Przed chwilą Anna odebrała córeczkę ze żłobka. Teraz, do momentu, gdy mała pójdzie spać, jest już tylko dla niej. Amelka wspina się na kolana mamy. Oglądają książeczkę. Ale dziewczynka szybko się nudzi. Woli klocki.
Anna zaszła w ciążę, mając 37 lat. Nie, nie odkładała tej decyzji, robiąc karierę. Po prostu wcześniej nie spotkała odpowiedniego mężczyzny. – Powoli przyzwyczajałam się do myśli, że nigdy nie będę miała dzieci – mówi. – Nie było mi właściwie smutno. Sądziłam, że tak ułożyło mi się życie – uśmiecha się. – Ale gdy poznałam męża, doszliśmy do wniosku, że chcemy być razem. I mieć dziecko – dodaje.
Agnieszka przewija roczną Gabrysię. Mała gaworzy, a mama przemawia do niej czule, głęboko patrząc w oczy. – Jestem kobietą, która wcześniej nie lubiła dzieci. Nie rozczulałam się maleńkimi rączkami czy nóżkami – śmieje się do córeczki. – Nie czułam instynktu macierzyńskiego – mówi. Ale to, przyznaje, ma zakodowane w genach, bo kobiety z jej rodziny późno zostawały matkami. Babcia Agnieszki urodziła pierwsze dziecko jako trzydziestolatka, mama miała 28 lat. – A ja, mając 35 lat, poczułam, że chcę być mamą. Gabi urodziła się rok później, choć byliśmy z mężem 13 lat po ślubie – dodaje.
W domu Izy poranny rozgardiasz. Piętnastoletni Piotr i jedenastoletnia Ola zjedli śniadanie, tata zaraz odwiezie ich do szkoły. Iza dostaje od każdego buziaka i zostaje tylko z ośmiomiesięczną Małgosią. – Jestem młodą „starą” mamą – śmieje się. – Urodziłam Gosię w wieku 40 lat – mówi. – Nie planowaliśmy kolejnego dziecka, ale od razu je pokochaliśmy – zapewnia. Kiedy spóźniała się jej miesiączka, nie dziwiła się ani specjalnie nie zamartwiała. Nie robiła nawet testu ciążowego. – Gdy miałam około 35 lat, myśleliśmy o kolejnym dziecku. Ale nie staraliśmy się, powiedzieliśmy sobie: co będzie, to będzie – opowiada Iza.
Wielkie oczy strachu
– Po trzech miesiącach starań dwie kreski na teście! Byłam przeszczęśliwa – wspomina Anna. Ale po dwóch dniach euforii pojawiło się plamienie i strach, że radość była przedwczesna. Od początku ciąży, ze względu na wiek i służbowe wyjazdy, była na zwolnieniu. Co dwa tygodnie meldowała się na wizycie kontrolnej. Zdecydowała się też na badania prenatalne: test PAPP-A i badanie przezierności karkowej dziecka na USG. – Chciałam wiedzieć, czy maluch będzie zdrowy – wyjaśnia Anna. USG wypadło dobrze, ale test kiepsko. Wyniki wskazywały, że dziecko może mieć zespół Downa lub inną chorobę genetyczną. – Przeraziłam się, płakałam. Na szczęście wspierał mnie mąż. Tłumaczył, że badanie można powtórzyć – opowiada.
Szukając informacji w Internecie, na forach, Anna dowiedziała się o pewnym specjaliście w Łodzi. – Pojechałam tam. Powtórzyliśmy badania. Okazało się, że wcześniej coś zostało źle wpisane i dlatego wyniki nie były prawidłowe – mówi. Od tej pory była spokojniejsza, choć nie miała pewności, że wszystko będzie OK. Ale nie zdecydowała się na amniopunkcję, bo bała się ryzyka poronienia. – Stwierdziliśmy z mężem, że bez względu na wszystko i tak urodzę to dziecko.
Wewnętrzna pewność
Agnieszka zaplanowała swoją ciążę. Wybrała ginekologa, przebadała się, wyleczyła z anemii i... udało się. – Przez pierwsze trzy miesiące czułam się świetnie! Potem pojawiły się przedwczesne skurcze – opowiada. Przez pół roku leżała w domu.
Ona też zdecydowała się na badania prenatalne, ale tylko na... amniopunkcję. Powiedzieli sobie z mężem, że wyniki i tak niczego nie zmienią, bo mocno pragną dziecka. Ale chcą wiedzieć. Konsultowali się z genetykiem. Czekając na wyniki, niepokoli się, ale czuli też, że będzie dobrze. – Po czterech tygodniach okazało się, że wszystko jest w porządku i już do końca ciąży, choć źle się czułam, wyciszyłam się wewnętrznie – mówi Agnieszka.
Gdy pilnuje syn
Trzecią ciążę Iza znosiła doskonale. Ale i ona bała się o zdrowie dziecka. – W pewnym momencie dotarło do mnie, że mam 39 lat, a nie 25 – wyznaje. Jednak nie zdecydowała się na badania prenatalne. Wiedziała, że nawet gdyby coś było nie tak, to przecież chce tego maleństwa. – Po co miałabym się denerwować? – uśmiecha się. – W tej decyzji utwierdził mnie ginekolog, który stwierdził, że skoro i tak chcę urodzić, to takie badania nie mają sensu.
Prawie do porodu chodziła do pracy. Zajmowała się domem, choć przyznaje, że wszyscy jej pomagali. Najstarszy Piotr był opiekuńczy, wypytywał, czy bierze kwas foliowy, dbał, by się nie denerwowała. Ola przytulała się do brzucha i czule do niego mówiła. – Według męża byłam spokojniejsza niż poprzednio. Miałam mniej humorów i zachcianek – mówi Iza. Prosiła, by opowiadano jej o szczęśliwych porodach u kobiet w jej wieku, bo martwiła się o rozwiązanie. Niepotrzebnie, choć trzeci poród był inny. Szybszy, no i razem z mężem. – Szkoda, że kiedyś tak nie było – dodaje. – To zupełnie inne przeżycie.
Inny wymiar świata
Kiedy dziecko pojawia się w życiu kobiety dojrzałej, burzy cały dotychczasowy porządek. Wszystkie „ważne” sprawy trzeba wtedy podporządkować małemu człowiekowi. Zrezygnować z pewnego komfortu, wolności. Żyć innym życiem. – Na początku jest szczęście, ale i żal, który jednak szybko mija – śmieje się Anna. Iza, choć jest doświadczoną mamą, też zastanawiała się, czy coś pamięta. I jak będzie z nocnym wstawaniem. – Poradziłam sobie, a i nocami nie jest najgorzej – mówi.
Dojrzałe mamy są już nasycone życiem towarzyskim, pracą. Nie mają poczucia straty, jak te dużo młodsze. – Mam pozycję zawodową, dom, zabezpieczenie na przyszłość. Nigdzie się nie spieszę. Niczego nie muszę zdobywać ani nic udowadniać – dodaje Agnieszka. – Jestem na urlopie wychowawczym. Nie chcę i nie muszę zostawiać Gabrysi z opiekunkami.
Iza twierdzi, że jest teraz inną mamą. – Mniej panikuję, nie zamartwiam się byle katarem. Nie muszę ukrywać radości, jak wtedy, gdy urodziła się Ola, a Piotr był mały i nie chciałam ranić jego uczuć – mówi. Choć przyznaje, że ma mniej siły. Kiedyś bez problemu wnosiła na pierwsze piętro wózek z dzieckiem. Teraz chyba nie dałaby rady. Na razie jest na wychowawczym. Co będzie potem, jeszcze nie wie.
Anna szybko wróciła do pracy. Ale serce bolało, bo chciała zostać z córeczką. – Za długo mnie tam nie było. Po wychowawczym nie byłoby do czego wracać – tłumaczy. Amelka miała siedem miesięcy, gdy została z ciocią. W tym czasie mama załatwiła żłobek. – Koleżanki w żartach nazywają mnie z tego powodu wyrodną matką. Ale ja nikomu nie ufam na tyle, aby zostawić z nim Amelkę. Żłobek to co innego – wyjaśnia.
Mama czy babcia?
– Teraz wyglądam na mamę, ale za kilka lat mogą mnie brać za babcię – śmieje się Iza. – Ale nie boję się tego – zapewnia. A Anna twierdzi, że czuje się młodo. I bardziej niepokoi się tym, co będzie za 20 lat. – Będę miała sześćdziesiątkę. Czy będę w stanie wprowadzić córkę w dorosłość? W jakiej będę formie? – zastanawia się.
Agnieszka nie myśli o tym, czy będzie najstarszą mamą na szkolnej wywiadówce. – Na razie cieszę się tym, co mam – podkreśla. Każdy dzień niesie coś nowego. Nie wie, czy chce mieć drugie dziecko. Ale przyznaje: – Boję się ciąży.
Anna też się zastanawia. Twierdzi, że przedtem nie zdawała sobie sprawy z zagrożeń, jakie niesie późne macierzyństwo. – Mąż bardzo chce, ale ja nie wiem, czy tak mi zależy, że wytrzymałabym ciężar ewentualnej choroby genetycznej dziecka?
Czy późne macierzyństwo jest łatwiejsze, czy trudniejsze? Trudno powiedzieć. Na pewno pełne miłości.
Agnieszka Trojan