Wiadomo, że nie od razu chłopu się zaufa i pozwoli uczestniczyć w rozmowach ogólnych, więc początkowo się go izoluje, póki słowem lub dwoma, wtrąciwszy się do dyskusji, nie udowodni, że „się nadaje”. A przez ten czas spokojnie można usiąść i jednym okiem pilnując biegającego szkraba, drugim obserwować bardzo ciekawe zachowania...
Dzieci, jak to dzieci, rozwrzeszczana zbieranina, której wszędzie pełno, a to przy huśtawkach, a to wokół drabinek, to znów ze zjeżdżalni na tyłku lub brzuchu, tudzież w piaskownicy z łopatką, grabkami, wiaderkiem, foremkami, czy zwykłymi łapkami, co tylko jest w stanie zgarnąć piasek i go sypnąć w dal... Niepisane prawo placu zabaw mówi, że bawimy się wszyscy wszystkim, co akurat zdążymy dorwać przed innym dzieckiem. Podobnie jest ze wszelkiego rodzaju przekąskami – paluszki, chipsy, ciastka, chrupki, kiełbaski i inne – istotne jest, że gdzieś można coś przegryźć, przy czym „czyjeś” zawsze smakuje lepiej niż „własne”, choćby było takie samo.
Rodzic o tym wie, jest na to przygotowany i gotów zareagować w każdej sytuacji – czy to sprawiedliwie rozdzielając zabawki, wytłumaczyć dzieciom, kto, kiedy, czym i w jakiej kolejności się będzie bawił, poczęstuje jedzonkiem, rozłoży nawet na ławeczce czy wózku i szerokim gestem zaprosi stadko do korzystania z dobrodziejstwa łakoci. W przypływie zrozumienia dla ciężkiego trudu rodzicielskiego nawet przez chwilę rzuci okiem na cudze dziecko i przypilnuje, powędruje za nim, przyprowadzi, gdy ucieka, ogólnie – częstokroć znane sobie dziecko potraktuje przyjaźnie, niemal jak własne...
A co robią dziadkowie (bez względu na płeć)??? Z przykrością muszę stwierdzić, że osoby starsze, przebywające z wnukami na placu zabaw są skoncentrowane tylko i wyłącznie na swoich podopiecznych, uważając je za pępek świata i jedyne warte uwagi oraz wszelkich dobrodziejstw dziecko w obrębie całej najbliższej galaktyki. Objawia się to jednak często w dość upierdliwy dla otoczenia sposób. Taki dziadek na przykład w przypadku walki o zabawkę mówi tonem nie znoszącym sprzeciwu do opiekuna: „proszę zabrać stąd dziecko, niech nie wyrywa naszej zabawki, bo wnuczek nie lubi jak mu się zabiera jego rzeczy!” Tym samym jednak tonem wypowiada uwagę w sytuacji odwrotnej, gdy to jego maluch wyrywa zabaweczkę innemu dziecku, brzmi ona jednak następująco: „ależ proszę pozwolić na wzięcie tej zabawki, przecież jej nie zniszczymy, dziecko chce się tylko pobawić!”
Babcia, częstująca swojego wnusia ciasteczkami w kształcie zwierząt, wznosząc oczy do nieba rzuca w powietrze: „czy te dzieci nie mogłyby się najeść w domu, a nie od obcych ludzi jak jakie głodomory biorą?”, po czym gwałtownie zmienia front, widząc jak jej podopieczny drepcze do kolejnej „cioci” po paluszki: „moje maleństwo poszło poczęstować się paluszkami? Tak je lubi, proszę spojrzeć, jaki uroczy i jak ładnie prosi!”
Mama huśtająca córeczkę powie dziecku stojącemu obok: „za chwilkę zejdziemy i ty się pohuśtasz”. Babcia podejdzie do huśtawek i stwierdzi, patrząc gdzieś ponad ramieniem matki: „proszę zabrać swoje dziecko, bo chcę wnuczka posadzić, jesteśmy tu już od godziny i dziecko jeszcze się nie huśtało”. Dziwnym trafem zawsze tego wymagają, gdy huśtawki są zajęte, a siedzą na ławeczkach i gapią się na wrony, gdy obydwie stoją puste i dzieciaki ganiają gdzie indziej.
Babcie i dziadkowie z reguły też są bardziej nadopiekuńczy, bywa, że do przesady. Dla przykładu jedynie, kilka wypowiedzi pochodzących bezpośrednio od starszych ludzi bytujących na placu zabaw z wnusiami:
„Marysiu, ale nie chodź sama, babcia cię zaraz podtrzyma” - do 14-miesięcznej dziewczynki, która pewnie i prosto biegła sobie przed siebie.
„Franiu, nie wchodź do tej piaskownicy, tu pewnie kupy kotów leżą, poza tym dziwnie piasek pachnie” - w sytuacji, gdzie grupka dzieci w liczbie co najmniej siedmiorga siedzi i bawi się radośnie, a dookoła stoją rodzice, którzy takie ozdobniki w piasku na pewno by zauważyli.
„Wie pani, ja mojej Ani to nie pozwalam na zdejmowanie rękawiczek nawet w lecie, tyle tych zarazków dookoła, a ona mogłaby sobie coś do buzi z rączek przenieść” - do siedzącej obok drugiej babci.
I tak w kółko, przykładów można by mnożyć w nieskończoność, wnioskować o hipokryzji starszych ludzi i niekoniecznie właściwym podejściu do życia lub dziecka, gdyby nie to, że pewna starsza pani, widząc, iż pozwalam dziecku jeść bez ograniczeń kolorowe chrupki z torebki „od cioci”, opowiadam o pożeranych łapczywie przez syna nieobieranych ogórkach kiszonych i nic nie robię sobie z tego, że właśnie leci kilkadziesiąt metrów dalej na ziemię, śmiejąc się wraz z innymi i otrzepując rączki, stwierdziła zgorszonym tonem:
„Pan to się na ojca z pewnością nie nadaje!”
Rafał Wieliczko