Jak znaleźć idealną nianię

kobieta, dziecko, niemowlę
Pod opieką niani zostawiamy nieraz bardzo małe i zupełnie bezbronne dzieci. Dlatego wybór opiekunki dla bobasa musi być naprawdę przemyślany. Jak znaleźć ideał?
/ 03.06.2009 14:32
kobieta, dziecko, niemowlę
Która z nas nie słyszała historii o nianiach, które podają dzieciom środki uspokajające, aby szybciej zasnęły, albo o tych, które biją pozostawione pod ich opieką maluchy?

Nie wiem, czy te opowieści są prawdziwe, ale mogę powiedzieć jedno: nie ułatwiają one powrotu do pracy. Być może pod ich wpływem, w każdej kandydatce na nianię dla mojej córki dopatrywałam się wad nie do zaakceptowania: a to upodobanie do papierosów, a to skłonność do ostrego karcenia półrocznego bobasa, a to niechęć do mycia rąk... Tę właściwą nianię znalazłam po pół roku. Nie było łatwo, ale warto pokaprysić, aby potem móc wychodzić do pracy ze spokojnym sercem. O tym, czym kierować się podczas wyboru niani, opowiadają doświadczone mamy.

Przyjęłam kuzynkę
Na początku byłam pewna, że szybko znajdę opiekunkę dla Majki. Ale po każdej rozmowie z kolejną kandydatką rosła moja desperacja. Wiedziałam, kogo szukam. Energicznej dziewczyny, najlepiej studentki, która miała rodzeństwo. I nie chodziło mi o to, aby umiała przewijać – tego łatwo się nauczyć, ale raczej o to, żeby wiedziała, w co się pakuje. Zamieściłam ogłoszenie na www.niania.pl i rozdzwonił się mój telefon. Najpierw odrzuciłam pielęgniarki: takie, które przez lata pracowały na dziecięcych oddziałach (one często poszukują pracy niani). Wydaje mi się, że te panie przez lata spędzone w szpitalach mogły, chcąc nie chcąc, przyzwyczaić się do płaczu dzieci. Umiem to zrozumieć, ale wolałam, żeby moim jedynym i wyjątkowym maleństwem opiekował się ktoś, dla kogo płacz dziecka nie jest normą. Umówiłam się z kilkoma kandydatkami, ale żadna z nich nie była tą właściwą. Jedna opowiedziała mi z dumą, że kiedyś tak utemperowała „rozwydrzonego” dwulatka, że potem chodził jak w zegarku. Od razu odrzuciłam jej kandydaturę. Owszem, zasady i konsekwencja jak najbardziej, ale temperować to wolę kredki, a nie małe dziecko! Z innej zrezygnowałam z bardzo pragmatycznego powodu: nie byłam pewna, czy chce się opiekować moim dzieckiem, czy… moim mężem :) Zbliżał się dzień mojego powrotu do pracy, a ja nadal nie wiedziałam, z kim zostawię Majkę. Pomógł mi przypadek. Pewnego dnia zadzwoniła teściowa i powiedziała, że kuzynka mojego męża właśnie szuka pracy jako niania. Zdecydowałam się od razu. Choć jej nigdy wcześniej nie widziałam, to byłam przekonana, że ktoś z rodziny, nawet tej dalszej, świadomie nie skrzywdzi Majki (przecież nie mogłaby się na święta w rodzinie pokazać!). Oczywiście trochę się bałam, ale zaufałam naszej kuzynce. No i na szczęście nie pomyliłam się. Majka ma ukochaną ciocię, a ja – spokój w pracy.
Agnieszka Gruszczyńska, mama rocznej Majki

Patrzyłam na szczegóły
Znajoma powiedziała mi, że dobrą nianię poznaje się po wygodnych butach i dużej torbie. I rzeczywiście – szczegóły mogą dużo powiedzieć. Ukradkiem obserwowałam więc, czy kandydatka na naszą nianię zdejmuje buty (przecież raczkujące niemowlę zjada paprochy z dywanu), czy myje ręce po przyjściu, czy zanim weźmie dziecko na kolana, najpierw upewni się, że ono się jej nie przestraszy. Ważny był też dla mnie wygląd. Długie paznokcie i po trzy pierścionki na każdym palcu na pewno utrudniają pracę z dzieckiem. Nie zwracałam zbytniej uwagi na referencje, bo w prosty sposób można poprosić nawet kogoś z rodziny o ich wystawienie. Za to pytałam np. o to, jak wygląda jej dzień z dzieckiem albo – z innej beczki – czy wie, od jakiej temperatury podaje się dziecku coś przeciwgorączkowego. W końcu nianią Igora została nasza sąsiadka, cudowna, ciepła osoba. Synek nawet na wakacjach za nią tęskni! Dziś wiem, że warto poczekać na sprawdzoną nianię, nawet przedłużając sobie urlop wychowawczy. I jeszcze jedno: zanim zatrudniłam opiekunkę, porozmawiałam z nią o jej obowiązkach, o sposobie płacenia: za godzinę czy miesiąc i o wysokości pensji podczas urlopu. Dzięki temu uniknęłyśmy nieporozumień.
Monika Modro-Bacińska, mama trzyletniego Igora

Tylko z referencjami
Chyba nie umiałabym zaufać niani z ogłoszenia. Dlatego szukałam przede wszystkim takiej, którą może polecić mi ktoś ze znajomych. Panie z ogłoszenia zwykle nie miały referencji, więc nie mogłam sprawdzić tego, czy mówią prawdę. Na przykład jedna z pań, po godzinie opowiadania o swoich umiejętnościach, powiedziała mi, że nie poda mi numeru telefonu do poprzedniej pracodawczyni. A ja nie umiałam zostawić dziecka z kimś, o kim nie wiedziałabym nic, oprócz tego, co sam mi powiedział. Zrezygnowałam więc z szukania przez ogłoszenie i rozpuściłam wici wśród znajomych. Pytałam nawet moją fryzjerkę! Naszą opiekunkę poleciła mi koleżanka. Dzięki temu, że była to sprawdzona osoba, wiedziałam, że mogę jej zaufać. W końcu mama, u której kiedyś pracowała nasza niania, to najlepsze źródło informacji! Już pierwszego dnia Piotrek i jego opiekunka przypadli sobie do serca. Mój synek od razu poszedł do niej na ręce. Wydaje mi się, że warto podczas wyboru niani zwracać uwagę na reakcje dziecka. One nie dadzą się oszukać.
Katarzyna Szymkowiak, mama pięcioletniego Piotrka

Zaufałam intuicji
Uważnie obserwowałam kandydatki na nianie, notowałam ich odpowiedzi na moje pytania... W końcu znalazłam tę idealną. Prawie idealną. Okazało się, że jedyna niania, która mi odpowiada, ma... 18 lat. Kiedy wahałam się, czy warto zatrudnić kogoś tak młodego, teściowa poleciła mi znajomą – rzekomo specjalistkę od dzieci. Uwierzyłam tej opinii i... niebawem przekonałam się, że ktoś z polecenia nie zawsze jest godny zaufania. Najpierw dowiedziałam się od sąsiadek, że moja niania, mimo wcześniejszych deklaracji, pali papierosy – wtedy zrozumiałam, dlaczego Leon na spacerze chce się bawić niedopałkami! Zauważyłam też coś bardziej niepokojącego: Leoś zaczął nas bić po rękach. Jeszcze z moich studiów na psychologii pamiętałam, że często tak robią dzieci, którym też ktoś daje po łapkach. To była kropla, która przelała czarę. Przypomniałam więc sobie o wcześniejszej kandydatce – tej osiemnastolatce. I to było to! Nowa niania np. siedzi z Leosiem w piaskownicy, nie tak jak ta poprzednia – na ławce pięć metrów dalej. Leon zaś rano czeka na nią pod drzwiami. Dzieci nie umieją udawać. On naprawdę dobrze się czuje ze swoją nianią.
Edyta Siłuch, mama dwuletniego Leosia

Redakcja poleca

REKLAMA