Porządki zrobione przez żonę w miejscu, które mężczyzna uważa za swoje własne królestwo (prywatne terytorium) jest stokroć gorsze od porządków robionych przez matkę w rzeczach ucznia (to tak, aby młodsza część czytelników miała porównanie). Dopóki panował „jego" porządek - zwyczajowo zwany artystycznym nieładem - wszystko było wiadomo: notatki ze spotkania leżą pod książką o majsterkowaniu, młotek na tej półeczce, gdzie brakuje dwóch śrubek, karteczki „przypominajki" pod kubkiem z kawą, a telefon do sekretarki szefa wypisany palcem na centymetrowej warstwie kurzu na monitorze lub blacie biurka. W momencie gdy wkracza ekologiczny oddział czyszczący w osobie żony, wszystko zmienia swoje położenie w czasoprzestrzeni i nagle okazuje się, że najważniejsze rzeczy wylądowały w koszu, bo przecież „to jakieś śmieci z bazgrołami, których rozczytać nie można", a najpotrzebniejsze śrubki poleciały do zsypu bo „kto by trzymał to zardzewiałe żelastwo!".
Tekst: Rafał Wieliczko
Rys. Marek Lenc
Rys. Marek Lenc