Romantyzm
Przykładem postawy narzeczonej w stosunku do przyszłego małżonka była Lotta, bohaterka Cierpień młodego Wertera JOHANNA W. GOETHE’GO. Poznawszy Wertera, uprzedziła, że jest „prawie” zaręczona z mężczyzną o imieniu Albert. Kiedy powrócił z podróży w interesach, nie pocałowała go nawet uważając, że to nie przystoi. Od czasu przybycia narzeczonego trzymała Wertera na bezpieczny dystans, nie pozwalając mu na najmniejszą nawet poufałość. Spędzała większość czasu w towarzystwie narzeczonego. Nie wiadomo, czy go kochała, ale postępowała wobec niego uczciwie.
Literatura pozytywizmu
Lalka
Izabela Łęcka
Izabela Łęcka, bohaterka Lalki BOLESŁAWA PRUSA zdecydowała się poślubić Stanisława Wokulskiego pod wpływem perswazji krewnych i znajomych i własnych egoistycznych kalkulacji. Wszyscy wkoło zachwycali się panem Stanisławem, więc pomyślała, że warto mieć takiego męża, którym mogłaby rządzić. Zastrzegła jednak sobie, że „utrzymam wszystkie moje dotychczasowe stosunki”, na co Wokulski zgodził się bez szemrania. Nie obawiała się ze strony narzeczonego scen zazdrości, „A jego bezgraniczna ufność, nawet zrzeczenie się wszelkiej osobistości doprawdy rozbrajają mnie... I kto wie, czy to jedno nie przywiąże mnie do niego”. Prezesowa Zasławska jednak wyraziła opinię, że „Bela wcale nie rozumie Wokulskiego. Zdaje mi się, że z nim igra, a z nim igrać nie można. I zdaje mi się, że oceni go za późno”. Rzadko narzeczonego widywała, ponieważ mało czasu spędzała w domu, a gdy już ją szczęśliwie zastał, „rozmawiali że sobą krótko i o rzeczach obojętnych, gdyż panna Izabela nawet i wówczas albo wybierała się gdzieś, albo u siebie przyjmowała wizyty”. Zaręczyny nie zmieniły jej stylu bycia. Przyjmowała od adoratorów bukiety, niezobowiązująco flirtowała. Szastalski rozpowiadał wszędzie, że z jej powodu popełni samobójstwo i panna Izabela zyskała przez to przydomek okrutnej. Narzeczony natomiast musiał spełniać wszystkie jej zachcianki. Zażądała, by Wokulski poznał ją ze sławnym skrzypkiem Molinarim. Potem słuchała jego gry tak roznamiętniona, że pan Stanisław zdumiał się. Kiedy wirtuoza jej przedstawiono, zapomniała nawet o obecności narzeczonego i nie zauważyła, kiedy wyszedł zdenerwowany. Zachowanie Łęckiej nie podobało się towarzystwu.
Ochocki zauważył, że „Dawniej uważałem ją za wyjątkową, dziś wydaje mi się pospolitą, dawniej wzniosła, dziś jest płaska”. Molinari jednak był chyba w stosunku do panny zbyt obcesowy, ponieważ niespodziewanie opuściła go, czymś wzburzona. Poinformowana, że Wokulski niespodziewanie wyszedł, stwierdziła niezadowolona, że „ani myślę wyrzekać się dla Wokulskiego moich sympatii i upodobań. Małżeństwo nie jest więzieniem, a ja mniej niż kto inny nadaję się na więźnia”. Na uwagę Wąsowskiej, że dla kaprysu nie wolno drażnić uczuć Wokulskiego, stwierdziła zmieszana, że jeszcze nie jest z nim związana. Z Molinarim jednak pożegnała się chłodno, ponieważ spostrzegła, że w salonie zrobił niekorzystne wrażenie. Szybko też o nim zapomniała. Po tygodniu nawet zauważyła, że przez ten czas narzeczony nie złożył jej wizyty. Kiedy jednak pani Wąsowska wytłumaczyła Wokulskiemu, że Izabela w niczym nie zawiniła, pośpieszył do Łęckich. Panna „przyjęła go natychmiast, zarumieniona i zmieszana”. Podarował jej amulet – blaszkę lżejszą od powietrza, na dowód swej miłości. Nieoficjalne dotąd zaręczyny stały się faktem. Izabela stwierdziła, że „W każdym razie jest to idealny mąż: bogaty, nietuzinkowy, a nade wszystko człowiek gołębiego serca.
Nie tylko nie jest zazdrosny, ale nawet przeprasza za podejrzenia. To mnie ostatecznie rozbroiło... Prawdziwa miłość ma zawiązane oczy”. Wokulski widząc jej spojrzenia i tolerancję wobec umizgów adoratorów, doszedł do wniosku, że jego przyszła żona „Taką ma naturę (...) nie umie ani śmiać się, ani patrzeć inaczej. Jest jak kwiat albo jak słońce, które mimo woli uszczęśliwia wszystkich, dla wszystkich jest piękne”. Z radością wybrał się więc z Łęckimi w podróż do Krakowa. Starski przysiadł się do panny i zaczął cichą rozmowę po angielsku. Oboje nie wiedzieli, że siedzący nie opodal Wokulski rozumiał doskonale każde słowo. Pan Kazimierz i Izabela siedzieli bardzo blisko siebie, „oboje zarumienieni, choć rozmawiali tonem tak lekkim, jakby chodziło o rzeczy obojętne”. Panna twierdziła cicho, że martwi ją fakt zgubienia medalionu podarowanego jej przez narzeczonego i obawa, by się o tym nie dowiedział. Starski zaczął się do niej coraz bardziej przysuwać.
Kiedy zagroziła, że nie przyjmie go więcej w swoim domu, ironicznie obiecał, że nie przyjdzie, „dopóki sama mnie nie wezwiesz, jestem zaś pewny, że nastąpi to bardzo prędko. W tydzień znudzi cię ten ubóstwiający mąż i zapragniesz weselszego towarzystwa. Przypomnisz sobie łobuza kuzynka, który ani przez jedną chwilę w życiu nie był poważnym (...) I pożałujesz tego, który był zawsze gotów do uwielbiania cię”. Nie wzbraniała się, kiedy pod płaszczykiem ujął jej rączkę i stwierdził, że „Takiej jak ty kobiecie nie wystarczy powszedni chleb szacunku ani pierniczki uwielbień... Tobie niekiedy potrzeba szampana, ciebie musi ktoś odurzyć choćby cynizmem”. Wokulski przeżył szok. Wysiadł na stacji w Skierniewicach. Zaniepokojona panna przypatrywała mu się przez okno szeroko otwartymi oczyma. „W tej chwili spostrzegła w nim coś zupełnie nowego i – zainteresował ją. (...) W ciągu paru minut Wokulski bez powodu spotężniał w jej oczach, a Starski wydał się małym i zabawnym”. Ogarnęła ją jakaś niewytłumaczalna trwoga. Kiedy pożegnał ją słowami „Farewell, miss Iza, farewell”, rzuciła się na ławkę. To był koniec narzeczeństwa.
Ewelina Janocka
Narzeczoną barona Dalskiego była Ewelina Janocka, wnuczka prezesowej Zasławskiej. Zakochany starzec był pełen uwielbienia dla dziewczyny, z którą był „po słowie” od pięciu tygodni. Twierdził, że kiedy ją poznał, „wydała mi się zimna jak posąg i tylko zajęta strojami”. Dopiero po jakimś czasie przekonał się, „jakie tam skarby uczuć... Stroić się lubi jak każda kobieta, ale cóż tam za rozum!”. Ewelina zabroniła mu nawet ufarbować siwe skronie, ponieważ jej zdaniem prawdziwie pięknym może być tylko siwy mężczyzna. Nie zgodziła się też, by w intercyzie przedślubnej zapisał jej pięćdziesiąt tysięcy rubli, więc w tajemnicy spisał testament i będzie wszystko po nim dziedziczyć. Kiedy Dalski i Wokulski spotkali jadące powozami towarzystwo, po powitaniu z narzeczonym panna Ewelina podała lodowatą dłoń panu Stanisławowi. Spojrzał na jej smutną i pełną obaw twarz i pomyślał, że to „Szczególna narzeczona”. Kiedy potem spostrzegła, że Wokulski obserwuje ją „odpowiedziała mu pogardliwym wejrzeniem i nagle z bezbrzeżnego smutku przeszła do dziecinnej wesołości. Sama podała baronowi rękę do nowego pocałunku, a nawet niechcący potrąciła go nóżką”. Podczas śniadania rozmawiała tylko z Dalskim.
Babka, obserwując narzeczonych, stwierdziła, że Ewelina to dziwna dziewczyna i choć „niejedna panna jej zazdrości, a wszyscy mówią, że robi świetną partię”, ale nic jej w testamencie nie zapisze. Poza tym spostrzegawczy Wokulski zauważył, że panna nie kochała barona i wychodzi za niego najprawdopodobniej dla pieniędzy, a zainteresowana jest Starskim. Kiedy towarzystwo wybrało się na spacer, zostawszy chwilę tylko z Wokulskim, panna Ewelina tłumaczyła, że baron bardzo ją kocha i chociaż jest od niej o wiele starszy, to jednak postanowiła za niego wyjść. „Każda z nas szuka w życiu miłości, kto mi zaś zaręczy, że spotkam drugą, podobną do tej?... Są ludzie młodsi od niego, przystojniejsi, może nawet zdolniejsi; żaden z nich jednak nie powiedział mi z tak serdecznym zapałem, że ostatnie szczęście jego życia jest w moim ręku”. Nie mogła więc barona skrzywdzić i przyjęła oświadczyny. Wokulski pomyślał, że panna „przez litość wychodzi za barona i zapewne przez litość romansuje ze Starskim. (...) Ale panna oszukująca narzeczonego jest zupełnie nowym zjawiskiem”. Doszedł do wniosku, że „Wychodzi nieszczęśliwa bogato za mąż. A że jednocześnie serce odzywa się w niej, wielbiciel namawia ją, ażeby wyszła za mąż, i oboje sądzą, że pieszczota starego męża nie zepsuje im smaku, więc robią nowy wynalazek: zdradę przed ślubem, nie starając się nawet o patent”. To obopólne zainteresowanie zauważył w końcu nawet zaślepiony baron, ale winą obarczał raczej Starskiego. Ślub się jednak odbył.
Zobacz też : Lalka
Młoda Polska
W literaturze Młodej Polski tragiczna postać narzeczonej to Maria, bohaterka Warszawianki STANISŁAWA WYSPIAŃSKIEGO. Romantyczna panienka z polskiego dworku zaręczona była z młodym porucznikiem. Kiedy odjeżdżał w bój, podarowała mu swoją szarfę. Przyznawała, że „Pragnę dlań sławy; - lęk mnie przed Losem zdejmuje; / muzykę szczęścia oddala i zgłusza. / Niepokój cienie swe nade mną snuje”. Obawiała się o życie narzeczonego, Józefa Rudzkiego. Kiedy w rękach starego wiarusa ujrzała skrwawioną wstążkę, przeczuwała najgorsze. Nikt jej nie chciał jednak powiedzieć, że Józef przed godziną zginął. Zrozpaczona przepowiada klęskę powstania – „Tam się krwią narodu / ubroczy całe pole”. Maria oddała swe serce człowiekowi, który miał się odznaczyć, być pierwszym na polu bitwy, bohaterem. Kiedy jednak zginął, próbowała odgadnąć przyczyny klęski i znaleźć winnego jej tragedii. Przepowiadała, że wszyscy „zginiecie”, ale była teatralnie dramatyczna i sprawą dyskusyjną jest, czy cokolwiek poza śmiercią narzeczonego ją obchodziło. Demonstrowała swój ból w tym samym czasie, kiedy powstańcy ruszali w bój, rozpamiętując jedynie własne cierpienie.
XX Międzywojenne
W czasach XX-lecia międzywojennego portret niewiernej narzeczonej przedstawił STEFAN ŻEROMSKI w Przedwiośniu. Była nią Laura Kościeniecka, narzeczona Władysława Barwickiego. Była już wdową od dwóch lat, mieszkającą w Leńcu. Zaręczając się z Barwickim miała nadzieję, że pomoże on jej wyplątać się w jakiś sposób z procesów o spadek. Nie przeszkadzało to jej jednak nawiązać płomiennego romansu z Cezarym Baryką. Na balu dobroczynnym jednak nie dała po sobie nic poznać. Weszła na salę w towarzystwie narzeczonego i prawie bez przerwy była u jego boku. Kiedy ten krytykował taniec Baryki, „Narzeczona akceptowała w zupełności kąśliwe uwagi narzeczonego. Podzielała jego oburzenie. Gotowa była nawet protestować, boć jako inicjatorka i gospodyni tego pikniku...”. Nazwała nawet kochanka „chłystkiem”. Kiedy jednak Barwicki przyłapał Cezarego, gdy ten zakradł się do biblioteki w jej domu, w obawie przed skandalem wzięła stronę narzeczonego, wyrzucając Barykę za drzwi. Pozory zostały uratowane i wkrótce wyszła za pana Władysława za mąż.
Zobacz też : Stefan Żeromski - biografia
Granica
Kobietę zaręczoną przedstawiła też ZOFIA NAŁKOWSKA w Granicy. Narzeczeństwo Elżbiety Bieckiej z Zenonem Ziembiewiczem zaczęło się od momentu, kiedy po powrocie Zenona z Paryża postanowili być już zawsze razem. Wiedziała, że kocha Ziembiewicza. Kiedy więc musiał wyjechać, zawsze się smuciła. Wyjaśniał zawsze powody przymusowej rozłąki, „Ale rozległość pustki, którą stwarzała nieobecność, była groźna. Na myśl, że mógłby nie przyjść jeszcze dziś, Elżbieta uczuwała pod żebrami ból dojmujący i nagły, ból będący strachem”. W samotności postanawiała, że będzie „dobra”, rozpamiętywała ostatnie spotkanie, pocałunki. „Wiedza o tym była bardziej cielesna aniżeli tamta rzeczywistość, myślała się całym ciałem, od stóp do głowy. Przelatywała w jego ciemnościach jak dreszcz. I wszystko wewnątrz zwijało się, skręcało i żarzyło od jej obiegu”. Gdy w końcu się pojawiał, już jednak „zamysły i postanowienia Elżbiety odmieniły się znacznie”. Podczas jego wyjazdu zajęła się starym stróżem i w ogóle ludźmi biednymi, ponieważ na nędzę była zawsze wrażliwa.
Zmienił się w niej w związku z tym „temat tęsknoty. Ach, to, że można się z nim porozumieć, że dla niego słowa te same znaczą to samo, co dla niej. Ta jego bliskość była teraz jedynym ratunkiem, i wiedziała, że tym samym jest ona dla niego”. Cieszyła się więc widząc narzeczonego, miała mu przecież tyle do powiedzenia. „Przed samym jego przyjściem myślała, że zawsze rzeczy najważniejsze stawały się poza nią, obok, że zawsze była od nich odgrodzona. Dopiero on, Zenon, sprawił, że to najważniejsze jest tutaj, że ją ogarnia, że wciąga ją wewnątrz życia”. Kiedy wreszcie zostali sami, opowiadała mu, co zdziałała. Siedziała na jego kolanach, trochę skrępowana i niezręczna, ale przytulona do jego ramienia. „Głaskał jej rękę i Elżbieta znowu uczuła, że dzieje się to najważniejsze, że środek życia jest tu, gdzie oni”. Nie był jej jednak dany spokój. Dowiedziała się bowiem, że ma kochankę, Justynę, która zamieszkiwała na dodatek nie zameldowana w kamienicy jej ciotki. „Elżbieta siedziała spokojna”, ale wyjęła rękę z dłoni Zenona.
„Było ulgą, że mogła teraz ręce w ciemności mocno spleść palcami, cicho załamywać”. Nie mogła zrozumieć, jak mógł ją zdradzić tego samego dnia, kiedy powrócił z Paryża i zatelefonował do niej, że już jest. Prosił, by się nie gniewała, nawet pogładziła go po włosach, „Ale ręka jej była sztywna”. Chciała znać powód zdrady. Gdy wyznał, że po prostu tęsknił za Elżbietą, chciała wstać. Przytrzymał ją, ale „nie odepchnęła go jednak. Uspokoiła się, przycichła. Ta wiadomość powoli się w niej rozrastała, rozmieszczała jakoś po różnych kątach uczucia”. Wyznał jej na dodatek, że Justyna jest w ciąży. Wyrwała się z jego objęć, ale nie dał jej odejść. Stała potulnie, myśląc, że to już widocznie tak musi być. Jej matka zawsze miewała kochanków, nasłuchała się też wielu rozmów na temat niewierności mężczyzn. Gdy Zenon obejmował ją i całował, „Zwinęła się jakby z fizycznego bólu i znów chciała się wyrwać”. Przytrzymał Elżbietę i zapowiedział, że jeżeli ona zechce, odejdzie na zawsze. Nie chciała tego. Pozwoliła zaprowadzić się do ciemnego salonu i całkowicie mu się poddała. „Przemogła się wewnątrz, rozluźniła i odemknęła na jego uścisk, cała przylegająca”.
Zobacz też : Granica
Po jakimś czasie wezwała jednak Justynę do siebie, ponieważ musiała dopełnić formalności meldunkowych. Obserwowała dziewczynę „I myślała o niej, że to ona. Że jest mu bliska, jest jego, że była przez niego szczęśliwa. (...) Miotana wstrętem i wzruszeniem, cała tętniąca od tej cudzej miłości, nie była już w stanie teraz zdobyć się na powiedzenie przygotowanych słów”. Zamiast tego spytała ją o narzeczonego. Kiedy dowiedziała się, że Justyna go kocha, powiedziała, że Zenon jest wolny i ona, Elżbieta, za niego nie wyjdzie. Wyjechała do matki. Pobyt w stolicy nie uwolnił jej jednak od dręczących pytań i wątpliwości. „Może powinna była zostać przy nim wtedy, gdy dowiedziała się wszystkiego. (...) Ogarniał ją nagły strach przed tym, co zrobiła, żal straszliwy za tym, co utraciła z własnej winy”. Zdecydowała się pozostać z matką, nie spotkać się z Zenonem nigdy więcej. Gdy go jednak zobaczyła pod domem, była zaskoczona.
Nie pytała o nic, ale przyznała, że nieustannie czekała na jego list. Leżąc w jego uściskach w hotelowym pokoju, pomyślała, że była głupia tak nagle wyjeżdżając. „Jego domknięte wokół niej ręce to było jedyne bezpieczne miejsce na ziemi. Czyż istotnie wyobrażała sobie, że mogłaby żyć bez niego?”. Zenon spodobał się jej matce i eleganckiemu towarzystwu, z czego była dumna. Pewnego wieczoru, w teatrze, wsunął jej na palec zaręczynowy pierścionek. „Nie uczyniła żadnego ruchu, nie wyszeptała ani słowa”. Postanowiła pomóc jakoś Zenonowi wyplątać się z problemu Justyny, dlatego załatwiła dziewczynie pracę w sklepie z materiałami, ponieważ była kochanka marzyła o tej posadzie. Potem pojechała z narzeczonym do Boleborzy. Serdecznie przyjęta przez przyszłych teściów, wkrótce została żoną Ziembiewicza.