Obrazek pierwszy
Pewnego dnia Paula wraca z przedszkola z płaczem. Wstydliwa sprawa. Zdarzył jej się głośny „bączek”, a pani zapytała, kto to zrobił. Gdy się przyznała, dzieci zaczęły się śmiać. To z pozoru niewinne wydarzenie zmieniło nie do poznania moją zakochaną dotąd w przedszkolu dziewczynkę. Zamyka się w łazience, bo boi się, że znów jej się „to” przydarzy. Przez całą drogę do przedszkola zalewa się łzami, a przy rozstaniu pani wręcz odrywa ją ode mnie.
Nie pomagają tłumaczenia i rady. Nie pomaga wymyślona „magiczna tabletka” do likwidowania bąbelków w brzuszku. Próbuję inaczej – opowiadam Pauli o dzieciach, które miały podobne problemy, i widzę, że trochę ją to pociesza. Nareszcie. Piszę więc dla niej opowiadanie o Ani, która kiedyś puściła w przedszkolu głośnego „bączka”, a pani niemądrze zapytała „Kto to zrobił”. Ania bardzo się wstydzi i nie chce więcej chodzić do przedszkola. Aż wreszcie spotyka wróżkę. Wróżka zdradza pewne magiczne słowa, które mogą pomóc dziewczynce w trudnych sytuacjach. Ania, choć nie przychodzi jej to łatwo, próbuje stosować te czary i... udaje jej się poradzić sobie ze wstydem. Moja córeczka słucha tych opowiadań z przejęciem. Pewnego dnia, w drodze do przedszkola, prosi, by znów opowiedzieć jej o Ani. „Wiesz, mamusiu, może i ja zrobię tak, jak radziła ta wróżka” – wyznaje i po raz pierwszy od wielu dni rozstajemy się bez płaczu.
Obrazek drugi
Sonia zaczęła chodzić. Wędruje sama po domu, zagląda we wszystkie kąty, szybko ucieka, gdy udaję, że ją gonię. Podchodzi do szafki z ubraniami, wyjmuje swoją kurtkę i pokazuje paluszkiem na drzwi. „Chcesz iść na dwór?” – pytam, a ona cieszy się, że „wytłumaczyła”, o co jej chodzi. W podobny sposób tłumaczy, że chce się huśtać, chce pić albo chce, by włączyć muzykę. Słysząc skoczne rytmy, zaczyna śmiesznie kręcić się w kółeczko. A wtedy przybiega Paula, bo ona też uwielbia skakać przy muzyce. Odkąd Sonia zaczęła chodzić, możemy tańczyć wszyscy razem. A ile przy tym radości. Gdy bawimy się w „Kółko graniaste”, aż dostaje czkawki ze śmiechu.
Ostatnio Sonia wymyśla różne zabawy. Buduje małe wieże z klocków, kopie piłkę, prowadzi lalę w wózeczku i układa ją do snu, nucąc „aaa...”. Obie dziewczynki uwielbiają tor przeszkód, który robimy w korytarzu. On nigdy się nie nudzi. Na podłodze kładę wielką poduchę z kanapy, dalej stawiam mały stolik, mur z kręgli, ślizgawkę ze starej jedwabnej sukienki. Mierzymy czas, głośno dopingując. Wieczorem po kąpieli dziewczyny jeszcze szaleją na wielkim materacu. Skaczą, turlają się, oglądają książeczki aż wreszcie... zasypiają. Przyznaję, że pół nocy przesypiam z nimi – Sonia usypia przy cycusiu. Próbuję ją od tego odzwyczaić, ale z mizernym skutkiem.
Obrazek trzeci
– Mamo, zadzwoń do Patrycji, żeby do mnie przyszła – Paula całymi dniami zadręcza mnie tym samym. Daję jej telefon, pokazuję, jak wybrać numer. Patrycja nie przyjdzie. Znów marudzenie: „Zadzwoń do Weroniki, Julki...”.
Na dworze brzydko i mokro, więc dzieci w domu się nudzą. – Może zrobimy razem książkę o tobie – proponuję Pauli. Pomysł jej się podoba, ale Sonia nie daje nam wiele zdziałać. Pcha się na ręce, gniecie kartki, rozsypuje flamastry. Dopiero płatki kukurydziane dają nam trochę spokoju. Będę miała mnóstwo sprzątania, ale trudno.
Pierwsza strona – zdjęcie mojego starszaka i słowa: „Paula to ktoś wyjątkowy...”, potem rozdział o przyjaciołach – moja córeczka rysuje ich portrety. Jest też część pt. „Co już potrafię”. Będziemy tam wpisywać nowe umiejętności, z których jest dumna. I jeszcze koszulka na „kupony za wysiłek” – po zdobyciu dziesięciu można je wymienić na wizytę w sali zabaw ze zjeżdżalniami i piłeczkami. Paula bardzo się stara. Rano bez problemów sama się ubiera, wieczorem sprząta zabawki. Naprawdę jest z siebie zadowolona. Ogląda „swoją” książkę i czuje się ważna. To świetny sposób nie tylko na pozytywną dyscyplinę, ale i budowanie u dziecka poczucia wartości.
Tymczasem Sonia znudziła się rozrzucaniem płatków. Łapię za odkurzacz, ale Mała już wspina się po moich nogach. „Mamo, zadzwoń do Patrycji” – słyszę znowu. Dzieci, dajcie mi święty spokój!
Obrazek czwarty
Upiekę dla Soni tort na urodziny, biszkopt z galaretką. Gdy tylko wyjęłam przepis, dziewczyny jakby to wyczuły.
– Mamo zabierz Sonię – woła Paula. Czytam jednym okiem: „pięć jajek”.
– Mamo, ona nie daje mi rysować! – słyszę. Wbijam jajka, wycieram ręce, idę po Małą. Sadzam ją w kuchni na dywaniku i daję do zabawy garnki. Dobrze, jajka i co dalej? Szklanka cukru. Nagle płacz. Sonia włożyła paluszek między garnek a pokrywkę. Wycieram ręce, przytulam Małą.
– Mamo, pić! – teraz Paula. – Nalej sobie, kochanie – udaję spokój. Wkładam Sonię do kojca, próbując ignorować jej sprzeciw. Wracam do ciasta. Jeszcze raz czytam przepis. No nie! Wymieszałam jajka z cukrem, a trzeba było najpierw ubić pianę. Zaglądam do lodówki – nie ma więcej jajek. Świetnie! Nie będzie ciasta. Pierwsze urodziny Soni spędzamy więc w pizzerii. Pizza jest pyszna, na cienkim cieście. Zjadamy dwie. Nawet Sonia gryzie chrupiące brzegi. Jest fajnie! Kto powiedział, że musi być tort?
Marta Fidecka