– Ta data, pierwszy stycznia, to taki symbol. Myślę, że akurat wtedy energia w świecie sprzyja, że się o tym mówi. Koniec roku to też naturalne zamknięcie cyklu, więc otwieramy się na coś nowego. Jest w nas chęć na nowe. Ale w moim odczuciu to wszystko za mało, jeśli nie jesteśmy gotowi na zmianę. Wtedy ani pierwszy stycznia, ani pierwszy września nie będzie dobry, by coś zmienić.
Jak zacząć?
– Tak książkowo, z podręcznika dla trenerów, którzy wspierają ludzi w zmianach…
…bo postanowienie noworoczne to rodzaj zmiany w życiu, tak?
– Właśnie. Żeby zmiana zaistniała, potrzebne są trzy czynniki. Po pierwsze, trzeba mieć cel. Musi być naprawdę ważny. To powinno być coś, czego bardzo pragniemy. Jeśli mamy tylko pomysł, np.: chciałabym mieszkać w Hiszpanii, bo tam morze jest ładne i widoki, to za mało, by udało się go zrealizować. Cel musi być ważny, to coś, bez czego trudno sobie wyobrazić fajne życie. Niektórzy pragną np. mieć swoją kawalerkę i są skłonni wiele dla tego zrobić. Albo ktoś chce rzucić palenie czy zmienić dietę z powodu choroby. Musimy mieć silną wewnętrzną potrzebę zmiany. Cel, który sobie wyznaczamy, coś konkretnego, musi być czymś, w co chcemy zainwestować czas, energię, postawić wszystko na głowie. Bo inaczej po co się męczyć? To pierwsza rzecz. Jak do tego nie dotrzemy, to jest mała szansa na zmianę.
Jak znaleźć to, co jest naprawdę ważne? Żeby wytrwać dłużej niż miesiąc.
– Trzeba sobie przede wszystkim zadać pytanie: dlaczego to jest ważne? Dlaczego chcę to zrobić? Tam jest odpowiedź. W czym mi to ma pomóc? Jaka głębsza wartość się za tym kryje?
OK. Mamy już ważny cel i jesteśmy gotowi poświęcić dla niego wiele.
– Teraz drugi warunek. Cel powinien być w ramach naszych możliwości. Musi nas motywować, oznaczać lepsze życie, nową jakość, ale też być realistyczny, czyli możliwy do osiągnięcia. Na przykład lot na Księżyc w tym roku dla przeciętnego człowieka jest mało realistyczny. Ale jeśli ktoś jest młodym naukowcem i biznesmenem, a chciałby do końca swojego życia polecieć na Księżyc, to jeśli będzie studiował i zdobywał granty, to kto wie? Wydaje się to możliwe, w ciągu 20–30 lat, dla osoby, która potrafi się w tym odnaleźć, wie, co robić. Chodzi o to, by nie wyznaczać sobie celu nieosiągalnego. I lepiej nie sześć naraz, zwłaszcza jeśli do tej pory nie dotrzymywało się postanowień.
A trzeci warunek?
– Trzeba zastanowić się, jak sprawdzać, czy cel jest osiągany, czy się do niego przybliżamy. Na przykład student, który chce polecieć na Księżyc, musi rozłożyć cel na etapy, np. zdobywanie stypendiów, sponsora i sprawdzać co jakiś czas (2–4 lata), na ile jego 30-letni cel się przybliża. Inne cele, np. zmiana mieszkania, też można rozłożyć na mniejsze: najpierw zmiana pracy czy zdobycie większych pieniędzy przez mądre ich inwestowanie. Można też zacząć od małego mieszkania, a potem zamienić je na większe.
Czyli najpierw główny cel, który warto rozłożyć na małe kroki.
– To na pewno. Ale ten duży cel musi być być wartością, motorem do życia. Jeśli on nie jest zakorzeniony w nas, to nie ma znaczenia, czy jest duży, czy mały, i tak nam się go nie będzie chciało realizować. Zwłaszcza te osoby, którym postanowienia słabo wychodzą, powinny wyznaczać sobie jak najmniejsze cele. Żeby każdego dnia (czy tygodnia) mogły zobaczyć, czy im się udało, czy nie. A gdy małą rzecz uda się na stałe wprowadzić w życie, możemy dołożyć kolejne. Następne cele, gdy jeden nie jest jeszcze osiągnięty, to jest tylko pogrążanie się. Gwóźdź do trumny.
Jak sprawdzać, czy udaje się nam osiągać cel?
– To sprawdzanie, monitorowanie jest ważne. Na przykład w przypadku zrzucania kilogramów, najlepiej codziennie sprawdzać, czy dziś przestrzegałam diety. Bo gdy sprawdza się każdego dnia, to nawet jeśli jednego się nie uda, to widać, że było 26 dni, w których się udało, więc potem łatwiej wrócić do diety. Bo dołki i górki będą, ale zawsze jest coś, co się udało.
Jak zrobić dobry plan?
– Nie ma jednego sposobu, który zadziała u każdego. Można spisać na kartce, jak teraz wygląda nasze życie i jak byśmy chciały, by wyglądało za jakiś czas, co chcemy zmienić. Potem zadajmy sobie pytanie, co możemy zrobić, w małych krokach, by się do tego przybliżyć. Np. chcę poprawić swoją komunikację z ludźmi, bo często mi mówią, że mnie nie rozumieją albo że jestem agresywna. To jest cel na rok, dwa lub dłużej. Co teraz mogę zrobić? Pójść na konsultację, na trening asertywności lub interpersonalny i usłyszeć informację od fachowca, w jaki sposób się komunikuję. Potem mogę pracować nad swoimi przekonaniami, dlaczego np. nie odmawiam, skoro tak naprawdę nie chcę zrobić tego, o co ktoś mnie prosi. Bo za tym coś się kryje. Można też ćwiczyć odmawianie.
To wygląda jak rozgałęziające się drzewo...
– Taki plan to jest proces, który składa się z mniejszych etapów: diagnozy, gdzie jesteśmy, wizji, gdzie chcemy być, i małych kroków, za pomocą których chcemy osiągnąć cel. A gdy już mamy mniejsze kroki, to dobrze jest znów ocenić, które z nich mogę zrobić tu i teraz, które mnie przybliżą do dużego celu. I wybrać ten najbardziej realny, który zrobię pierwszy. Jeśli decyduję się na warsztat asertywności, muszę zajrzeć do internetu, poszukać kursu, zadzwonić, zapisać się, pójść. Znów rozkładamy wszystko na mniejsze kroki. Potem trzeba się zastanowić (sprawdzić), czy to mi coś dało. Np. wiem, że nie przejdę na dietę 1000 kcal, bo to dla mnie za trudne, ale mogę np. jeść dziennie jeden superzdrowy zbożowy posiłek, bo on poprawia przemianę materii. Albo wysiadać z tramwaju dwa przystanki wcześniej i iść pieszo. To wydaje się realne, prostsze niż dieta 1000 kcal. To są małe kroki, ale gdy je zrobimy, zaczynają działać. Nie dość, że czujemy się lepiej, to mamy też do siebie więcej zaufania, że możemy zmiany kreować. A jeśli sobie wyznaczymy za duży cel, to go nie zrealizujemy. Tak bywa z postanowieniami noworocznymi – nie realizujemy ich, m.in. właśnie dlatego, że są nieadekwatne do tego, co możemy.
Może skuteczniejsze jest podjęcie postanowienia razem z koleżanką?
– Wsparcie bliskiej osoby przydaje się najbardziej na trzecim etapie, czyli podczas sprawdzania, czy się posuwamy do przodu. To pomaga podtrzymać ducha zmiany. Tak działają też grupy wsparcia. Gdy ktoś już wyznaczy sobie cel, to spotkania w grupie podtrzymują motywację. Ale grupa służy też czasem temu, by nazwać cele. Jestem przekonana, że ludzie często ich nie osiągają, bo nie potrafią nazwać tego, co jest dla nich ważne. Jeśli np. bez wracania do domu o siedemnastej da się żyć, to po co się męczyć. A gdyby tak uświadomić sobie, że chodzi o relacje w rodzinie lub o zdrowie czy samopoczucie, czas dla siebie. Więc jeśli dotrzemy do tego, dlaczego coś jest ważne, to albo znajdziemy na to inny sposób niż wracanie o siedemnastej, albo stanie się to proste. Bo ta siedemnasta czemuś służy i wiemy czemu.
Kto może nas wspierać?
– Może nim być każda grupa: towarzyska, rodzinna. Przyjaźni ludzie, którzy nam kibicują, z którymi możemy porozmawiać i wiemy, że nas nie wyśmieją, nie będą oceniać, ale okażą zrozumienie i empatię. Spytają, jak idzie, co działa, co nie. Fajnie jest też, jak dwie osoby mają swoje cele i wzajemnie się dopingują. Profesjonalna grupa wsparcia działa jeszcze silniej, bo jest więcej osób, które mają dla siebie czas i uwagę. Poza tym są to ludzie w podobnej życiowej sytuacji, którzy też chcą zmian, z czymś się borykają. Jest klimat zmian i wspierania się. Każdy bierze z grupy tyle, ile ma siły, ale ona podtrzymuje naszą świadomość, co chcemy zrobić.
A może niektórym udaje się, bo są gotowi do zmiany? Czy jest coś takiego jak dojrzałość do zmiany?
– Na pewno. Dla mnie polega ona na tym, że ktoś tak naprawdę, tak głęboko sobie uświadamia, co i dlaczego jest dla niego naprawdę ważne. Bo jak ktoś inny to mówi, a ja nie czuję tego w sobie, to nie mam motywacji. Dojrzałość to jest też zaufanie do siebie, że da się radę. Z jednej strony, że tego chcę, z drugiej, że potrafię.
Cel w trakcie osiągania może się zmienić, prawda?
– Tak. Bywa, że gdy się już osiągniemy mały cel, to coś się zmienia. Gdy wejdzie się na pierwsze piętro, świat wygląda inaczej, z drugiego jeszcze inaczej, a z trzeciego zupełnie odmiennie. Gdy się człowiek rozejrzy z tego piętra, może się okazać, że pierwotny duży cel stanie się mniej aktualny. Bo jest się już inną osobą. Coś się pokonało, świat się zmienił.
I ten pierwotny cel może okazać się..
– …już nie taki ważny. Może się przewartościować, mieć inne kolory, akcenty, co wiele zmienia. Dlatego tak ważne jest monitorowanie, czy osiąga się dokładnie to, o co chodzi. Trzeba reagować na bieżąco.
Zatem zmiany warto robić, ale niekoniecznie od Nowego Roku. Można od poniedziałku.
– Czy choćby od jutra, żeby nie zwlekać. A Nowy Rok jest takim samym dobrym czasem jak każdy inny. Jeśli nas motywuje, to niech to będzie 1 stycznia. Warto zadbać, aby wybrać sprawy, które są naprawdę ważne, realizować je małymi krokami, mieć wsparcie i plan B, na wypadek gdyby powinęła się noga. Żeby nie wypaść z toru na zawsze, tylko na niego wrócić.
Na pytania odpowiadała: Lucyna Wieczorek-Tutak, trenerka umiejętności psychospołecznych i interpersonalnych, współzałożycielka Dojrzewalni Róż, gdzie prowadzi grupy wsparcia i rozwoju „Kobiety w wewnętrznej podróży”.
Jak wytrwać w noworocznych postanowieniach? Porozmawiaj na mamacafe.pl