W zamierzchłych czasach, gdy w średniowiecznej Anglii panował król Jan Bez Ziemi, w borach nie opodal miasta Londyn żył hardy rozbójnik imieniem Robin Hood. Doprawdy, nie było na świecie tak znakomitego łucznika jak on, ani nigdzie indziej nie podobna spotkać tak prześmiesznej kompanii jak jego krzepcy towarzysze, którzy wraz z nim chyżo hasali po leśnych ostępach.
Ubrani w stroje z jasnozielonego sukna najwyższego gatunku, żyli sobie wesoło w kniei, bez trosk i niedostatku, nurzając się w odmętach zieloności i wygrzewając w promieniach pomarańczowo-złotego słońca. Na co dzień zabawiali się urządzaniem popołudniowych turniejów łuczniczych albo szermierczych pojedynków na tęgie kije. Odżywiali się smażoną w żarze ognisk królewską dziczyzną, obficie popijaną świeżo warzonym musującym piwem, przywożonym w sczerniałych beczułkach spoza granic hrabstwa.
Sam Robin Hood był niegdyś szlachcicem. Za czasów hojnego i dobrego króla Ryszarda Lwie Serce miała miejsce wyprawa krzyżowa do Ziemi Świętej. Za królem na wojnę pojechało wielu rycerzy, również Robin. Saraceni porwali jednak króla w jednej z bitew żądając okupu. Rozbity pułk Robina wrócił do Anglii. To, co zastał w domu było dla niego wstrząsem. Pod nieobecność króla Ryszarda koronę przejął jego młodszy brat Jan. Wprowadził niesprawiedliwe, krzywdzące biednych chłopów prawo, przy okazji konfiskując ziemię rycerzy, którzy pojechali na wojnę. Robin został skazany na wygnanie.
W przeciągu roku pod nadzwyczaj rozłożystym dębem w puszczańskiej głuszy zgromadziła się ponad stu czterdziestoosobowa kompania ludzi skazanych na banicję. Wnet poprzysięgli, że pospołu z przywódcą będą grabić ciemiężców i krwiopijców, czyli opatów, baronów i wielmożów, każdemu odbierając to, co wymusił na biedakach przez niesprawiedliwe podatki, dzierżawy albo krzywe grzywny. Z kolei zarzekli się, iż ubogim zawsze pospieszą z pomocą i zwrócą im bezprawnie skonfiskowane ziemie. Ponadto przysięgli, że w żadnym razie nie skrzywdzą dziecka ani niewiasty. Za kryjówkę obrali sobie wielki las nieopodal stolicy państwa. Było to dobre schronienie, ponieważ powiadano od wieków, że w lesie straszy.
Zbójnicy organizowali różnorakie zasadzki na niespodziewających się niczego królewskich służących. Pokonawszy straż, ograbiali powozy i tragarzy z wszelkich kosztowności. Kradli skrzynie pełne złota i drogiej biżuterii, niedostępne dla zwykłych ludzi artykuły spożywcze, oraz trunki takie jak miód pitny czy wino. Zabierali ze sobą również szybkie rumaki i oręż pokonanych. Zawsze przydawały im się łuki i strzały, ale nie pogardzali też mieczami, czy halabardami.
Robin i wszyscy jego wyjęci spod prawa kamraci, trzymali się z dala ludzkich siedzib, nie chcąc narażać się dyszącym nieprzepartą rządzą zemsty strażników praworządności. Chwaccy kmiecie i zażywni mieszczanie kochali jednakże zbójców, gdyż, kto bądź w potrzebie zwrócił się do nich o pomoc, nie odchodził nigdy z pustymi rękami. Wesoła hałastra Robina złożona była z najróżniejszych osobistości. Byli podobni mu wygnani rycerze i szlachcice, mieszanie, którzy chcieli przeżyć w swym życiu jakąś przygodę, różnego rodzaju drobni przestępcy, chłopi, którzy mięli dość nędznego żywota i pragnęli wyrwać się spod królewskiego jarzma, a nawet pulchny mnich, który wierząc w boską opatrzność, w kryzysowych sytuacjach przyłączał się do bójek o skarby.
A zatem, kiedy ludzie spostrzegli, że nie grozi im z ich strony żadna krzywda, że pieniędzmi lub żywnością wspomagają w potrzebie niejedną zubożałą rodzinę, wówczas zaczęli wysławiać Robin Hooda i opowiadać mnóstwo historii o jego czynach, gdyż czuli, że jest im nie tylko bohaterem, ale również bratem.