– Tata nic nie rozumie – mądrzy się Rysiek, który w tym roku skończy 24 lata, a ma już ośmioletnie bliźniaki. Wszystko przez tę bałwańską modę na szkolne macierzyństwo. Wymyślili ją eurodeputowani z Parlamentu Europejskiego, żeby znów było więcej Europejczyków niż imigrantów. No i po zmasowanej kampanii marketingowej dzieci zaczęły rodzić dzieci – co przed maturą zrobiło się bardzo trendy. Mieszkamy więc wszyscy na kupie, bo w Polsce wciąż – jak za dawnych czasów – łatwiej robić dzieci niż mieszkania.
– Tata to nic nie rozumie – powtarza Rysiek, leżąc na dywanie obok Żony Jego oraz obu bliźniaków. W fotelu (moim fotelu!!!) siedzi jakiś typ z dyplomem Powiernika Rodzinnej Terapii Współtrwania. Żona Syna powiła dwoje dzieci w gimnazjum, ale pomyślnie zaliczyła szybką ścieżkę edukacyjną, bo karmiącym matkom-nastolatkom Ustawa o Substancji Narodowej zabraniała zadawania trudnych pytań egzaminacyjnych. A teraz leżą, obydwoje, razem z dziećmi, na dywanie i poddają się terapii współtrwania. Ten terapeuta-powiernik w ramach kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia prowadzi rodzinę mego syna od chwili poczęcia ich bliźniaków. Niemal domownik, można powiedzieć. Pomaga rodzinie Ryśka bezstresowo współtrwać, bębniąc w misę tybetańską. Zwariować można.
– Rysiek, wstań z podłogi, nerki sobie przeziębisz. Poczytałbyś lepiej swoim synom, albo pozwól, że ja się tym zajmę – mówię, bo czuję, że jeśli nic nie powiem, to zamorduję tego pseudoterapeutę łopatką do sera.
– Tata to nic nie rozumie. Dzieciom nie można fundować wrażeń, które nadmiernie obciążą ich percepcję i system odpornościowy. Jakże mamy współtrwać, skoro tata nam przeszkadza? – pyskuje Rysiek.
– Ja w wieku twoich synów czytałem „Doktora Doolittle” i „Mikołajka”. A oni nawet liter nie składają.
– Tata jak zwykle tkwi w historycznym jarzmie. Zmuszali tatę do zabawy upokarzającymi grzechotkami, samochodzikami, układankami. Teraz dzieci rozwijają się same. Z pomocą interaktywnych programów stymulowania rozwoju – odpiera Rysiek.
Gdy Żona Syna była w ciąży, Powiernik Współtrwania zakazał jej czytania czegokolwiek aż do momentu zakończenia karmienia piersią. Kiedy próbowałem przestrzec Ryśka przed planowym ogłupianiem jego ślubnej, usłyszałem: „Tata to nic nie rozumie”.
No fakt, nie rozumiem. Zostawiłem rodzinę na podłodze pod opieką szaleńca od zdrowia rodzinnego i poszedłem do garażu, kontynuować renowację antycznego samochodu marki „Daewoo”, rocznik 2000. Auto wyprodukowano w błogosławionych czasach normalnej motoryzacji, gdy montaż fotelika do przewożenia dzieci nie uruchamiał elektronicznej blokady prędkości – maksymalnej na poziomie 35 kilometrów na godzinę. Wtedy też rodziny nie miały wpisanych do dowodów osobistych swoich Powierników Współtrwania. I gdy dzieci przychodziły nad ranem do łóżka rodziców, nie włączał się na całą okolicę alarm antykazirodczy. I wolno było zrobić synowi procę. Rysiek ma rację, tata to nic nie rozumie!
Budzę się spocony. Co za sen...
Marcin Przewoźniak