„Marzę, żeby moje czwarte, ostatnie dziecko wreszcie się wyprowadziło!”. Zdanie niebezpiecznie zawisło w przestrzeni. Wypowiedziała je kobieta dojrzała. Matka dzieci w przedziale 11- 25 lat. Po sali przeszedł pomruk. Pomruk młodych matek, kobiet, którym wydaje się, że wyprowadzenie się ich dzieci będzie raczej smutnym końcem świata. Ale potem przyznałyśmy: dzieci bywają upierdliwe.
Coś przedziwnego dzieje się jednak z macierzyńską pamięcią. Zapomina się nieprzespane noce, kolki, latanie po domu w poszukiwaniu magicznego leku, które sprawiłoby, że bachor ucichnie. Zapomina się porodowe koszmary i wiecznie trwające ciąże (serio to tylko było 9 miesięcy?), które zamieniały kobietę w wieloryba, w istotę myślącą mniej i zapominającą nawet o tym, co jadła na śniadanie. Lekarzy upierdliwców, stażystów w szpitalu, którzy w ilościach hurtowych zaglądają ci do cipki, macicy, badają, macają, naukowo spisują i opisują, a w twojej głowie cichutko tli się lęk: „czy jeszcze kiedyś ktoś spojrzy na mnie, jak na kobietę?”
Zapomina się, zapomina i tęskni do cudnych czasów. A potem jedna starsza matka sprowadza nas na ziemię: trzeba się cieszyć, że dorastają! Czy wiecie, że ja przez ostatnie 25 lat ciągle się kimś opiekuje? Chcę wolności. Albo młoda matka z dwójką maluchów na lotnisku. Jedno wyje, drugie płacze. Ona próbuje opanować oboje i jeszcze przejść przez kontrolę graniczną. Uff, myślą wtedy inne kobiety. Bardzo współczujemy, na szczęście to nie nasza sprawa. Tariraram. Bo nie ma nic radośniejszego niż to, że dzieci dorastają.
Opublikowała zdjęcie półrocznej córeczki z kolczykiem w policzku. „Jest moim dzieckiem i mogę z nią robić, co chcę!”
Nie czytasz już z ruchu warg i grymasów na twarzy
Koniec z językiem migowym, wypatrywaniem się w „dzieciowe” oblicze w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie o sens dnia: co dać zjeść, dlaczego to niedobre, spać czy mokro, boli czy nudno. Gdy widzisz nadętą, niezadowoloną, smutną minę pytasz wprost: o co chodzi? Co mogę dla ciebie zrobić? Koniec. Kropka.
Bez lęku podróżujesz samolotem, samochodem, jakkolwiek
Jasne, czytam artykuły, jakie to cudowne jest podróżowanie z dzieckiem. Zero problemów, zero stresów. Wspaniale. To żaden problem w końcu 12 godzin podróżować w aucie z roczniakiem, żaden problem wieźć pięciolatków, grać w gry samochodowe i słuchać bajek. Najczęściej wciąż tych samych. Ale jakże cudowne bywa podróżowanie z kimś, kto już czyta sam książkę i nie nudzi się w samolocie oraz nie żąda co minutę samochodowych przystanków na siku, kanapkę, wodę, sok, kupę.
Możesz chodzić sama do toalety
Dla niewielu wydaje się to oczywiste. Samotne chodzenie do toalety. Prawo do spędzenia tam 15 minut bez ciągłych jęków: mamo, mamoooo. No cóż, matki rozkosznych dzieciaczków wiedzą, że to wyższa szkoła jazdy. Przemknąć do WC niezauważona. Matki dzieci starszych z rozkoszą wracają do toaletowej wolności. Pół godziny w wannie bez zbędnych pytań.Raj.
Nie musisz nikomu towarzyszyć na okrągło (w toalecie i nie tylko)
Może są ludzie, którzy pragną przejść przez życie z przyklejoną do siebie hubą. Jedną, drugą, trzecią. W zdecydowanej większości ludzie jednak nie marzą o tym, żeby spędzać z kimś czas na okrągło. Matki małych dzieci robią to. I doceniają pierwszy obiad w restauracji podczas którego nie muszą biegać wciąż z dziećmi do łazienki, rysować, chodzić między stolikami i podziwiać świat. Matki starszych to już szczęściary.
Rozstajesz się z dzieckiem bez wyrzutów sumienia
Gdy idziesz do pracy, to oczywiste. Bo on albo ona tez gdzieś idą. Do szkoły na przykład. I nie widzisz zrozpaczonej miny, nie słuchasz pytań; a kiedy wrócisz? Nie martwisz się, czy niania na pewno poda wszystko o tej porze co trzeba, i czy nie jesteś wyrodną matką, bo tyle cię nie ma. I już nawet możesz obejrzeć serial bez wyrzutów sumienia, umówić się z koleżanką. I zrobić tysiące rzeczy.
A już ogrom szczęścia czujesz, gdy są wakacje i potomek jedzie na obóz, kolonie, wyjeżdża koleżankami czy kolegami. I może gdzieś tli się niepokój, czy jest bezpieczne, ale jednak wygrywa absolutne poczucie wolności. Co widać po wiadomościach i statusach znajomych na fb. „Wyjechali!”, „To teraz impreza!!!”. Tak, to jest cudowne, gdy człowiek, którego urodziłaś ma już swój świat, potrafi sami nalać sobie wody, zrobić kanapkę i nie potrzebuje, żeby chodzić za nim krok w krok. To jest jak mieć ciastko i zjeść ciastko!
Skandal w szpitalu! Blogerka z mięśniakiem opisała, jak lekarze odmówili jej cesarki. "Pani jest wygodna i sobie wymyśliła, że my to dziecko za panią urodzimy"