Decyzję o porodzie rodzinnym podjęli długo przed tym, zanim Małgosia zaszła w ciążę. – Nie wyobrażałem sobie, bym mógł czekać na dziecko na szpitalnym korytarzu – tłumaczy Krzysztof. – W ważnych chwilach zawsze byliśmy razem. Dlaczego przy narodzinach naszego dziecka miałoby być inaczej?
Ale nie dla wszystkich rodziców podjęcie tej decyzji jest takie proste. Jeśli Ty i Twój mąż wciąż się zastanawiacie, czy rodzić razem, poznajcie argumenty za i przeciw.
Pośrednik i strażnik
Poród rodzinny to nie tylko coraz powszechniejsza moda, ale przede wszystkim naprawdę wiele korzyści. I to dla Was obojga! Obecność bliskiej osoby sprawia, że narodziny maluszka są dla mamy choć trochę łatwiejsze – zwłaszcza w pierwszej fazie porodu. Ma bowiem przy sobie kogoś nieustannie gotowego do pomocy, kto zajmie rozmową, zaprowadzi do łazienki, poda ręcznik, nałoży skarpetki. Przecież położna nie może być cały czas obok jednej rodzącej, zwłaszcza jeśli ma pod opieką kilka kobiet. A mąż w każdej chwili podtrzyma, pomoże przyjąć wygodną pozycję, przypomni o prawidłowym oddychaniu, zachęci do spacerowania czy ćwiczeń zmniejszających ból. Na kilkuosobowej sali to właśnie on zadba o intymność – zasłoni łóżko, zapyta, czy można przygasić światło. Mąż jest też doskonałym pośrednikiem między żoną a lekarzem czy położną. Jeśli dzieje się coś niepokojącego, błyskawicznie wezwie pomoc. Dopyta się o to, co lekarze robią, jakie podają leki i dlaczego. Przekaże też położnej wszelkie pytania i prośby żony (z powodu bólu i emocji kobieta nie zawsze jest w stanie rozmawiać, mężowi łatwiej wtedy porozumieć się z nią).
Obecność takiego „strażnika” daje mamie poczucie bezpieczeństwa i większej kontroli nad wydarzeniami. Mąż u boku żony może też czasem wpływać na zachowanie personelu medycznego. Położne starają się wtedy pokazać z jak najlepszej strony, gdyż czują się oceniane i obserwowane.
Wątpliwości? To normalne!
Mimo tych zalet, nie wszystkie pary są zdecydowane rodzić wspólnie. Mężczyźni zwykle zastanawiają się, czy zniosą widok bólu i cierpienia, czy potrafią pomóc, czy chcą w ogóle to widzieć. Z kolei niejedna kobieta obawia się, że przez poród mąż nabierze do niej obrzydzenia. Bo zobaczy ją spoconą, krzyczącą, krwawiącą... Na dodatek niektóre rodzące podczas parcia oddają stolec. A chyba żadna z nas nie chciałaby, żeby ukochany zobaczył taką „wpadkę”... Tego typu obawy są normalne i nie powinniście się ich wstydzić. Wiele osób pewne sfery woli pozostawić ukryte przed partnerem, uważając, że nawet najbliższa osoba nie musi być ich świadkiem. I jest to w pełni zrozumiałe.
Zarówno kobiety, jak i mężczyźni obawiają się też czasem, że doświadczenie porodu źle wpłynie na ich pożycie intymne. Rzeczywiście, zdaniem dr. Stanisława Dulki, seksuologa, istnieje ryzyko, iż wstrząs związany z widokiem rodzącej kobiety może wywołać u mężczyzny takie kłopoty. Niektórzy po porodzie mają trudności z ponownym postrzeganiem żony jako obiektu pożądania. Jeszcze inni są przerażeni, że skutkiem pożycia seksualnego jest tak wielkie cierpienie kobiety, i to wycisza ich popęd. Ale takie kłopoty dotyczą tylko wąskiej grupy panów.
Wspólna decyzja
Najważniejsze, by decyzja o wspólnym porodzie była podjęta przez Was oboje. Nie przymuszajcie się do niego, jeśli macie zbyt wiele obaw. Nie chodzi o to, by mężczyznę ciągnąć na siłę, szantażować i za wszelką cenę nakłaniać do wspólnego porodu: „Jeśli kochasz, to się zgodzisz” – tak argumentuje wiele kobiet. Z kolei panowie mówią: „Skoro nie chcesz, bym był obok, to chyba do niczego ci nie jestem potrzebny”.
Zaszantażowany mężczyzna, przyciągnięty na salę porodową, może się czuć oszukany i wmanewrowany w sytuację, której nie rozumie – nie na wiele wtedy się przyda i tylko będzie denerwował i tak już spiętą mamę. Poza tym w takich wypadkach zawsze jest ryzyko, że wystąpią potem kłopoty z pożyciem. Z kolei kobieta, która tak naprawdę nie chciała rodzić z mężem, może czuć się skrępowana i podenerwowana jego obecnością. Zanim podejmiecie tę decyzję, skrupulatnie rozważcie wszystkie za i przeciw. Zapiszcie się do szkoły rodzenia, porozmawiajcie ze znajomymi, którzy wspólnie rodzili, poczytajcie o przebiegu porodu. Wtedy łatwiej będzie Wam zrozumieć prawdziwy sens obecności taty przy narodzinach maleństwa i zdecydować, czy warto pokonać własne lęki, czy lepiej pozostać przy tradycyjnej roli ojca czekającego z dala od sali porodowej.
A jeśli osobno?
Nie ma w tym nic złego! Nawet jeśli tata nie jest obecny przy porodzie, nie znaczy to, że będzie mniej związany uczuciowo z dzieckiem. Bycie dobrym ojcem nie zależy od tego, czy mężczyzna własnoręcznie przetnie pępowinę. Ważniejsze jest, by od początku angażował się w pielęgnację dziecka, uczestniczył w jego wychowaniu. Wtedy narodzi się więź tak samo silna jak ta, która powstaje dzięki wspólnemu porodowi.
Jeśli jednak tata nie chce być przy porodzie, a mamie zależy na wsparciu w tych trudnych chwilach, poproście o pomoc inną bliską osobę: mamę, przyjaciółkę, siostrę. Taka towarzyszka, zwłaszcza jeśli ma za sobą narodziny dziecka, świetnie się sprawdzi.
Pamiętajcie też, że raz podjęta decyzja może ulec zmianie. I to nawet w ostatniej chwili! Czasem dzieje się tak, że już w szpitalu, np. w izbie przyjęć, kobieta zdecydowana rodzić bez męża zmienia zdanie. Lęk przed bólem i długimi godzinami bez bliskiej osoby mogą sprawić, iż będzie chciała mieć przy sobie ukochanego mężczyznę. W większości szpitali nikt na pewno nie będzie miał nic przeciwko temu. Przyszły tata musi wtedy szybko podjąć męską decyzję. Jeśli nie jest absolutnie przeciwny porodom rodzinnym, to naprawdę warto, by zapomniał o wszelkich obawach i pomógł swojemu maleństwu przyjść na świat!
Z perspektywy czasu
Kobiety, które mają za sobą poród rodzinny, podkreślają, jak dobrze było mieć obok siebie kogoś, komu można się wypłakać, poskarżyć, wyzłościć. – Płakałam z bólu, krzyczałam: „nigdy więcej” i z całej siły wbijałam paznokcie w dłoń Tomka. A on cierpliwie wszystko znosił i pocieszał mnie, że już niedługo to się skończy i będziemy razem z naszym dzieckiem – wspomina Anna Kiedis, mama półtorarocznego Kubusia.
Ale wspólny poród to korzyści nie tylko dla mamy. – To piękny, wzruszający moment dotyczący obojga rodziców, dlatego chcieliśmy obydwoje być przy powitaniu naszego dziecka – mówi Małgosia Kosiba. Tatusiowie podkreślają, jak wielkie pokłady uczuć wyzwoliło w nich to przeżycie. Dla każdego niezapomniany był moment, kiedy pierwszy raz zobaczyli dziecko, wzięli je na ręce. Już od tej chwili nawiązywała się więź emocjonalna między tatą a maluszkiem. Ale wspólny poród to też często narodziny głębszej i bardziej świadomej miłości do żony, szacunku i podziwu dla niej. Tatusiowie przyznają też, że nie bez znaczenia jest dla nich świadomość, że stanęli na wysokości zadania – spełnili się w roli mężczyzny i – co ważniejsze – ojca.
Bo choć mężowska pomoc nie sprawi, iż poród będzie mniej bolesny czy krótszy, na pewno dzięki niej narodziny Waszego maleństwa nabiorą bardziej rodzinnego, intymnego, magicznego wymiaru.
Paulina Kuźniarska