Przykazania na 2007 rok

Nie, nie zamierzamy namawiać cię do odchudzania, czy też startowania w wyścigu o puchar dla najlepszej matki-żony-kochanki. Wręcz przeciwnie!
/ 29.12.2006 13:33
Pamiętasz Bridget Jones, mistrzynię postanowień noworocznych? Na początku swojego słynnego dziennika obiecywała sobie między innymi, że nie będzie marnować pieniędzy na maszynki do makaronu, zachowywać się w domu jak niechluj ani tracić głowy dla beznadziejnych facetów. Chciała zmniejszyć obwód ud o siedem centymetrów, odłożyć trochę pieniędzy i chodzić trzy razy w tygodniu na siłownię „nie tylko po to, żeby kupić kanapkę”… A jakie są twoje plany na ten rok? Sprawdź, może przyda ci się któraś z naszych sugestii.

Będę egoistką
Zrealizuj swoje wielkie marzenie albo chociaż malutki kaprys (z tym drugim lepiej się pospiesz, bo kaprysy są ulotne). Zrób coś, o czym zawsze myślałaś: „chciałabym, a boję się”. Nikt ci nie zagwarantuje, że wszystko pójdzie jak z płatka, ani nawet, że w ogóle się uda.
Ale i tak warto spróbować, bo przecież najbardziej żałuje się tego, czego się nie zrobiło. A zatem… raz kozie śmierć!

Sprawię sobie przyjemność
Praw sobie często komplementy albo i nie praw, ale przestań wreszcie czepiać się własnego ciała. Może i jest go trochę za dużo/za mało (niepotrzebne skreślić), za to jest twoje, jedyne i niepowtarzalne. I ma po dziurki w nosie krytycznych uwag, jakich mu pewnie nie szczędzisz. Zaś niewątpliwie byłoby ci wdzięczne za jakiś miły prezent, np. balsam o zapachu arbuza czy truskawek, a jeszcze bardziej – za twoją akceptację i szacunek.

Rozwinę skrzydła
Naucz się czegoś nowego: decoupage’u (na kursie, z książki lub za pośrednictwem Internetu), soczystego przekleństwa po hiszpańsku (wystarczy rzucić pytanie na forum dla poliglotów), wjeżdżania na najwyższy poziom piętrowego parkingu (prędzej czy później trzeba się tego nauczyć), zwrotu przez sztag (sterowanie łódką jest łatwiejsze niż jazda samochodem)... Czegokolwiek. Zdobywanie nowych umiejętności odświeża umysł i dodaje skrzydeł. Zwłaszcza, jeśli robi się to wyłącznie dla siebie, a nie dla dziecka, męża czy szefa.

Pokażę figę z makiem codzienności
Masz wrażenie, że twoje życie przypomina poranki bohatera filmu „Dzień Świstaka” („Kurczę, ten dzień się już zdarzył!”)? Zerwij z rutyną. Nawet taki drobiazg jak powrót z pracy inną niż zwykle trasą działa jak ożywczy prysznic. Niezłą zabawą jest także przymierzanie ciuchów, które dotąd omijałaś szerokim łukiem – obcisły sweterek z dekoltem do pępka, sztruksy w kolorze czerwonego wina, kolorowy szalik itd. Kto wie, może okaże się, że wyglądasz w nich o dziesięć kilo młodziej? W każdym razie będziesz się nieźle bawić.

Tupnę nogą
Nie pozwól, by wszyscy – od teścia po własne dziecko – wchodzili ci na głowę. „Nie” to bardzo praktyczne słowo. Jest tarczą, a nie śmiercionośną bronią – ochroni cię, nikogo nie krzywdząc.

Ucieknę z domu
Oczywiście nie na zawsze. Wybierz się na przykład na koncert – idola sprzed lat, ukraińskich klezmerów, czeskich jazzmanów albo jakiejkolwiek grupy, która zaraża energią i na scenie daje z siebie wszystko. Naładujesz akumulatory na długie tygodnie, a przy okazji odświeżysz wspomnienia („Ech, kiedyś to się bywało”). I nie martw się, jeśli koncert odbywa się w innym mieście. Tym lepiej – urlop od codzienności potrwa dłużej!

Kupię sobie coś bez sensu
Kozaki na dziesięciocentymetrowych obcasach. Albo maleńką zamszową torebeczkę w kolorze écru, w której nie mieszczą się zapasowe pampersy ani zabawki twojego dziecka. Albo piękny biustonosz z delikatnej koronki. W każdym razie coś szalenie kobiecego i bardzo, ale to bardzo niepraktycznego. Sama świadomość, że masz coś takiego w szafie, sprawi, że poczujesz się atrakcyjniejsza.

Daruję sobie oglądanie ambitnych filmów
Zamiast retrospektywy Bergmana obejrzyj którąś z bollywoodzkich superprodukcji. Przepyszne stroje, zadziwiające układy choreograficzne, targające bohaterami namiętności plus cała masa kompletnie niezamierzonych efektów komicznych – przed filmami tego rodzaju powinno się wyświetlać napis „Proszę zapiąć pasy!”. Będziesz się śmiać jeszcze nazajutrz. Pamiętaj jednak, że takie filmy lepiej smakują w kinie niż na DVD.

Nie będę już więcej porównywać się z innymi
Szkoda czasu i atłasu, a przede wszystkim nerwów. Może i nie lepisz pierogów z jagodami, nie chodzisz co tydzień na jogę ani nie prowadzasz swojego malucha na teakwondo dla przedszkolaków, ale za to jesteś sobą i robisz mnóstwo innych fajnych rzeczy. Na szczęście nic nie musisz!

Narozrabiam!
Zrób wielką imprezę dla dawno niewidzianych znajomych. Aby nie pójść z torbami, możesz poprosić, by każdy przyniósł wino i coś do jedzenia. Nasza podpowiedź: przy „obciachowej” muzyce ludzie bawią się najlepiej. Poplotkuj, sprawdź, czy nadal umiesz robić mostek, i nie przejmuj się, gdy sałatka z tuńczykiem wyląduje na środku dywanu.

Tekst Beata Turska