Cudowną nianię mam

Jest jak członek rodziny, przyszywana ciocia lub babcia. Troskliwa, czuła, pomocna. Taką nianię znaleźć niełatwo. Przekonały się o tym nasze bohaterki.
/ 09.05.2007 11:56
Jeszcze w szpitalu, zaraz po porodzie, Ewa prosiła zaprzyjaźnioną pielęgniarkę o pomoc w szukaniu niani. Niby miała jeszcze całe pięć miesięcy do powrotu do pracy, ale wiedziała, że znalezienie opiekunki nie jest łatwe. Gdy dostała wiadomość, że świetna niania już niedługo sprowadzi się do Warszawy, postanowiła na nią cierpliwie poczekać.
I dobrze zrobiła, bo pani Janina od razu jej się spodobała. "Ujęła mnie swoim ciepłem i tym, że na spotkanie przyszła z wnuczką. I z zaangażowaniem mówiła ośdziewczynce, którą opiekowała się wcześniej" – opowiada Ewa – Poczułam, że mogę powierzyć jej moją córeczkę.


Dziś dwuipółletnia Honoratka traktuje panią Janinę jak przyszywaną babcię. – Nie mamy problemów z porannymi rozstaniami – mówi Ewa. Już o siódmej rano Honoratka siada u babci Jasi na kolanach. – Dostaję buziaka na pożegnanie – uśmiecha się Ewa. A niania z Honoratką planują, dokąd pójdą dziś na spacer.

Zaufać intuicji
Mniej szczęścia miała Beata. Na poszukiwania miała trzy miesiące. Pierwsza niania bez uprzedzenia wyjechała za granicę. Został jej wtedy miesiąc do powrotu do pracy. Wspólnie z mężem rozwiesili ogłoszenia na okolicznych przystankach autobusowych. Odpowiedziało dwanaście pań. – Były różne – śmieje się Beata. – Jedna oglądała widoki z balkonu, inna mówiła tylko o zapłacie, a w ogóle nie zainteresowała się dzieckiem. A kolejna po prostu nieładnie pachniała.
Trzynasta (nomen omen) była pani Hania. Spodobała się i Beacie, i Mikołajowi. Od razu wyciągnął do niej rączki. Referencje nie były potrzebne, Beata zaufała intuicji. – Ciocia Hania przytulała małego, dużo o niego pytała. Czułam, że jest w porządku. Przez kilka dni jednak sprawdzałam, jaki ma kontakt z Mikołajem – opowiada Beata. Teraz, gdy chłopczyk ma ponad dwa latka, spędzają ze sobą niemal całe dnie – od rana do późnego popołudnia.

Las zamiast spalin
Już w ciąży Olga planowała, że gdy wróci do pracy, córeczka pójdzie do żłobka znajdującego się tuż obok firmy, w, której pracuje. Ale nie było miejsc i nie zanosiło się na to, by jakieś miało się zwolnić. – Gdy się zastanowiłam, doszłam do wniosku, że po co wozić dziecko do miasta, gdy mieszkamy na wsi, tuż pod lasem – opowiada.
Zaczęła więc szukać niani w Internecie, dała też ogłoszenie w gazecie – bez skutku. A czas naglił. Zupełnie przypadkiem podczas wizyty w przychodni pediatra powiedziała jej o pani Gieni. – Nie potrzebowałam już żadnych innych referencji – mówi Olga. – Gdy pojechaliśmy do pani Gieni, ta powitała nas otoczona swoimi wnukami. Była bezpośrednia, otwarta, biło z niej ciepło. Otacza nim teraz również siedmiomiesięczną dziś Julkę, której z miłością pokazuje świat.

Niania, nie gospodyni
Beata, Ewa i Olga chciały, by niania była tylko nianią. Nie zamierzały obarczać jej dodatkowymi obowiązkami, bo opieka nad dzieckiem bywa wyczerpująca. – Ale pani Hania i tak z własnej inicjatywy gotuje i prasuje Mikołajowi – mówi Beata.
Ewa pamięta, że poprosiła panią Janinę, by opiekowała się Honoratką, kochała ją i wychowywała. Nic więcej nie chciała. Ale niania najpierw zaczęła gotować obiady dla małej, twierdząc, że domowe są lepsze niż ze słoiczka, a potem także dla nich. Mówi, że obiad gotuje się sam. Olga śmieje się: – Julcia jest spokojna, więc pani Gienia, którą energia rozpiera, zaskakuje nas domowymi porządkami.

Opieka i wychowanie
Ale niania nie tylko karmi, przewija, bawi, ale też wychowuje. – Gdy trzeba, pani Janina strofuje Honoratkę. Nie pozwala wejść sobie na głowę. Wymaga czasem więcej niż ja – mówi Ewa. – A mała pięknie się przy niej rozwija – dodaje.
– Ciocia Hania jest konsekwentna, ale jej stanowczość nie budzi protestów synka. A moja owszem. Jak ona to robi?! – śmieje się Beata. – Uczę się od niej spokoju. Nie denerwuje się na małego. Mówi: To dziecko, po co mam się złościć.
Julcia jest rozpieszczana przez nianię. Pani Gienia uwielbia nosić ją na rękach, śpiewać kołysanki. Razem podziwiają świat za oknem. Niania mówi, że Julka to najgrzeczniejsze dziecko pod słońcem.

Kawałek rodziny
Niania może być po prostu panią, która pilnuje dziecka. Ale wtedy nikomu nie jest dobrze – ani rodzicom, ani dziecku. Nasze bohaterki traktują swoje nianie jak część rodziny. Przyznają, że na początku, zostawiając maluchy z nianiami, wychodziły z domu z duszą na ramieniu. Przecież ich dzieci zostawały pod opieką obcych kobiet. Teraz są to ciocie i babcia, którym ufa się bezgranicznie i pamięta o ich imieninach, o świętach.
Czy są między nimi konflikty? Ich spojrzenia mogą się przecież różnić. Ale tu dużo zależy od charakterów. Olga, Beata i Ewa przyznają, że wielu rzeczy nie wiedzą. A że ich rodziny mieszkają daleko, często korzystają z doświadczenia niań. – Pani Janina delikatnie sugeruje. Ale nie komentuje, gdy zrobię inaczej – mówi Ewa. Pani Hania też jest taktowną osobą. – Gdy mi coś radzi, robi to tak, że tego nie zauważam – opowiada Beata.
– Jesteśmy szczęśliwi, że mamy panią Hanię – mówi Beata. A Ewa dodaje: – Chcemy, by Honoratka miała kontakt z panią Janiną, gdy pójdzie do przedszkola. Cieszę się też, kiedy zabiera małą do swojego domu pełnego dzieci. Olga jeszcze nie wie, czy wyśle Julcię do przedszkola. – Może aż do zerówki będzie z nianią? No bo kto inny tak odpowiedzialnie zajmie się moją córeczką – uśmiecha się.
Choć wszystkie trzy nie mogą się nachwalić swoich niań, wiedzą jedno: nikt nie zastąpi mamy. Więc każdą chwilę starają się spędzać ze swoimi pociechami.

Mówią o sobie:

Eugenia Andziak, niania siedmiomiesięcznej Julki, córki Olgi Bołdok-Banasikowskiej
Nianią zostałam z konieczności, ale mam do tego przygotowanie. Trzydzieści lat temu, gdy moja mama prowadziła Koło Gospodyń Wiejskich, skończyłam kurs wychowawców przedszkolnych.
A z dziećmi miałam kontakt przez całe życie. Wychowałam swoje, pomagam też rodzinie. I jednakowo kocham własne wnuczęta i maluchy, którymi się opiekuję. Dla mnie zajmowanie się dzieckiem nie jest trudne. Każde można odpowiednio podejść, kształtować. Ale i tak najważniejsza jest miłość do nich.

Hanna Pawlicka, niania dwuletniego Mikołaja, synka Beaty Stadryniak-Saracyn
Nianią jestem od dziesięciu lat. Kiedy podejmowałam się opieki nad pierwszym dzieckiem, miałam wiele obaw, mimo że wychowałam swoje dziecko i pomagałam przy dzieciach sióstr. Czytałam książki i gazety o wychowaniu. Wiem, że do każdego malca trzeba mieć indywidualne podejście, bo każdy jest inny. Podobnie jest z rodzicami – mają różne oczekiwania. Dla mnie najtrudniejsze jest to, że biorę pełną odpowiedzialność za dziecko, które powierzyli mi rodzice.

Janina Nowicka, niania dwuipółletniej Honoratki, córeczki Ewy Drygały
Od pięciu lat opiekuję się dziećmi, a wcześniej zajmowałam się pięciorgiem wnucząt. Pracowałam też z osobami starszymi i kiedy zaproponowano mi bycie nianią półrocznego malucha, nie chciałam się zgodzić. Myślałam, że sobie nie poradzę, że wszystko zapomniałam. Ale gdy tylko zobaczyłam maleństwo, od razu się zgodziłam.Podejmując się opieki nad dzieckiem, zajmuję się nim jak swoim. To ma dobre i złe strony. Kocham jak swoje, ale potem, gdy malec idzie do przedszkola, trudno mi się z nim rozstać.

Tekst: Agnieszka Trojan
Zdjęcia: Krzysztof Jabłonowski