Będąc mamą - nie zapominaj o sobie!

"Trudno jest pamiętać o sobie, gdy życie toczy się między dziecinnym pokojem, kuchnią i kilkoma uliczkami, po których spacerujesz z wózkiem. Macierzyństwo to twoja ważna, a pewnie nawet najważniejsza życiowa rola, ale nie oznacza to wcale, że musisz zredukować siebie jedynie do tego wymiaru...
/ 21.03.2012 06:50

„Trudno jest pamiętać o sobie, gdy życie toczy się między dziecinnym pokojem, kuchnią i kilkoma uliczkami, po których spacerujesz z wózkiem. Macierzyństwo to twoja ważna, a pewnie nawet najważniejsza życiowa rola, ale nie oznacza to wcale, że musisz zredukować siebie jedynie do tego wymiaru.- pisze Kasia Cichopek w swoim poradniku „Sexy Mama”

Będąc mamą - nie zapominaj o sobie!

Może teraz mały test? Przyjrzyj się trzem scenkom i pomyśl, czy któraś z nich mówi o tobie.

Scena pierwsza: Starasz się zdrowo odżywiać, ale przynajmniej raz w tygodniu zdarza ci się wieczór słodkiego szaleństwa. Po prostu nie umiesz się powstrzymać. Potem obiecujesz sobie, że już nigdy więcej. Aż do następnego razu...

Scena druga: Planujesz, że następnego dnia wstaniesz wcześniej, żeby nadrobić zaległości. Ale gdy budzik w telefonie zaczyna dzwonić, przypominasz sobie o funkcji drzemki. Przestawiasz budzik na coraz późniejszą godzinę, aż w końcu, zła na samą siebie, wstajesz o tej samej porze co zwykle.

Scena trzecia: Ćwiczysz przez dwa tygodnie, ale waga ani drgnie. Tracisz wiarę, że to może coś pomóc i przestajesz opłacać karnet na siłownię.

Poznajesz w tym siebie? Jeśli tak, to prawdopodobnie masz kłopoty z konsekwencją w dążenia do celu. Chcesz być bardziej skuteczna? Oto mój sposób.

Zrób to dla siebie. Czujesz, że musisz odzyskać formę – bo co powiedzą koleżanki, bo mąż tego oczekuje, bo bratowa już wyszczuplała? Czy raczej chcesz to zrobić sama dla siebie? Różnica na pierwszy rzut oka jest subtelna, ale uwaga: diabeł tkwi w szczegółach. Jeśli masz poczucie, że coś musisz, czegoś nie wolno, coś powinnaś, to podchodzisz do tego z niechęcią, a to nie może skończyć się niczym innym, jak tylko porażką. Spróbuj zmienić sposób myślenia – to rada, którą często powtarzają psychologowie na warsztatach z motywacji.

Bądź realistką. Nie planuj, że w ciągu miesiąca zrzucisz dziesięć kilogramów albo wypracujesz płaski brzuch. To się nie może udać. Zaplanuj coś, co jest możliwe i dołóż starań, aby ci się powiodło. Nie obiecuj sobie, że zaczniesz „od poniedziałku”, ale zacznij dziś. Dzięki temu w poniedziałek będziesz już trochę bliżej celu.

Przygotuj się na trudności. Bez nich się nie obejdzie. Uświadom to sobie, zanim jeszcze przystąpisz do działania. Chcesz wrócić do dawnej figury? Zatem pamiętaj, że to wiąże się ze zmianą diety. Chcesz mieć lepszą kondycję? Zrozum, że to się nie uda bez regularnych ćwiczeń. Taki rachunek zysków i strat pomoże ci uświadomić sobie, o czym marzysz i uodporni cię na trudności, które pojawią się po drodze.

Nie utrudniaj sobie. Tak, tak – często ty sama jesteś swoim największym wrogiem. Psychologowie mówią nawet o zjawisku samo utrudniania albo po prostu o rzucaniu sobie kłód pod nogi. Chodzi o to, że kiedy boisz się wyzwania, często w ogóle go nie podejmujesz. Jakiś przykład? Zamiast uczyć się do trudnego egzaminu, bierzesz się za sprzątanie. Albo rezygnujesz z udziału w ambitnym projekcie, bo „przecież jest dziecko”. Nawet jeśli oblejesz egzamin lub na kolejne lata utkniesz na stanowisku, które już od dawna nie odpowiada twoim możliwościom, przynajmniej masz na to wytłumaczenie. Czasem łatwiej jest powiedzieć, że to okoliczności znów były niesprzyjające, niż zaryzykować, że może się nie udać. Trudno jest uwierzyć w to, że same sabotujemy własny sukces, ale wiedząc, że tak może być, łatwiej tego unikniesz.

Tak – brak odpowiednich butów to poważna przeszkoda w rozpoczęciu ćwiczeń, ale to może być też świetna wymówka. Gdy zdasz sobie sprawę, że w ten sposób – być może – próbujesz uniknąć rozpoczęcia ćwiczeń, buty na pewno się znajdą.

Powieś to na lodówce

Wystarczy, że kilka razy dziennie rzucisz okiem na jedno z tych haseł, a szybko poczujesz się lepiej sama ze sobą.

  • Szczęśliwa mama = szczęśliwe dziecko
  • Moje potrzeby też są ważne
  • Nikt nie jest doskonały
  • Jestem wartościowa
  • Mam wielki potencjał
  • Lubię siebie
  • W rodzinie wszyscy są tak samo ważni

Oswój swój stres

Młoda mama, choć teoretycznie powinna być spokojna i szczęśliwa, w rzeczywistości ma mnóstwo powodów do stresu. Poród, opieka nad dzieckiem, zmęczenie, kłopoty z formą – to wszystko wywołuje olbrzymie napięcie. Nie unikniesz go, ale możesz oswoić. Taki oswojony stres nie paraliżuje, lecz pobudza do działania. Szkodliwy robi się dopiero wtedy, kiedy trwa zbyt długo albo gdy spadnie znienacka i stanie się zbyt silny. A wtedy... sama wiesz – gwałtownie chudniesz albo bardzo tyjesz. A to i tak niewiele w porównaniu z chorobami układu krążenia, depresją czy zaburzeniami psychicznymi, które grożą osobom żyjącym w permanentnym napięciu.

Uodpornij się na ten negatywny stres. Sposób już znasz – ruch. Powie ci to każdy lekarz: regularny wysiłek fizyczny koi nerwy, bo gdy ćwiczysz, biegasz lub pływasz, w twoim organizmie produkowane są endorfiny czyli hormony, które wywołują poczucie szczęścia, a zahamowane zostaje wydzielanie hormonu stresu – kortyzolu. A czego lepiej nie robić? To pewnie też wiesz – nie zajadaj zmartwień. Owszem, czekolada dobrze wpływa na nastrój, ale jej działanie na dłuższą metę ma same minusy (jedyny „plus” zauważysz na wadze – plus kilka kilogramów). Postaraj się za to, aby w twojej diecie znalazły się wartościowe węglowodany (znajdziesz je np. w pełnoziarnistym pieczywie), a także magnez i witamina B. Te składniki pozytywnie wpływają na system nerwowy, uspokajają i łagodzą napięcie.

Każde zadanie, jakie sobie stawiam, dzielę na mniejsze części. Dzięki temu po zakończeniu kolejnych etapów czuję ogromną satysfakcję, a to motywuje mnie do dalszego działania.

Moje sposoby na relaks

Słucham muzyki. Zazwyczaj ulubionych płyt albo tanecznych standardów. A wtedy zawsze nachodzi mnie ochota do tańca. Marcin powtarza nawet, że gdy jestem zdenerwowana, tańczę najlepiej. Ćwiczę wdechy i wydechy. Siadam po turecku z wyprostowanymi plecami i skupiam się na oddechu. Już po chwili czuję, że mam głowę wolną od ponurych myśli.

Myślę o swoim ciele. Tej sztuczki nauczyłam się od znajomej psycholożki, która prowadzi warsztaty rozwijające dla kobiet. Kładę się na dywanie, rozluźniam ciało i skupiam się: najpierw na palcach stóp, kostkach, łydkach, kolanach itd., aż do czubka głowy. Im wolniej wykonuje się to ćwiczenie, tym bardziej odpręża.

Bawię się z Adasiem. Zapach włosków mojego synka, jego delikatny dotyk i ten zabawny uśmieszek zawsze działają na mnie bardzo pozytywnie. Przytulamy się, turlamy po dywanie, głaszczmy się nawzajem po twarzy...

Ćwiczę. Kiedy jestem zestresowana, moje mięśnie robią się napięte i czasem bolą. Wtedy wystarczy 20 minut intensywnego treningu, żeby wszystko wróciło do normy. I najczęściej, kiedy już uda mi się ochłonąć, dochodzę do wniosku, że nie miałam powodów do zmartwienia.

Sprzątam. Ścieranie podłogi i układanie ubrań na półkach działa na mnie uspokajająco. Lubię domowe zajęcia – sexy mama może być świetną kurą domową

Płaczę. Naprawdę! Nic tak nie łagodzi napięcia jak kwadrans solidnego chlipania. Mam oczy na mokrym miejscu: płaczę, kiedy mam powód i kiedy go nie mam.

Czy jesteś narażona na stres?

Zaznacz zdania, które dobrze cię opisują.

  • Rzadko śpię. Mniej niż siedem godzin na dobę.
  • Często jem w pośpiechu.
  • Wypijam trzy albo więcej kubków kawy dziennie.
  • Nie mam czasu na swoje przyjemności.
  • Już dawno nie rozmawiałam ze swoją najlepszą przyjaciółką.
  • Kiedy czuję złość, staram się tego nie pokazywać.
  • Tłumię w sobie negatywne uczucia.
  • Czuję się wykorzystywana przez resztę rodziny.
  • Martwię się o pieniądze.
  • Mam kłopoty ze zdrowiem (np. nadwagę).

Jeśli zakreśliłaś przynajmniej dwa z powyższych punktów, zadbaj o siebie. Zacznij od odpoczynku.

7 oznak stresu

  • bóle brzucha, kłopoty z trawieniem
  • problemy z zasypianiem
  • napięcie mięśni (bóle pleców, barków albo łydek)
  • nadmierna nerwowość
  • poczucie ciągłego pośpiechu
  • kłótliwość
  • uczucie niepokoju albo paniki

Proś o pomoc najbliższych

Żeby wrócić do dawnej formy i dobrego samopoczucia, potrzebujesz czegoś więcej, niż tylko motywacji i właściwej samooceny. Konieczne jest jeszcze wsparcie otoczenia. Być może twój partner sądzi, że jesteś niezastąpiona w opiece nad dzieckiem. Zachęć go do lepszego poznania swojego potomka, nie krytykuj sposobu kąpania czy przewijania. Kiedy młody tata nawiąże bliższą znajomość z maluchem, ty zyskasz więcej czasu dla siebie. Same korzyści!

Wyobraź sobie, że koleżanka, którą spotykasz pierwszy raz od czasu matury, wita cię słowami: „Świetnie wyglądasz, jak na młodą mamę”, po czym dodaje: „Po ciąży ciało zawsze jest inne”, a na koniec pociesza cię: „Przy małym dziecku człowiek nie ma czasu o siebie zadbać”. Na pierwszy rzut oka – niby wszystko w porządku. Potrzebujesz takiej wyrozumiałości zwłaszcza w pierwszych tygodniach, a nawet miesiącach po porodzie, kiedy naprawdę „ciało wygląda inaczej”. Ale pamiętaj, że już po pewnym czasie takie „wsparcie” fantastycznie usprawiedliwia nadmiar kilogramów, niedbały ubiór i ogólny brak troski o siebie, a to wcale nie mobilizuje do zmiany.

Zapanuj nad czasem

„Jak ty to robisz: praca, synek, ćwiczenia... Skąd masz na to wszystko czas?” – nie ma konferencji prasowej, na której nie padłoby pytanie o mój codzienny rozkład zajęć. Dla mnie nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Od dzieciństwa postępowałam według zasady: jeżeli brakuje ci czasu, dodaj sobie kolejne zajęcie. Paradoks? Nie do końca. Gdy jest dużo do zrobienia, trzeba się dobrze zorganizować. Znacznie lepiej, niż gdy do zrobienia jest mało. Przestają cię wtedy rozpraszać drobnostki: picie kawy, chodzenie po sklepach czy przeglądanie przeczytanej już dawno gazety. Oto cały sekret. Szanuję swój czas i staram się wykorzystać go jak najlepiej. Pamiętam, że tuż po porodzie próbowałam robić tysiąc rzeczy na raz: czytać, oglądać telewizję, rozmawiać z mężem, nadrabiać zaległości z pracy... Po kilku tygodniach takiej gonitwy spostrzegłam, że w ten sposób wywołuję tylko chaos. Dlatego teraz robię wszystko po kolei. Kiedy na przykład uczę się roli, biorę się za to wieczorem, gdy Adaś już śpi. Wyłączam telefon, zamykam drzwi do pokoju i skupiam się tylko na scenariuszu. Dzięki temu wystarczy, że raz go przeczytam, a już mogę powtórzyć całość z pamięci.

Nigdzie nie ruszam się bez kalendarza – zapisuję w nim właściwie wszystko. Dzięki codziennym „listom kontrolnym” nigdy nie zapominam o zaplanowanym spotkaniu i tylko rzadko o zapłaceniu rachunków. Tworząc grafik na kolejny dzień, zostawiam sobie dwie albo trzy godziny na nieprzewidziane sytuacje: korek na drodze, nadprogramową pobudkę Adasia albo niespodzianki na planie telewizyjnym. Dzięki temu nigdy się nie śpieszę i nigdy się nie spóźniam.

Gdybyś nie miała czasu na zastosowanie rad z tego rozdziału, weź sobie do serca tylko tę jedną: słuchaj własnej intuicji. Ty wiesz najlepiej, czego potrzeba tobie i twojemu dziecku.

Redakcja poleca

REKLAMA