie chrapię – przyznaje się Robert, ale Anielce wcale to nie przeszkadza.
Uwielbiają też wspólne zabawy – od pierwszych dni Robert chwytał maleńką rączkę Anielki i pozwalał jej poczuć pod paluszkami swoją szorstką brodę. – Powtarzałem przy tym zawsze „Mój tata, mój tata”. Dziś wystarczy, że to powiem, a Anielka już wyciąga rączkę w moją stronę. Ania potwierdza to. – Gdy córeczka usłyszy głos wracającego do domu Roberta, już dźwiga główkę, rozgląda się w poszukiwaniu tatusia.
Robert i Ania prowadzą razem dużą restaurację, a to wymaga ich ciągłej obecności w ruchliwym lokalu. Anielka jest tam już stałym gościem – zwykle śpi spokojnie w wózeczku, gdy mamę i tatę pochłaniają zawodowe obowiązki. W tej rodzinie czuje się, że bycie razem po prostu sprawia im wszystkim przyjemność.
Robertowi marzy się wspólne z córką uprawianie sportu. – Mnie sport uczy uporu w dążeniu do celu, wytrwałości. Już wkrótce zaczniemy razem pływać – najpierw w ciepłym morzu podczas wakacji, potem regularnie na basenie.
Kolejna pasja, którą chce przekazać córce, to muzyka. – Widzę, że już bardzo reaguje na dźwięki, ma też własny odtwarzacz i słucha między innymi specjalnej muzyki dla niemowląt. Przy siódmym utworze jest tam opis „ja już śpię” i w przypadku Anielki wszystko się zgadza – śmieje się Robert.
Za dwa, trzy lata planuje zakup pianina dla córeczki, ale jak podkreśla, na pewno nie będzie jej zmuszał do nauki gry na tym czy jakimkolwiek innym instrumencie.
Tata Anielki ma też nadzieję, że dużo rozmawiając na różne tematy, zdoła przekazać córce najważniejsze życiowe zasady. – Chcę ją nauczyć, że największą wartością jest rodzina, pragnę, żeby była uczciwa i żeby kłamstwo nigdy nie wyszło z jej ust.
Trzech budrysów
Kuba Borowski jest tatą 3-letniego Jasia i 8-miesięcznych bliźniaków, Kajtka i Antosia, czyli tatą na pełnym etacie!
On i mama chłopców, Agnieszka, pracują zawodowo, więc od początku było wiadomo, że rodzicielskimi obowiązkami będą się dzielić. Kuba zawsze bardzo chciał nauczyć się opieki nad maleństwem – w szpitalu, tuż po porodzie poprosił położne o przekazanie mu podstawowej wiedzy „w pigułce”. – Nauka poszła mi w miarę dobrze i teraz robię to już z przyjemnością.
Na brak przyjemności Kuba zresztą nie może narzekać – od ośmiu miesięcy musi dzielić uwagę pomiędzy trzech synów. Przyznaje ze śmiechem, że kiedy zdecydował się zostać pierwszy raz sam na sam z kilkumiesięcznym wówczas Jasiem, musiał nim kierować brak instynktu samozachowawczego. Bardziej dramatycznie było jednak całkiem niedawno, gdy bliźniacy mieli niespełna dwa miesiące. – Przewijałem Kajetana – opowiada Kuba i słychać, że wspomnienie tamtego dnia wciąż budzi w nim emocje – kiedy nagle spadł z przewijaka. Na szczęście nie było to gwałtowne uderzenie. Pamięta, jak był przerażony myślą, że mógł zrobić własnemu dziecku krzywdę. – Kajtek wpadł histerię, a ja z nim. Żona była dzielniejsza ode mnie. Zdecydowała, że natychmiast jedziemy do szpitala zrobić USG. Po badaniu emocje zaczęły opadać – krwiak okazał się powierzchowny i niegroźny.
Dziadkowie do tej pory nie wiedzą o dramatycznej przygodzie małego Kajetana. Kuba przyznaje, że choć nie była ona wynikiem zaniedbania, długo miał ogromne wyrzuty sumienia i zastanawiał się, co zrobił źle. Nigdy nie przeszło mu jednak przez myśl, żeby zrezygnować z zajmowania się synami. Przebywanie z dziećmi daje mu, jak sam przyznaje, ogromnie dużo satysfakcji.
Z najstarszym Jaśkiem łączy ich coraz więcej „męskich spraw”. Trzylatek ostatnio nauczył się jeździć na rowerze. Lubi to, więc... tata często musi gonić za nim. Ale bycie razem daje im obu tyle radości!
Zwykle jednak podczas spacerów Kuba musi sobie radzić z opieką nad całą trójką. Na razie to jeszcze dość proste, bo bliźniaki po prostu siedzą sobie w wózku. Głównie chodzi o to, by zapanować nad pomysłami Jasia, co nie jest łatwe. W domu Kubie też przydaje się podzielność uwagi – zresztą z chwilą narodzin bliźniaków wytrenowana została chyba do perfekcji. Często musi równocześnie karmić bliźniaki – siada wtedy pomiędzy nimi na kanapie i obydwu podaje butelkę. Ale to jeszcze nic – do tego dochodzi jeszcze konieczność czuwania nad coraz bardziej absorbującym starszym synkiem. – Właśnie ta koordynacja – przyznaje Kuba – bywa największym wyzwaniem. Oczywiście jest mi łatwiej, kiedy młodsi synowie śpią na zmianę, ale z drugiej strony nie mam wtedy szansy na choćby chwilę wytchnienia. Najtrudniejsze są noce, kiedy wstaję do młodszych chłopców nawet kilkanaście razy. Chcę jednak, by żona mogła się wyspać. Aż trudno uwierzyć, ale wciąż ma poczucie, że mógłby dla synów robić więcej.
– Z racji bardzo angażującej mnie pracy zawodowej często zajmuję się nimi raczej pośrednio, np. robię wszystkie zakupy, a na co dzień całą trójką opiekuje się żona. Bardzo ją za to podziwiam. Chciałem nauczyć naszych synów, że mama jest rodzinną gwiazdą, którą każdy z nas musi bardzo kochać, szanować i pomagać jej.
Kuba jest przekonany, że właśnie wychowanie jest najtrudniejszym zadaniem rodziców, bo opieka to głównie jednak naturalne, automatyczne czynności. W związku z tym są one stosunkowo proste. – Chcę, żeby moi synowie byli uczciwi, szanowali innych ludzi, żeby byli skromni. Będę starał się też przekazać im moją wiarę w to, że w życiu nie ma dróg na skróty. Marzę o tym, żeby mogli w życiu spróbować wielu rzeczy, żeby chcieli żyć odważnie.
Na razie ciągle niespełnionym marzeniem Kuby jest wspólna wyprawa z synami na Pola Mokotowskie. – Nie mogę się doczekać, kiedy bliźniacy trochę podrosną. Już wyobrażam sobie, jak rozstawimy prowizoryczne bramki i zagramy nasz własny mały turniej piłkarski: dwóch na dwóch w trzech możliwych kombinacjach!
Biorę przykład z ojca
Piotr Słowik początkowo był weekendowym tatą. Teraz z oddaniem i cierpliwością zajmuje się półtoraroczną Zuzią.
Zaangażowanie w opiekę nad dzieckiem wyniósł z rodzinnego domu. – Zawsze miałem bardzo dobre kontakty z rodzicami i tak jest do dziś. Mój tata chodził na wszystkie wywiadówki, i chociaż dłużej pracował, mniej niż mama bywał w domu, nie wpłynęło to na nasze relacje. A ja po prostu staram się go teraz naśladować.
Początkowo Piotr był weekendowym tatusiem. – Żona pierwsze trzy miesiące po porodzie spędziła z Zuzią u swojej mamy. Ja byłem z nimi tylko w soboty i niedziele. Już wtedy Piotr nauczył się robić dla córki mleko, herbatkę. Tamte karmienia wspomina z przyjemnością, bo wtedy Zuzia przy jedzeniu nie kaprysiła. – Teraz niestety stała się niejadkiem.
Małgosia, żona Piotra, szybko wróciła do pracy. Któregoś dnia niania dostała wolne i Piotr miał zostać z trzymiesięczną córeczką zupełnie sam. Wcale jednak nie czuł, że został rzucony na głęboką wodę. – Nie miałem żadnych obaw, nie robiłem przecież niczego pierwszy raz. Nie zapamiętałem tego dnia, w jakiś szczególny sposób. Nic mnie nie zaskoczyło.
Wkrótce tata i córka zostali sami na tydzień, ale i ten okres upłynął spokojnie, bez nadzwyczajnych wydarzeń. Pierwszym wypowiedzianym potem przez Zuzię słowem było oczywiście „tata”. Rodzina śmiała się, że wspólny tydzień upłynął ojcu i córce na ćwiczeniu tego jednego słówka.
O wiele trudniejszy sprawdzian przeszedł Piotr w ubiegłym roku, gdy z ośmiomiesięczną Zuzią trafił na osiedlowy plac zabaw. – Nagle okazało się, że córka, raczkując w trawie, zjadła jakiś kwiatek. Wtedy naprawdę się zdenerwowałem – wspomina. – Pomogła mi jakaś mama, udało się zmusić Zuzię do wymiotów i wszystko dobrze się skończyło.
Tata nadal lubi chodzić z córką na spacery, na plac zabaw. W domu razem grają na harmonijce, chętnie spędzają też czas w kuchni. Nawet zwyczajne domowe czynności nabierają znaczenia, gdy objaśnia się je dziecku. – Zuzia uwielbia przyglądać się, jak coś gotujemy – opowiada Piotr. – Często parzymy też razem kawę w ekspresie – córka nauczyła się, które przyciski trzeba włączać.
Wysłuchała Agnieszka Laskowska