Pobawmy się w zgadywanie. Ona jest drobną, ciemnooką brunetką o kręconych włosach. On – postawnym blondynem o niebieskich oczach i czuprynie sztywnej jak szczotka ryżowa. Jakie będą ich dzieci?
Prof. n. med. Ewa Bartnik: Możliwości jest mnóstwo. Dzieci tej pary mogą być jasno- albo ciemnowłose, niebiesko- lub brązowookie. Mogą mieć loki, ale mogą ich nie mieć. Mogą być postawne jak ojciec, filigranowe jak matka albo mieć jeszcze inną sylwetkę. W dodatku każde kolejne dziecko może być zupełnie inne: pierwsze podobne do mamy, drugie do taty (albo odwrotnie) i tak dalej. Mogą również być niepodobne do żadnego z rodziców (a na przykład do dziadka) lub niepodobne do nikogo.
Podobno gen brązowych oczu jest dominujący, więc chociaż oczy powinny mieć po mamie...
To prawda, że gen brązowych oczu jest silniejszy niż gen oczu niebieskich, ale to nie jest takie proste. Jest jeszcze inny, który powoduje, że oczy stają się zielone. Nie wiemy, skąd się biorą szare. Tak naprawdę w ogóle niewiele na ten temat wiadomo. Wiemy jedynie, że gdzieś na chromosomie piętnastym, na którym jest gen sprawiający, że tęczówki stają się brązowe, jest również ten od ciemnych włosów, stąd ludzie ciemnoocy mają na ogół ciemne włosy. Jedyne geny, które znamy dobrze, które mamy w ręku, to te związane z rudością. Większość rudowłosych osób ma w jednym z genów dwie mutacje, które powodują, że ich skóra produkuje dużo jasnego barwnika, a mało lub wcale ciemnego. Odcieni rudości są jednak dziesiątki: włosy mogą by marchewkowe, kasztanowe, ryże – tych subtelności nie potrafimy na razie wyjaśnić.
Czasem rudowłose dziecko pojawia się w rodzinie brunetów czy blondynów znienacka. Skąd się bierze?
Rude włosy są cechą recesywną (tzn. gen rudych włosów nie jest dominujący), więc oboje rodzice musieli dostarczyć malcowi gen z mutacją. To jednak nie oznacza, że i u nich musiał się on ujawnić. Mógł być uśpiony od pokoleń. Podobnie jest z albinizmem. Od czasu do czasu rodzi się dziecko o śnieżnobiałej skórze i białych jak mleko włosach, choć nikt w rodzinie tak nie wygląda.
Skoro wszyscy dziedziczymy połowę genów od matki, a połowę od ojca, to dlaczego czasem dzieci są podobne do któregoś z rodziców, a czasem nie?
Poza tym, że nasz wygląd jest uwarunkowany genetycznie (o czym świadczy podobieństwo bliźniąt jednojajowych mających sto procent identycznych genów), niewiele na ten temat wiadomo. Niektóre cechy przekazują się z pokolenia na pokolenie bardzo wyraźnie, wystarczy spojrzeć na długie, charakterystyczne brody nieszczęsnych Habsburgów (inna sprawa, że rody królewskie nie są najlepszym przykładem, bo ich członkowie często łączyli się w pary we własnym gronie). Wiadomo także, że o wyglądzie decyduje bardzo wiele genów naraz, ale ich nie znamy. I nie jestem pewna, czy szybko poznamy, bo intensywnie bada się geny związane z chorobami – cukrzycą, nadciśnieniem itd. Badanie tych, które warunkują wygląd, jest na pewno interesujące, ale nigdy nie będzie priorytetem badawczym. Wracając do sprawy, z obserwacji wynika, że z podobieństwem w rodzinie jest bardzo różnie. Czasem dziecko nie jest podobne do nikogo. Czasem ma coś z mamy i coś z taty. Czasem jest bardzo podobne do któregoś z rodziców (albo do babci, wujka, cioci). To podobieństwo bywa niekiedy naprawdę uderzające. Pewien mój znajomy ma syna, który w wieku kilkunastu lat wyglądał jak jego klon.
Dlaczego dziecko, które jest kopią jednego z rodziców, może z czasem przestać być do niego podobne?
Jest taka teoria (niekoniecznie prawdziwa, ale bardzo mi się podoba), że małe dzieci są często podobne do ojców, bo to dla nich jest bardzo korzystne.
… bo ojciec ma pewność, że dziecko jest jego?
Tak. I w związku z tym bardziej się do niego przywiązuje i lepiej o nie dba. Potem to podobieństwo nie jest już takie ważne.
Czy w momencie zapłodnienia wszystkie cechy wyglądu człowieka – kolor oczu, włosów, kształt nosa, uszu – są już postanowione? Klamka zapadła, koniec, kropka, nic się nie zmieni?
W dużym stopniu tak. Z drugiej jednak strony na niektóre cechy, np. wzrost, wpływają nie tylko geny. Chodziłam do szkoły z bliźniętami jednojajowymi. Chłopcy byli do siebie bardzo podobni (jak to bliźnięta), z tym że jeden był o głowę niższy od brata. Stało się tak prawdopodobnie dlatego, że jeszcze przed narodzinami był niedożywiony. Wzrost zależy także od wyżywienia po narodzinach. To, że młodzież robi się coraz wyższa, nie wynika przecież z tego, że zmieniają się nam geny, ale dlatego, że poprawiają się warunki życia.
Czyli odpowiednio karmiąc dziecko, dbając o witaminy itd., możemy zagwarantować mu wzrost koszykarza?
Nie, bez przesady. Mądrze i zdrowo karmiąc dziecko, możemy sprawić jednak, że do maksimum wykorzysta swój genetyczny potencjał, ale go nie przeskoczy. Jeśli sami nie jesteśmy wysocy, to nasze dziecko prawdopodobnie także nie będzie, choć pewnie nas przerośnie. Geny to nie tylko potencjał, ale i pułap naszych możliwości. Warto jednak pamiętać, że nie wiemy, jaki jest ten pułap, bo poprzednie pokolenia mogły nie wykorzystać w pełni swoich możliwości. A nawet na pewno ich nie wykorzystały. Jeśli nawet dziś, mimo dostępu do opieki medycznej, witamin itd., tyle przyszłych matek ma niedobory żelaza, to dawniej, gdy kobiety były w ciąży niemal na okrągło, musiało być pod tym względem dużo gorzej, prawda?
Co jeszcze zależy od nas, a nie tylko od genów?
Na przykład tusza i masa mięśniowa.
Rozumiem, że ostateczna waga nie jest zapisana w genach. Ale skłonność do tycia – chyba tak?
Skłonność do tycia może i tak, ale to złożony problem. No bo jak to jest: dziedziczymy geny otyłości czy zamiłowanie do smażonych kartofli? I jak to rozdzielić? Według jednej z teorii są ludzie, którzy mają „oszczędny genotyp”, co oznacza, że tyją z byle powodu. Potwierdza to na przykład populacja Indian Pima w Arizonie, którzy bardzo często chorują na cukrzycę. Wygląda na to, że ostre okresy głodu wyselekcjonowały osoby, które dawały sobie radę, mając do dyspozycji bardzo niewiele kalorii. W normalnych warunkach, gdy jedzenia jest pod dostatkiem, takie osoby tyją o wiele bardziej niż inne, co, jak wiemy, sprzyja cukrzycy typu II. Ja bym jednak nie demonizowała wpływu genów na tuszę. Okazuje się na przykład, że posiadanie grubych przyjaciół znacząco zwiększa nasze szanse na dodatkowe kilogramy. Dzieje się tak nawet, jeśli ci przyjaciele mieszkają w innym mieście, a wiec nie jemy z nimi co wieczór pizzy. Dlaczego? Ba!
A co z mięśniami?
Bardzo wiele zależy od nas. Nawet jeśli dziecko nie jest urodzonym sportowcem, może być bardzo sprawne, jeśli tylko pozwolimy mu raczkować po dywanie, zamiast trzymać je w kojcu, potem zapiszemy na basen itd. Naprawdę wiele zależy także od samego dziecka, jego wytrwałości, zainteresowań.
A więc jakie będzie nowo narodzone dziecko?
Czas pokaże. Tyle mogę spokojnie powiedzieć.
O rany, to też geny?
Geny mają wpływ (lub mogą go mieć w jakimś stopniu) na wiele różnych cech. Oto kilka z nich:
• Seksapil. Seksowni tatusiowie mają seksownych synów. Tak jest w każdym razie wśród owadów. Brytyjscy naukowcy, którzy zgłębiali ten problem, uważają jednak, że atrakcyjność seksualna jest dziedziczna w całym królestwie zwierząt. A co z ludźmi?
• Szczodrość. Naukowcy z Jerozolimy zbadali ponad 200 osób. Najbardziej hojne były te, które miały pewną określoną odmianę jednego z genów.
• Odporność na niewyspanie. Wariant genu regulującego zegar biologiczny odpowiada za szczególny brak odporności niektórych osób na niewyspanie – ustalili Brytyjczycy. U takich osób zarwanie nocy powoduje, że ich zdolności umysłowe spadają na łeb na szyję – o wiele bardziej niż u pozostałych.
• Upodobania kulinarne. Fakt, że niektórzy z nas wolą schabowe od warzyw z wody, może zależeć od genów. Naukowcy z Bostonu przebadali tysiąc osób. Okazało się, że większość miłośników tłustego jedzenia miała tę samą odmianę jednego z genów.
• Nieśmiałość. Dzieci, które posiadają krótszy wariant genu regulującego pracę mózgu, mają większe predyspozycje do przesadnej nieśmiałości – zaobserwowali badacze z USA. Jednak wsparcie rodziców może wiele zmienić.
• Przedsiębiorczość. Okazuje się, że nie tylko wychowanie decyduje o tym, że ktoś zostaje przedsiębiorcą. Naukowcy z Londynu doszli do takich wniosków po tym, jak zbadali bliźnięta jedno- i dwujajowe. Doszli do wniosku, że geny mogą wpływać na te cechy osobowości i na te zdolności, które ułatwiają prowadzenie własnej firmy.
Talent po tacie, charakter po mamie
Czy w genach – poza kolorem oczu czy wzrostem – przekazywane są także uzdolnienia, inteligencja, temperament lub, powiedzmy, umiejętność bycia duszą towarzystwa albo skłonność do ryzykownych zachowań?
W jakimś stopniu tak, ale nie jest to takie proste – mówi prof. dr hab. Włodzimierz Oniszczenko z Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. – Bliźnięta jednojajowe są do siebie podobne także pod względem temperamentu czy uzdolnień, ale nie identyczne, choć przecież mają identyczny zestaw genów. Badania pokazują, że wszelkie różnice między ludźmi to wynik zarówno wpływu genów, jak i środowiska (w tym doświadczeń każdego człowieka). To nie jest tak, że w spadku po przodkach dostajemy konkretną cechę czy właściwość. Tak naprawdę dziedziczymy jakąś predyspozycję do rozwoju jakiejś cechy. To, czy i w jaki sposób odziedziczona cecha się rozwinie, zależy od wpływu środowiska, naszych doświadczeń i tego, co sami zechcemy z nią zrobić – wyjaśnia profesor. – Możemy na przykład mieć wrodzony talent do sportu czy języków, ale nie osiągniemy sukcesu, jeśli nie zrobimy nic w tym kierunku, bo nie mamy takiej możliwości albo po prostu nam się nie chce. Nie ma co się czarować: bardzo inteligentni czy muzykalni rodzice maja większą szansę na uzdolnione dziecko niż przeciętni (inna sprawa, czy dziecko wykorzysta swój potencjał, jeśli go otrzyma). Ale jest szansa, że w przeciętnej rodzinie przyjdzie na świat geniusz. Może się zdarzyć, że korzystny splot okoliczności (dobre środowisko, mistrz spotkany po drodze itd.) sprawi, że ujawni się coś, co w mniejszym nasileniu, rozproszone, tkwiło w genach rodziny. Dziecku trzeba więc stwarzać różne szanse, okazje, żeby się rozwijało. Jednak nie można przy tym zapominać, że niczego nie da się zrobić na siłę. Nie da się na przykład zmienić temperamentu.
Konsultacje: prof. Ewa Bartnik, zajmuje się m.in. badaniem genów wywołujących niektóre choroby, oraz prof. Włodzimierz Oniszczenko psycholog, pracuje na Uniwersytecie Warszawskim