Wielkie zmartwienia małych ludzi

Wielkie zmartwienia małych ludzi
Maluchy zwykle martwią się o podobne rzeczy. Jak im pomóc?
/ 24.04.2008 15:49
Wielkie zmartwienia małych ludzi
Dzieci przejmują się dokładnie takimi samymi rzeczami co ich rodzice. Tyle tylko, że dorośli potrafią problemy racjonalizować, nie wyolbrzymiają ich (przynajmniej powinni próbować), natomiast kilkulatek tego jeszcze nie umie.

Za to ma ogromną wyobraźnię, która potrafi podpowiadać naprawdę czarne scenariusze. Dla niego każda choroba, kłótnia z kolegą czy spóźnienie mamy do przedszkola mogą urosnąć do rangi wielkiego problemu. Czym najczęściej martwią się kilkulatki i jak im pomóc?

Nie starczy nam pieniędzy
Początkujący przedszkolak nie ma jeszcze świadomości, co ile kosztuje: dla niego dwa złote i dwa miliony złotych to podobne sumy. Dlatego – wbrew temu, co myśli większość z nas – temat pieniędzy często stresuje maluchy. Jak to możliwe?

Kiedy dziecku coś się podoba, prosi, by mu to dać, kupić. Jeśli jednak usłyszy od mamy, że ona nie kupi zabawki, bo nie ma pieniędzy, maluch może się przestraszyć, że rodzice nie mają ich w ogóle, nie tylko na zabawki, ale także na jedzenie, ubrania itp. – Znałam dziecko w przedszkolu, które zabierało do plecaczka kanapki, bo myślało, że jego rodzice nie są w stanie kupić nawet bułeczek na kolację – opowiada Beata Chrzanowska, psycholog z Uniwersytetu dla Rodziców. Dlatego maluchowi wszystko trzeba wyjaśniać bardzo dokładnie, by nie pozostawiać miejsca wyobraźni. Można na przykład powiedzieć: „Nie mogę ci kupić lalki, bo teraz nie starczy mi na nią pieniążków. Dopiero kiedy dostanę wypłatę, pomyślę o zabawce dla ciebie”. Ale nie musi to wcale być zabawka droga, wystarczy inna, podobna. Chodzi tylko o to, żeby nie pozwolić dziecku myśleć, że jego rodzicom brakuje pieniędzy na wszystko. To dla niego ogromny stres. Trzeba także pamiętać, aby np. o braniu kredytu nie rozmawiać w obecności malca – zwraca uwagę psycholog. – Nawet dziecko, które jest zajęte zabawą, może usłyszeć obawy rodziców, wyczuć ich niepokój, zdenerwowanie. Wtedy samo zacznie się zamartwiać.

To moja wina, że się kłócą
Kilkuletnie dzieci (do około szóstego roku życia) uważają, że mają ogromną moc sprawczą. Co to tak naprawdę oznacza?

Maluch myśli, że wszystko, co się dookoła niego dzieje, dzieje się z jego powodu – wyjaśnia Beata Chrzanowska. To dla niego świeci słońce, dzięki niemu mama się uśmiecha, dla niego babcia kupiła czekoladkę. Niestety, takie myślenie ma sporą wadę: malec uważa, że złe rzeczy także dzieją się przez niego. Jeśli rodzice kłócą się w obecności dziecka, ono obwinia siebie: „To dlatego, że byłem w przedszkolu niegrzeczny”, „...bo nie chciałam włożyć skarpetek” itp. Zaczyna się bardzo martwić, czasem boi się, że rodzice się przez niego rozwiodą (nawet kiedy kłótnia dotyczy tak banalnej rzeczy jak sprzątanie). W małżeństwie nie da się uniknąć sprzeczek, dobrze jednak, gdy nie odbywają się one przy dziecku. – A jeśli już rodzice spierali się przy malcu, przy nim też powinni się pogodzić – podpowiada psycholog. – Dziecko musi wiedzieć, że mama i tata przeprosili się i dalej się kochają! Najlepiej mu o tym powiedzieć.

Koledzy mnie nie lubią
Niektóre maluchy martwią się, i to czasem zupełnie bezpodstawnie, że nie są lubiane przez rówieśników. Może się tak dziać z kilku powodów. Zdarza się, że rodzice zadają malcowi za dużo pytań typu: „Czy Marysia cię lubi?” lub „Dlaczego dziś bawiłeś się sam?”. Zbytnie przywiązywanie wagi do kolegów, ciągłe podkreślanie, że trzeba się lubić maluch może odebrać jako powątpiewanie mamy i taty w to, że jest on w stanie zdobyć jakichkolwiek przyjaciół („Skoro tak ciągle pytają, to znaczy, że nie jestem lubiany”). Bywa też, że malec nie umie jeszcze odbierać sygnałów pozawerbalnych i np. podchodzi do maluchów, które bawią się w ścisłej grupie i na pierwszy rzut oka widać, że nie mają zamiaru zapraszać do niej nikogo innego. Efekt? Smyk zostaje przez grupę odtrącony i po kilku nieudanych próbach nabiera przeświadczenia, że nikt go nie lubi.
W obu przypadkach rodzice zamiast skupiać się na kolegach malucha, powinni jak najczęściej podkreślać jego zalety, chwalić za osiągnięcia. Dziecko, które wierzy we własne siły, z pewnością nie będzie miało również kłopotów z wiarą w to, że jest naprawdę fajnym kolegą.

Czemu umieramy
Na początku maluch pyta, dlaczego żuczek się nie rusza, co się stało z psem sąsiadów, który już z nimi nie mieszka. Wtedy warto tłumaczyć, że wszystkie żyjące istoty (również ludzie) podlegają prawom natury. Znacznie trudniej mówić o śmierci bliskich nam osób. – Nie wolno jednak omijać takich poważnych tematów, ucinać rozmowy krótkim stwierdzeniem, że dziadek umarł i już go nie ma – ostrzega Beata Chrzanowska. Dziecko na pewno zauważy Twój smutek, ale jeśli nie będzie wiedziało, dlaczego mama płacze albo chodzi przygnębiona, może sobie to różnie tłumaczyć („Na pewno stało się coś tak strasznego, że mama nie chce mi o tym powiedzieć”). Znacznie lepiej zatem wyjaśnić, że płaczesz, bo brakuje ci dziadka, tęsknisz za nim. I musisz przyzwyczaić się do tego, że już go z wami nie ma.

A co po śmierci?
Kilkulatek, który przeżył śmierć bliskiej osoby, czasem martwi się o to, co się teraz z nią dzieje. Można powiedzieć, że człowiek, który umiera, idzie do nieba i pewnie stamtąd na nas patrzy. Jedna z mam śmierć dziadka wytłumaczyła swoim maluchom w inny sposób. Powiedziała, że ciało to taki samochód, który powoli starzeje się, trzeba go naprawiać, ale w końcu nie można już nim jeździć. Wtedy kierowca przesiada się do niewidzialnego auta. Samochód jest już co prawda inny, ale kierowca ten sam: wszyscy o nim pamiętają, mogą wspominać w specjalnym miejscu na cmentarzu. – Takie porównania są dla dzieci zrozumiałe, a co najważniejsze, oswajają je ze śmiercią w łagodny sposób – wyjaśnia Beata Chrzanowska. Dzięki temu maluch nie boi się, że każda choroba to koniec świata (przecież samochód można naprawiać). Przekonuje się też, że może liczyć na rodziców: oni zawsze wyjaśnią, odpowiedzą na pytania, pocieszą. A dzięki temu dziecięce smutki szybciej mijają.

Aby smutki były malutkie
Kiedy malec się martwi, jest smutny, płaczliwy, rozdrażniony. Czasem ma nawet złe sny. Bywa, że zamyka się w sobie. Zrób wszystko, by zaczął mówić, co go trapi.

- Nie zawsze da się uniknąć zmartwień. Możesz jednak sporo zrobić, by kilkulatek jak najszybciej zapomniał o swoich smutkach.

- Nie unikaj trudnych tematów. Nie powinnaś o wszystkich problemach informować swojego smyka. Jeśli jednak dziecko widzi, że macie w domu jakieś kłopoty, lepiej mu je wyjaśnić, niż udawać, że nic się nie dzieje.

- Dokładnie tłumacz.
Im mniej miejsca pozostawisz malcowi na domysły, tym mniej strasznych rzeczy sobie wyobrazi.

- Nie bagatelizuj. Fakt, że dziecko jest małe, wcale nie oznacza, że ma małe zmartwienia. Wręcz przeciwnie, potrafi się czasem martwić znacznie bardziej niż dorosły. Nie mów więc: „Nie ma co się bać, smucić, płakać” itp., tylko: „Wiem, że ci smutno”, „Rozumiem cię”, „Pomogę ci” itd.

- Przytulaj. Dotyk dla dziecka (zresztą także dla dorosłego) to jeden z lepszych sposobów na uspokojenie, opanowanie emocji. Dzięki niemu maluch czuje się bezpieczniej.

- Bądź optymistką. Jeśli nie będziesz się martwić z byle powodu, twój malec także nie będzie pesymistą. Optymizmu można (i co najważniejsze, warto!) się nauczyć.

Beata Chrzanowska, psycholog

Redakcja poleca

REKLAMA