Okiem taty - Obrazki z życia ojca (I)

Wcinam późne śniadanie, czy tam wczesny obiad, trudno powiedzieć. W każdym bądź razie pierwszy posiłek tego dnia (nie licząc dwóch kaw!). Młody na chwilę się uspokoił, to znaczy nie wymaga noszenia, zabawiania, głaskania, łaskotania czy jakichkolwiek innych przykuwających uwagę czynności. Zajął się sam swoją zabawką, memła ją w ociekających śliną dziąsłach i coś tam mamrocze do siebie.
/ 06.10.2008 23:18
* * *
Wcinam późne śniadanie, czy tam wczesny obiad, trudno powiedzieć. W każdym bądź razie pierwszy posiłek tego dnia (nie licząc dwóch kaw!). Młody na chwilę się uspokoił, to znaczy nie wymaga noszenia, zabawiania, głaskania, łaskotania czy jakichkolwiek innych przykuwających uwagę czynności. Zajął się sam swoją zabawką, memła ją w ociekających śliną dziąsłach i coś tam mamrocze do siebie. Pożeram zachłannie posiłek, ciesząc się możliwością uzupełnienia zapasów wyczerpującej się w drastycznym tempie energii.
Nagle ryk! Daniel włączył syrenę alarmową, z całej siły tłukąc ręką z grzechotką w łóżko. Zaintrygowany pochylam się nad nim, dzieciak skupia na mnie załzawione oczy...
- No, co jest, Młody? - pytam z zainteresowaniem.Okiem taty - Obrazki z życia ojca (I)
PAC! Grzechotka z całej siły trafia mnie między oczy. Próbując pozbyć się gwiazdek wirujących wszędzie, rozcieram bolące czoło.
- Czego mnie bijesz? - pytam z wyrzutem.
- Hyhyhyhyhyhyyyyyyyy! - zaśmiewa się w głos Młody...

* * *
Daniel strasznie lubi, jak trącać go nosem po żebrach. Łaskotki ma – to jest pewne, ale zarazem uwielbia je. Śmieje się wtedy w głos, ubaw mamy po pachy obaj. Akurat tak się bawimy w najlepsze, Młody pokwikuje radośnie, gdy nagle jego rączka wbija mi się we włosy, zaciska się w piąstkę i wędruje w stronę przeciwną. Razem z pełną garścią włosów...
- Ałaaaaa! - drę się niemiłosiernie, bo chwyt jednak dzwoniec ma mocny i takie pociągnięcie boli jak diabli. - Puuuuuść!
- Hyhyhyhyhyhyyyyyyyy! - gulgocze Daniel, ledwo łapiąc dech ze śmiechu.
Czas chyba pójść do fryzjera...

* * *
Od godziny próbuję uśpić Młodego. Marudny jest, nic mu się nie podoba, leżeć nie, w łóżeczku nie, na bujak też nie. Wszystkie zabawki brzydkie, lecą na podłogę ciśnięte celnym prawym sierpowym. Ale oczka ledwo, ledwo utrzymują się otwarte, olbrzymią siłą woli malutkiego człowieczka podtrzymywane. Na złość robi, jak nic! Nie będzie spał i koniec. Wzięty na ręce tuli się na dwie minuty, po czym obraca główkę na wszystkie strony niczym jaka wieża radarowa i gulgocze radośnie a to do komórki, a to do pilota, a to do bibelotów na półce.
- Młody, idźże już spać... - proszę zmaltretowanym głosem.
Odpycha się na całą długość ramion, patrzy na mnie przez chwilę w skupieniu...
- Datadadadatataaaa! – tłumaczy mi radośnie po czym buch! Nosem prosto w mój mostek. A po chwili obślinioną buźką w ramię. I dalej dookoła się rozglądać...
Po kolejnych trzech kwadransach wreszcie nadchodzi sławetny „moment” i Młody robi „klap!”. Śpi. Oddycham z ulgą i już, już przymierzam się do położenia go do łóżeczka...
DING! DONG! - dzwonek do drzwi!
Daniel momentalnie otwiera oczka i w pełnej gotowości prostuje się na baczność. Przytrzymując go jedną ręką, drugą otwieram drzwi...
- Dzień dobry, może jajka, ziemniaki albo cebula potrzebne? - słyszę katarynkową gadkę...
- Nie, dziękuję – odpowiadam tonem, sugerującym, iż mam ochotę wypowiedzieć zupełnie inne słowa.
- Tadadatadadamyyyy – dopowiada Mały, nim zamknę drzwi.
Spoglądam na niego... Oczka otwarte na całą szerokość...
- Zapewne nie ma szans na to, byś znów zasnął? – zadaję pytanie, z góry wiedząc, że retoryczne.
- Hyhyhyhyhyhyyyyyyyy! - mam wrażenie, że tym razem w tym śmiechu brzmi czysta szyderka...

Rafał Wieliczko

Redakcja poleca

REKLAMA