Okiem taty - Pozytywka

Daniel prezent pocztą dostał. Z Gdańska. Od ciotki. Duża, masywna paczka, którą dostarczyli mi do firmy (listonosz wie, gdzie pracuję i zawsze mi tam przynosi, zamiast do domu). Odpakowuję pudło – w środku kolejne, owinięte metrami taśmy samoprzylepnej. Odwijam, odwijam, moim oczom ukazuje się kolorowa zabawka ze światełkiem, różnymi uchwytami i w ogóle takie jakieś cuda na kiju!
/ 30.06.2008 21:57
Daniel prezent pocztą dostał. Z Gdańska. Od ciotki. Duża, masywna paczka, którą dostarczyli mi do firmy (listonosz wie, gdzie pracuję i zawsze mi tam przynosi, zamiast do domu). Odpakowuję pudło – w środku kolejne, owinięte metrami taśmy samoprzylepnej. Odwijam, odwijam, moim oczom ukazuje się kolorowa zabawka ze światełkiem, różnymi uchwytami i w ogóle takie jakieś cuda na kiju!

Po naciśnięciu gra! I to kilka różnych melodyjek. A światełko mruga sobie na czerwono do rytmu. Co prawda do chwili, gdy Młody będzie to świadomie rejestrował, jeszcze trochę czasu minie, ale generalnie bajer całkiem ciekawy i może mu się spodobać. Choć, jak na mój gust, to melodyjki nieco piskliwe. Ale – co mnie się nie bardzo podoba, może wszak wywołać zachwyt dziecka, choćby przez przekorę wrodzoną. Zobaczy, weźmie do ręki, popróbuje językiem, to się okaże, czy mu odpowiada...
Chodzi jednak o to, że ja do pracy rowerem przyjechałem i tak wielkiej paczki, jaka była oryginalnie, to bym ze sobą nie dał rady zabrać. Nieodpowiednie gabaryty i już. Dlatego pokusiłem się o Okiem taty - Pozytywkarozpakowanie. Po wywaleniu jednego pudła, odwinięciu metrów taśmy, paczuszka zrobiła się na tyle zgrabna, że bezproblemowo weszła mi do torby...

Bezproblemowo... Aha! Trochę na wyrost to słowo. Jak bardzo „trochę” przekonałem się pod koniec dnia roboczego, gdy przerzuciwszy torbę przez ramię, wsiadłem na rower i ruszyłem w drogę powrotną do domu. W pierwszej chwili myślałem, że mi się wydaje, ale nie...

Zatrzymałem się i nadstawiłem ucha... Piskliwy dźwięk dochodził z okolicy moich bioder. Wytężyłem słuch – no proszę! Radosna, pozytywkowa melodyjka dobiega z mojej torby! I nijak nie idzie wyłączyć, bo musiałbym całe opakowanie rozbabrać. A gra dlatego, że obijając się o biodro w trakcie jazdy, guziczek się niestety wciska – nie ma żadnego zabezpieczenia!

I jechałem tak przez miasto – z rozlegającymi się wokół kilkoma rozmaitymi melodyjkami. Niczym jakiś cholerny rozwoziciel lodów na sygnale, czy coś w tym stylu. A ludzie oglądali się za mną zdziwieni, co też za zagadkowe dźwięki dobiegają z tego przejeżdżającego właśnie roweru...

Dobrze, że dojazd z pracy do domu zabiera ledwie dziesięć minut...

Rafał Wieliczko

Redakcja poleca

REKLAMA